czwartek, 15 marca 2018

POLAKA STWARZAM


POLAKA stwarzam..
Centralne, względem Europy, geopolityczne usytuowanie Polski sprawiło, ze stała się ona krajem, na który wpływ wywarło wiele narodowości. Historia uczyniła z naszego państwa bezprzykładny tygiel kulturowy, gdzie w krwi jednego z najbardziej niezróżnicowanych pod względem narodowościowym krajów Europy, mieszały się pierwiastki rozmaite: począwszy od osiągnięć cywilizacji antycznych Greków i Rzymian, poprzez chrześcijańską Europę zachodnią, aż po Bliski Wschód, wpływy ludności żydowskiej i kulturę rosyjską.
Ten kulturowy eklektyczny kolaż nie przeszkodził temu, by w Polsce powstawały genialne wytwory Sztuki, kondensujące w sobie wielkość potencjału arcydzieł. Pomiędzy innymi za arcydzieła literatury uważam Ferdydurke oraz Ślub, autorstwa Witolda Gombrowicza - postaci będącej pierwszą przyczyną podjęcia trudu opisania kwestii polskości - problematycznej, paradoksalnej, a co za tym idzie tętniącej życiem.
Gombrowicz to genialny demiurg i obrazoburca naszej narodowej mentalności. Wiedział już w epoce w której żył, osiągnąwszy naonczas właściwy poziom świadomości, że Polakom brak jednolitej, spetryfikowanej formy, charakterystycznej dla naszego narodu, tudzież odróżniającej nas od innych państwowości. Uświadomił to naszemu językowi po raz pierwszy, dość enigmatycznie, w swoim debiutanckim tomie opowiadań Bakakaj, w tekście pod tytułem: Pamietnik Stefana Czarnieckiego: "(..)jestem szczurem bez maści, bez koloru! Szczur neutralny! Oto los mój, oto moja tajemnica" [Witold Gombrowicz, Pamiętnik Stefana Czarnieckiego, [w:] Bakakaj, Kraków 1987, s. 23].
W całym dorobku twórczym Witolda Gombrowicza znajdujemy mnóstwo uwag na temat substancji polskości i ojczyzny. Były to problemy stale jego myśl nurtujące i, zważywszy na fakt poza oceanicznej emigracji, dodatkowo nabierające na znaczeniu. W Dzienniku, gdzie to Gombrowicz stwarza się po raz trzeci, najbardziej świadomie, mówi o fenomenie polskości i polskiego człowieka wielokrotnie. Wystarczy spojrzeć w index dobrze wydanego egzemplarza, by przekonać się o niebagatelnym znaczeniu tej kwestii dla pisarza. Jednak niezaprzeczalną wydaje się teza, iż głównym tematem pisemnych enuncjacji Gombrowicza był proces stwarzania się formy, powstającej w wyniku spięć (sfery duchowej i materialnej) międzyludzkich. Formy, poza którą wyjść dążył.
We wszystkich wypowiedziach na temat polskości istnieje wspólny rdzeń myślowy, ze wszystkich tych substratycznych fragmentów tekstów autora Ferdydurke, udałoby się wydestylować tezę o konsystencji alembiku mówiącą: forma polska jest nieukształtowana, niedojrzała "Więc prawdziwa rzeczywistość polska nie wypowiadała się w książkach, które nie były z niej -były obok niej- a właśnie w tym fakcie, że książki nas nie wyrażały. Istnienie nasze na tym polegało, że nie mieliśmy istnienia dość skrystalizowanego. Forma nasza na tym, że ona właściwie nie przylegała do nas należycie. To co nas określało, to była ta niedostateczność nasza. Na czym zaś polegał błąd polskich pisarzy? Na tym, że oni usiłowali być tym, czym być nie mogli, ludźmi uformowanymi, podczas gdy byli ludźmi w trakcie formowania się.. I pragnęli, w poezji i w prozie, podciągnąć się do poziomu europejskich, bardziej skrystalizowanych narodów, nie bacząc, że to ich skazuje na wieczystą drugorzędność - gdyż nie mogli rywalizować z tamtą bardziej wyrobioną formą".[Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 263.]
Rozszczepiając przez pryzmat spojrzenia Gombrowicza światło wielkiego dorobku tradycji literackiej, uzyskujemy obraz widma najcięższej z narodowych wad - przerostu ambicji nad kompetencją ("zastaw się a postaw się")
Leżąca u węzgłowia narodowego kompleksu - chorobliwa ambicja, przerastająca kompetencję przeciętnego czy statystycznego Polaka, jest zdecydowanie balastem na drodze rozwoju (jakkolwiek pojętego: duchowego bądź materialnego). Jej krańcowe stadia osiągają kształty groteskowej chimery człowieka, który chce wziąć więcej niż unieść zdoła. Narodowy apetyt (np. ludzi dzierżących stery państwa) przerósłszy środki konsumpcyjne doprowadza do głodu i nędzy. Mierząc siły ponad możliwości tracimy podwójnie, "zanadto<chcemy być>(..), wskutek czego za mało <jesteśmy>".[Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 172.]
Dlatego Gombrowicz ucieka od Polski, od naszych blasków i cieni, nie chce o swojakach, chce poza swojakami formę własną konstruować. Najniedwuznaczniej mówi o swoim wstydzie polskości na kartach Trans-atlantyku, kiedy nie chce chwalić narodowych geniuszów[Witold Gombrowicz, Trans-atlantyk, Kraków 1986, s. 65.]. Ojczyzna, to dla pisarza wartość deficytowa. Komentuje tę myśl w Dzienniku: "Przecież każdy z wybitnych, wskutek po prostu wybitności swojej, był cudzoziemcem nawet u siebie w domu" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 65] Gombrowicz dąży ku "synczyźnie", ku młodości i nowopoczęciu.
W mojej próbie stwórczej, główny akcent położyłem na twierdzeniu, iż esencją polskości jest brak charakterystycznego, konkretnego wyrazu i, paradoksalnie, to cecha najbardziej Polakowi właściwa. Wizerunek narodowej gęby rozpięty jest pomiędzy najodleglejszymi biegunami stereotypowości. Imponderabilia polskości dają się wyabstrachować z symptomów codzienności jedynie na podstawie twierdzeń prawdopodobnych. Polskość jest bezforemnie kosmopolityczna, aczkolwiek nie da się zaprzeczyć, że wiele progów naszej narodowej tolerancji, ma wspólne zakresy. Przez to, w pewien sposób, organizuje się duch narodu.
Po pierwsze, wieki wojen, mnogość powstań narodowowyzwoleńczych wykształciły w nas najbardziej charakterystyczny rys polskiego obywatela, jakim, zdaje się, jest patriotyzm. Gombrowicz nazwał go wstydliwie - "kurczowym patriotyzmem" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 163.]. To wysokie poczucie własnej godności państwowej sprawiło, że kraj nasz bronił się zawzięcie i niestrudzenie przed wszelkimi najeźdźcami. Heroizm Polaków znany jest na całym świecie, a zasługi naszych żołnierzy odbijają się echem w Wieczności. Honor polskiego rycerza to wartość trwała, kultywowana po dziś dzień.
Przywiązanie do ojczyzny i służba jej , są jakby przyrodzone Polakowi "Już pierwsi polscy kronikarze ukazywali przede wszystkim wzory patriotyzmu w działalności królów i rycerzy" [Polska i Polacy, wybór oraz wstęp: Bogdan Suchodolski, Warszawa 1981, s. 19.].
Tu znów zamiast czarnoziemu znajdujemy ugór, powstały wskutek przerostu formy nad treścią. Państwo polskie, w którym każdy jest wielkim panem wydaje pokos plonu pokolenia Sarmatów nadwiślańskich, a czasy ich wolności szlacheckiej kończą się rozbiorami Polski. Demon historii objawił nam, w sposób bezprecedensowy, najgłębiej zakorzenioną narodową wadę: przerostu ambicji nad kompetencją. Nie mogło być porządku w kraju, gdzie każdy chciał być królem i panem (może dlatego dziś jest zbyt wielu managerów, a za mało, np. filologów, jak zauważył prof. Jan Miodek na jednym z wykładów uniwersyteckich). Toteż Gombrowicz, niestrudzony ironista i prześmiewca, przypłynąwszy do Argentyny, obwołał się hrabią w tamtejszej kawiarni REX. Był tak tytułowany do momentu, kiedy to w ręce kawiarnianego towarzystwa trafił egzemplarz Braci Karamazow Fiodora Dostojewskiego. Ów dementuje w swej powieści szlacheckie pochodzenie podróżujących Polaków.
Jednakowoż, czytając uważnie Dziennik, znajdziemy doskonałe remedium na stan zadufania we własnym jestestwie: "A zatem przekora powinna stać się dominatą naszego rozwoju. Będziemy musieli na długie lata oddać się przekorze, szukając tego właśnie, czego nie chcemy, przed czym się wzdragamy. Literatura? Literaturę powinniśmy mieć akurat przeciwną tej, która dotąd się nam pisała, musimy szukać nowej drogi w opozycji do Mickiewicza i wszystkich królów duchów.(..) Historia? (..) właśnie historia stanowi nasze dziedziczne obciążenie, narzuca nam sztuczne wyobrażenie o sobie(..)" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 173.].
Gombrowicz był konsekwentny w swej niekonsekwencji. Pomimo całego oderwania i wstydu, niechęci wobec Polski, ton melancholijnej tęsknoty, tak marginalny w jego twórczości, jest wyczuwalny w dzienniku. Wyjątkowo wyraźnie gdy to wyprowadza Polaka z kształtu duchowego, wykutego sto pięćdziesiąt lat temu, od chwili obecnej, przez litewskiego poetę.[Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 59.]
Drugą z wyegzemplifikowanych tez, na temat naszego narodowego charakteru, jest twierdzenie o braku poszanowania - czy to dla ludzi, czy też dla cudzej własności. Cecha ta, w skrajnym odcieniu, przybiera garderobę zawiści - niweczącej, przemocą i wandalizmem, wspólnotę. Podstępna zazdrość zaciemnia polskiego obywatela, który zamiast skupić się nad własną pracą i gromadzeniem sobie upodobanych dóbr, trwoni czas nad dziełem zniszczenia i zepsucia.
Trzy: Polacy to naród wysoce schizmatyczny, przez co rozumiem niezdecydowanie, a do tego kategoryczny. Momentalnie popadający ze skrajności w ekstremum przeciwne. Przykładem może być sytuacja selekcjonera polskiej kadry narodowej podczas mundialu 2002 roku, organizowanego przez Koreę Południową i Japonię. Za wielki sukces poczytano panu Jerzemu Engelowi wprowadzenie reprezentacji naszego kraju do turnieju. Nie liczono wówczas na wiele więcej. Dwa przegrane mecze, z wyżej notowanymi drużynami, sprowadzają na trenera falę krytyki. Jakże łatwo przyszła Polakom zmiana nastroju. Kaskady entuzjazmu zmieniają się w potok uszczypliwych uwag. Trzeci, wygrany mecz i tym samym dobre końcowe wrażenie nie przynoszą rozluźnienia atmosfery, trener zostaje zdymisjonowany. To kolejne zwycięstwo ambicji nad kompetencją.
Ostatnim, najostrzejszym z rysów polskiego charakteru, ujętych w ramy mojej próby twórczej, jest religijność. Ludność naszego kraju, od czasu przyjęcia chrztu przez Mieszka I, integruje się za pośrednictwem instytucji Kościoła. Siła polskiej wiary i oddanie służbie Bożej to rezultat, najprawdopodobniej, niedokształcenia narodowej formy. Polacy usilnie wierzą w istnienie bytu transcendentalnego, nieosiągalnego w granicach poznania, który animizuje, modeluje, determinuje czy wreszcie sankcjonuje nasze zachowanie. Ufamy, iż to siła wyższa dyktuje słowa i kieruje naszą wolą dążenia. Gombrowicz, wypowiadając się o wierze polskiej w roku 1953, stwierdził, że jest ona: "jak kawałek suchego chleba, który z trzaskiem łamie się na dwie części: wierzącą i niewierzącą" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 45]. Mimo tego do dziś Polskę postrzega się jako kraj religijny. Polak był papieżem i do dziś jest dla Polaków ikoną chrześcijanizmu. Cała gałąź społecznej struktury to kasta księży. J. W. Goethe, zapisał w Fauście, że to właśnie oni trwonią majątek narodowy. Ludzie wierzą i modlą się, dzielą pieniędzmi z kapłanami wszelkich szczebli hierarchii kościelnej. Z patetycznymi na ogół swym wątpliwym majestatem teologami, którym zdaje się, że ferują wyroki boskie. Boga należałoby szukać raczej w sobie, a nie pośród niekoniecznie przeterminowanych wywodów ciemnego faryzeusza na ambonie.
Z powyższego wyliczenia wynikają wnioski o pejoratywnym wydźwięku. Czynię z Polaka człowieka ślepego wiarą czy zastraszonego karą, co dobre oddanego idei ojczyzny, wahliwego podczas wyboru rozwiązań ciekawskiego zazdrośnika. Nie. Pal diabli. Chciałem unaocznić pewne ekstrema 90% populacji Polski. Uwypuklić poprzez deformację elementy szczególne i, jakby rzec, telewizyjne; stereotypowe. Całe szczęście to Polska i znajdzie się na pewno milion 'gości' którzy zrobią to lepiej i jest w nas Nadzieja.
Ja uchylam się od obrazu Polaka który naszkicowałem. Myślę, że należy poniechać interpretacji ujmującej ducha narodu w jakąś syntetyczną definicję, gdyż ona nie odmaluje nam stanu faktycznego, a odłożywszy na bok dziesięciowiekową tradycję naszej państwowości przedstawionej przez kroniki i podręczniki szkolne, acz jej przemożnego wpływu nie sposób zanegować - skierujmy naszą uwagę na chwilę obecną. "Musimy oderwać się uczuciowo i intelektualnie od Polski po to, aby uzyskać w stosunku co do niej większą swobodę działania, aby móc ją stwarzać" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 163.].
Żyjemy w czasie światowej globalizacji, integrowania się ludzkości - nie na poziomach struktur narodowościowych - ale obejmujących obszary kontynentalne. Jestem przekorny wobec samego siebie gdyż jestem nacjonalistą i przykład Biblijnej Wieży Babel jest dość wymowny. A może podobnie jak Witold Gombrowicz jestem konsekwentny w niekonsekwencji. Język jest jednak rozwiązaniem dla tego problemu, ale to już temat na osobną rozprawę.
To początek nowej epoki, w której redefiniowaniu ulec musi wiele pojęć. Zdewaluowawszy pewne wartości, musimy nobilitować bardziej priorytetowe. Fenomen kosmopolityzmu - wszechobywatelstwa winien stać się hasłem sztandarowym prac antropologicznych i teoretyzujących kulturę. XXI wiek będzie okresem, w którym materiał genetyczny cywilizacji uzyska drogę dostępu do pomnożenia wartości asymilacyjnej jednostek.
"Między nami mówiąc, człowiek nowoczesny niepomiernie giętkim być musi; człowiek nowoczesny wie, iż nie ma nic stałego, nic absolutnego, a wszystko w każdej chwili stwarza się.. stwarza się między ludźmi.. stwarza się.." [Witold Gombrowicz, Ślub, [w:] Dramaty, Kraków 1986, s. 158-159.].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz