POLAKA
stwarzam..
Centralne,
względem Europy, geopolityczne usytuowanie Polski sprawiło, ze
stała się ona krajem, na który wpływ wywarło wiele narodowości.
Historia uczyniła z naszego państwa bezprzykładny tygiel
kulturowy, gdzie w krwi jednego z najbardziej niezróżnicowanych pod
względem narodowościowym krajów Europy, mieszały się pierwiastki
rozmaite: począwszy od osiągnięć cywilizacji antycznych Greków i
Rzymian, poprzez chrześcijańską Europę zachodnią, aż po Bliski
Wschód, wpływy ludności żydowskiej i kulturę rosyjską.
Ten
kulturowy eklektyczny kolaż nie przeszkodził temu, by w Polsce
powstawały genialne wytwory Sztuki, kondensujące w sobie wielkość
potencjału arcydzieł. Pomiędzy innymi za arcydzieła literatury
uważam Ferdydurke oraz Ślub, autorstwa Witolda
Gombrowicza - postaci będącej pierwszą przyczyną podjęcia trudu
opisania kwestii polskości - problematycznej, paradoksalnej, a co za
tym idzie tętniącej życiem.
Gombrowicz
to genialny demiurg i obrazoburca naszej narodowej mentalności.
Wiedział już w epoce w której żył, osiągnąwszy naonczas
właściwy poziom świadomości, że Polakom brak jednolitej,
spetryfikowanej formy, charakterystycznej dla naszego narodu, tudzież
odróżniającej nas od innych państwowości. Uświadomił to
naszemu językowi po raz pierwszy, dość enigmatycznie, w swoim
debiutanckim tomie opowiadań Bakakaj, w tekście pod tytułem:
Pamietnik Stefana Czarnieckiego: "(..)jestem szczurem
bez maści, bez koloru! Szczur neutralny! Oto los mój, oto moja
tajemnica" [Witold Gombrowicz, Pamiętnik Stefana
Czarnieckiego, [w:] Bakakaj, Kraków 1987, s. 23].
W
całym dorobku twórczym Witolda Gombrowicza znajdujemy mnóstwo uwag
na temat substancji polskości i ojczyzny. Były to problemy stale
jego myśl nurtujące i, zważywszy na fakt poza oceanicznej
emigracji, dodatkowo nabierające na znaczeniu. W Dzienniku, gdzie to
Gombrowicz stwarza się po raz trzeci, najbardziej świadomie, mówi
o fenomenie polskości i polskiego człowieka wielokrotnie. Wystarczy
spojrzeć w index dobrze wydanego egzemplarza, by przekonać się o
niebagatelnym znaczeniu tej kwestii dla pisarza. Jednak
niezaprzeczalną wydaje się teza, iż głównym tematem pisemnych
enuncjacji Gombrowicza był proces stwarzania się formy, powstającej
w wyniku spięć (sfery duchowej i materialnej) międzyludzkich.
Formy, poza którą wyjść dążył.
We
wszystkich wypowiedziach na temat polskości istnieje wspólny rdzeń
myślowy, ze wszystkich tych substratycznych fragmentów tekstów
autora Ferdydurke, udałoby się wydestylować tezę o konsystencji
alembiku mówiącą: forma polska jest nieukształtowana, niedojrzała
"Więc prawdziwa rzeczywistość polska nie wypowiadała się
w książkach, które nie były z niej -były obok niej- a właśnie
w tym fakcie, że książki nas nie wyrażały. Istnienie nasze na
tym polegało, że nie mieliśmy istnienia dość skrystalizowanego.
Forma nasza na tym, że ona właściwie nie przylegała do nas
należycie. To co nas określało, to była ta niedostateczność
nasza. Na czym zaś polegał błąd polskich pisarzy? Na tym, że oni
usiłowali być tym, czym być nie mogli, ludźmi uformowanymi,
podczas gdy byli ludźmi w trakcie formowania się.. I pragnęli, w
poezji i w prozie, podciągnąć się do poziomu europejskich,
bardziej skrystalizowanych narodów, nie bacząc, że to ich skazuje
na wieczystą drugorzędność - gdyż nie mogli rywalizować z tamtą
bardziej wyrobioną formą".[Witold
Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 263.]
Rozszczepiając
przez pryzmat spojrzenia Gombrowicza światło wielkiego dorobku
tradycji literackiej, uzyskujemy obraz widma najcięższej z
narodowych wad - przerostu ambicji nad kompetencją ("zastaw
się a postaw się")
Leżąca
u węzgłowia narodowego kompleksu - chorobliwa ambicja,
przerastająca kompetencję przeciętnego czy statystycznego Polaka,
jest zdecydowanie balastem na drodze rozwoju (jakkolwiek pojętego:
duchowego bądź materialnego). Jej krańcowe stadia osiągają
kształty groteskowej chimery człowieka, który chce wziąć więcej
niż unieść zdoła. Narodowy apetyt (np. ludzi dzierżących stery
państwa) przerósłszy środki konsumpcyjne doprowadza do głodu i
nędzy. Mierząc siły ponad możliwości tracimy podwójnie,
"zanadto<chcemy być>(..), wskutek czego za mało
<jesteśmy>".[Witold
Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 172.]
Dlatego
Gombrowicz ucieka od Polski, od naszych blasków i cieni, nie chce o
swojakach, chce poza swojakami formę własną konstruować.
Najniedwuznaczniej mówi o swoim wstydzie polskości na kartach
Trans-atlantyku, kiedy nie chce chwalić narodowych
geniuszów[Witold Gombrowicz, Trans-atlantyk, Kraków 1986, s.
65.]. Ojczyzna, to dla pisarza wartość deficytowa. Komentuje tę
myśl w Dzienniku: "Przecież każdy z wybitnych,
wskutek po prostu wybitności swojej, był cudzoziemcem nawet u
siebie w domu" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956,
Kraków 1997, s. 65] Gombrowicz dąży ku "synczyźnie",
ku młodości i nowopoczęciu.
W
mojej próbie stwórczej, główny akcent położyłem na
twierdzeniu, iż esencją polskości jest brak charakterystycznego,
konkretnego wyrazu i, paradoksalnie, to cecha najbardziej Polakowi
właściwa. Wizerunek narodowej gęby rozpięty jest pomiędzy
najodleglejszymi biegunami stereotypowości. Imponderabilia polskości
dają się wyabstrachować z symptomów codzienności jedynie na
podstawie twierdzeń prawdopodobnych. Polskość jest bezforemnie
kosmopolityczna, aczkolwiek nie da się zaprzeczyć, że wiele progów
naszej narodowej tolerancji, ma wspólne zakresy. Przez to, w pewien
sposób, organizuje się duch narodu.
Po
pierwsze, wieki wojen, mnogość powstań narodowowyzwoleńczych
wykształciły w nas najbardziej charakterystyczny rys polskiego
obywatela, jakim, zdaje się, jest patriotyzm. Gombrowicz nazwał go
wstydliwie - "kurczowym patriotyzmem" [Witold
Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 163.]. To
wysokie poczucie własnej godności państwowej sprawiło, że kraj
nasz bronił się zawzięcie i niestrudzenie przed wszelkimi
najeźdźcami. Heroizm Polaków znany jest na całym świecie, a
zasługi naszych żołnierzy odbijają się echem w Wieczności.
Honor polskiego rycerza to wartość trwała, kultywowana po dziś
dzień.
Przywiązanie
do ojczyzny i służba jej , są jakby przyrodzone Polakowi "Już
pierwsi polscy kronikarze ukazywali przede wszystkim wzory
patriotyzmu w działalności królów i rycerzy" [Polska
i Polacy, wybór oraz wstęp: Bogdan Suchodolski, Warszawa 1981,
s. 19.].
Tu
znów zamiast czarnoziemu znajdujemy ugór, powstały wskutek
przerostu formy nad treścią. Państwo polskie, w którym każdy
jest wielkim panem wydaje pokos plonu pokolenia Sarmatów
nadwiślańskich, a czasy ich wolności szlacheckiej kończą się
rozbiorami Polski. Demon historii objawił nam, w sposób
bezprecedensowy, najgłębiej zakorzenioną narodową wadę:
przerostu ambicji nad kompetencją. Nie mogło być porządku w
kraju, gdzie każdy chciał być królem i panem (może dlatego dziś
jest zbyt wielu managerów, a za mało, np. filologów, jak zauważył
prof. Jan Miodek na jednym z wykładów uniwersyteckich). Toteż
Gombrowicz, niestrudzony ironista i prześmiewca, przypłynąwszy do
Argentyny, obwołał się hrabią w tamtejszej kawiarni REX. Był tak
tytułowany do momentu, kiedy to w ręce kawiarnianego towarzystwa
trafił egzemplarz Braci Karamazow Fiodora Dostojewskiego. Ów
dementuje w swej powieści szlacheckie pochodzenie podróżujących
Polaków.
Jednakowoż,
czytając uważnie Dziennik, znajdziemy doskonałe remedium na
stan zadufania we własnym jestestwie: "A zatem przekora
powinna stać się dominatą naszego rozwoju. Będziemy musieli na
długie lata oddać się przekorze, szukając tego właśnie, czego
nie chcemy, przed czym się wzdragamy. Literatura? Literaturę
powinniśmy mieć akurat przeciwną tej, która dotąd się nam
pisała, musimy szukać nowej drogi w opozycji do Mickiewicza i
wszystkich królów duchów.(..) Historia? (..) właśnie historia
stanowi nasze dziedziczne obciążenie, narzuca nam sztuczne
wyobrażenie o sobie(..)" [Witold Gombrowicz, Dziennik
1953-1956, Kraków 1997, s. 173.].
Gombrowicz
był konsekwentny w swej niekonsekwencji. Pomimo całego oderwania i
wstydu, niechęci wobec Polski, ton melancholijnej tęsknoty, tak
marginalny w jego twórczości, jest wyczuwalny w dzienniku.
Wyjątkowo wyraźnie gdy to wyprowadza Polaka z kształtu duchowego,
wykutego sto pięćdziesiąt lat temu, od chwili obecnej, przez
litewskiego poetę.[Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956,
Kraków 1997, s. 59.]
Drugą
z wyegzemplifikowanych tez, na temat naszego narodowego charakteru,
jest twierdzenie o braku poszanowania - czy to dla ludzi, czy też
dla cudzej własności. Cecha ta, w skrajnym odcieniu, przybiera
garderobę zawiści - niweczącej, przemocą i wandalizmem,
wspólnotę. Podstępna zazdrość zaciemnia polskiego obywatela,
który zamiast skupić się nad własną pracą i gromadzeniem sobie
upodobanych dóbr, trwoni czas nad dziełem zniszczenia i zepsucia.
Trzy:
Polacy to naród wysoce schizmatyczny, przez co rozumiem
niezdecydowanie, a do tego kategoryczny. Momentalnie popadający ze
skrajności w ekstremum przeciwne. Przykładem może być sytuacja
selekcjonera polskiej kadry narodowej podczas mundialu 2002 roku,
organizowanego przez Koreę Południową i Japonię. Za wielki sukces
poczytano panu Jerzemu Engelowi wprowadzenie reprezentacji naszego
kraju do turnieju. Nie liczono wówczas na wiele więcej. Dwa
przegrane mecze, z wyżej notowanymi drużynami, sprowadzają na
trenera falę krytyki. Jakże łatwo przyszła Polakom zmiana
nastroju. Kaskady entuzjazmu zmieniają się w potok uszczypliwych
uwag. Trzeci, wygrany mecz i tym samym dobre końcowe wrażenie nie
przynoszą rozluźnienia atmosfery, trener zostaje zdymisjonowany. To
kolejne zwycięstwo ambicji nad kompetencją.
Ostatnim,
najostrzejszym z rysów polskiego charakteru, ujętych w ramy mojej
próby twórczej, jest religijność. Ludność naszego kraju, od
czasu przyjęcia chrztu przez Mieszka I, integruje się za
pośrednictwem instytucji Kościoła. Siła polskiej wiary i oddanie
służbie Bożej to rezultat, najprawdopodobniej, niedokształcenia
narodowej formy. Polacy usilnie wierzą w istnienie bytu
transcendentalnego, nieosiągalnego w granicach poznania, który
animizuje, modeluje, determinuje czy wreszcie sankcjonuje nasze
zachowanie. Ufamy, iż to siła wyższa dyktuje słowa i kieruje
naszą wolą dążenia. Gombrowicz, wypowiadając się o wierze
polskiej w roku 1953, stwierdził, że jest ona: "jak kawałek
suchego chleba, który z trzaskiem łamie się na dwie części:
wierzącą i niewierzącą" [Witold Gombrowicz, Dziennik
1953-1956, Kraków 1997, s. 45]. Mimo tego do dziś Polskę
postrzega się jako kraj religijny. Polak był papieżem i do dziś
jest dla Polaków ikoną chrześcijanizmu. Cała gałąź społecznej
struktury to kasta księży. J. W. Goethe, zapisał w Fauście,
że to właśnie oni trwonią majątek narodowy. Ludzie wierzą i
modlą się, dzielą pieniędzmi z kapłanami wszelkich szczebli
hierarchii kościelnej. Z patetycznymi na ogół swym wątpliwym
majestatem teologami, którym zdaje się, że ferują wyroki boskie.
Boga należałoby szukać raczej w sobie, a nie pośród
niekoniecznie przeterminowanych wywodów ciemnego faryzeusza na
ambonie.
Z
powyższego wyliczenia wynikają wnioski o pejoratywnym wydźwięku.
Czynię z Polaka człowieka ślepego wiarą czy zastraszonego karą,
co dobre oddanego idei ojczyzny, wahliwego podczas wyboru rozwiązań
ciekawskiego zazdrośnika. Nie. Pal diabli. Chciałem unaocznić
pewne ekstrema 90% populacji Polski. Uwypuklić poprzez deformację
elementy szczególne i, jakby rzec, telewizyjne; stereotypowe. Całe
szczęście to Polska i znajdzie się na pewno milion 'gości' którzy
zrobią to lepiej i jest w nas Nadzieja.
Ja
uchylam się od obrazu Polaka który naszkicowałem. Myślę, że
należy poniechać interpretacji ujmującej ducha narodu w jakąś
syntetyczną definicję, gdyż ona nie odmaluje nam stanu
faktycznego, a odłożywszy na bok dziesięciowiekową tradycję
naszej państwowości przedstawionej przez kroniki i podręczniki
szkolne, acz jej przemożnego wpływu nie sposób zanegować -
skierujmy naszą uwagę na chwilę obecną. "Musimy oderwać
się uczuciowo i intelektualnie od Polski po to, aby uzyskać w
stosunku co do niej większą swobodę działania, aby móc ją
stwarzać" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956,
Kraków 1997, s. 163.].
Żyjemy
w czasie światowej globalizacji, integrowania się ludzkości - nie
na poziomach struktur narodowościowych - ale obejmujących obszary
kontynentalne. Jestem przekorny wobec samego siebie gdyż jestem
nacjonalistą i przykład Biblijnej Wieży Babel jest dość
wymowny. A może podobnie jak Witold Gombrowicz jestem konsekwentny w
niekonsekwencji. Język jest jednak rozwiązaniem dla tego problemu,
ale to już temat na osobną rozprawę.
To
początek nowej epoki, w której redefiniowaniu ulec musi wiele
pojęć. Zdewaluowawszy pewne wartości, musimy nobilitować bardziej
priorytetowe. Fenomen kosmopolityzmu - wszechobywatelstwa winien stać
się hasłem sztandarowym prac antropologicznych i teoretyzujących
kulturę. XXI wiek będzie okresem, w którym materiał genetyczny
cywilizacji uzyska drogę dostępu do pomnożenia wartości
asymilacyjnej jednostek.
"Między
nami mówiąc, człowiek nowoczesny niepomiernie giętkim być musi;
człowiek nowoczesny wie, iż nie ma nic stałego, nic absolutnego, a
wszystko w każdej chwili stwarza się.. stwarza się między
ludźmi.. stwarza się.." [Witold Gombrowicz, Ślub,
[w:] Dramaty, Kraków 1986, s. 158-159.].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz