niedziela, 31 grudnia 2023

5. UCZCIWOŚĆ I RZETELNOŚĆ

 Dzień dobry Czytelniku.

Kolejna porcja mojego syfu. Kolejna doza inhalacji moją zapachową świeczką. Niezauważalnie przenikające do mózgu słowa, słowa ten mózg użyźniające. Pisze sam analfabetagammaitakdoomegi. Żeby mnie zrozumieć trzeba zjeść wiele kwasów tłuszczowych 3 i 6, wówczas procesy myślowe wznoszą się na wyższy pułap i można mnie dosięgnąć. Zatonąć w mojej świetlanej przepaści. Chciałbym do tego być poetycki jak Zaratustra. Kojarzycie tego Niemca. Ok – tak serio: wcale nie trzeba sięgać po mnie wysoko – jestem tu: czarno na białym, jasno i prosto. Rzetelnie i uczciwie. I o tym chcę dziś pisać - o rzetelności i uczciwości. To piąta, główna zasada Orła Zwycięzcy. Dzieli się na osiem pomniejszych wytycznych. Zobaczycie, że wkrótce rzetelność stanie się modnym słowem, a ja lansuję je i promuję jako jeden z pierwszych. Mówię rzetelnie. Można oprzeć się o moje słowo, bo odpowiadam za nie. Na niewielu rzeczach się znam i bardzo często „zdobywam się na dwa słowa, na które nigdy nie zdobędą się ludzie banalni: nie wiem”. Jak pisał Aleksander Dumas. Ale gdy już coś twierdzę to najczęściej a posteriori – poparłszy to wielokrotnym doświadczeniem. Gdy oddalam się to jeszcze rzetelność moja świeci temu domowi. Wyświadczam więcej niż obiecałem. Zaczynam wcześniej i często nie wykorzystuję całej przerwy. I nie obchodzi mnie, iż nikt się nie dowie – sam przed sobą muszę być uczciwy i rzetelny – bo ja będę wiedział. Zaczynam od siebie, ale wtedy i najlepsze kąski są dla mnie. Moje tworzywo jest łatwe w odbiorze, a co więcej, gdy na mnie patrzysz, to myślisz: „skoro on może, to i my potrafimy”. Byłbym dobrym pedagogiem. W większości rzeczy, gdy bierzesz się do nich uczciwie i rzetelnie, możesz osiągnąć sukces. Ale lepiej mieć jedną cnotę, to jest szerszy most do przejścia. Jedna profesja, w którą zainwestujesz godziny praktyki i szczerej chęci. Jej owoce, procenty tej lokaty pojawią się za jakiś czas. Kilka lat po kilka godzin dziennie. Musisz być najlepszy. Prawy, słowny, sumienny, godny, solidny, porządny, przyzwoity i posłuszny. Wymagam zbyt wiele? Ale spójrz na mnie. Jestem najbardziej prawym człowiekiem na kuli ziemskiej, a „kto jest bez winy, niech weźmie kamień i pierdolnie się nim w łeb”, jak nawinął Hans z 5.2. Dębiec. O słowności już rzekłem. Gdy się wysłowisz to jakbyś był zbawiony. I jeszcze cytat, z filmu Oldboy: „śmiej się a cały świat będzie śmiał się razem z tobą, płacz to będziesz płakał sam”. Nie wiem czy kojarzycie moją zajawkę, więc opowiem. To filozofia good prosperity: mówię o tym co lubię, co mi się podoba, co jest dobre, chwalę i podziwiam, a co jest złe – okrywam całunem milczenia. Tak jest w Hollywood, tam wszyscy mówią o sobie dobrze, święcą dobrobyt. Bawię się żywiołem słowa, próbuję powiedzieć coś nowego. Czekam na Nowy Rok, by był lepszy od poprzedniego, by z wdziękiem ucałował na powitanie dłoń Jednej Jedynej. Sumienny – rozumiesz Czytelniku? Dla mnie to porcja zastanowienia, oparcie w historii, zawsze mam z tyłu głowy, że jeśli coś ma się opłacić to trzeba dać z siebie 100%, wiedzieć, że zrobione zostało dobrze. Aż do bólu ciemienia, żeby z czystym sumieniem się spowiadać: „zrobiłem sam, więc mam pewność, że najlepiej”. Godny – myję kible, zlewy i podłogi, wyrzucam śmieci na co dzień, ale zachowuję przy tym godność, chlor mnie dezynfekuje – chloricide – pracuję, nie muszę kraść, oszukiwać itp., mądrzy ludzie doceniają mój wkład pracy, której sami nie chcieliby wykonywać, jestem potrzebny, szanują mnie, bo robię to rzetelnie. Noszę się godnie by czcić przyjaciół. Na pytanie „gdzie oni są?”, odpowiem: trzeba być przyjacielem dla samego siebie, wówczas też wybaczysz, co wybaczy przyjaciel, a ty sam sobie byś nie wybaczył. Solidny – masz ku temu lwią siłę, by wziąć to prawo. Uniesiesz przeznaczenie. Jak krzepko ściśniesz moją dłoń? Gwóźdź jest po to żeby wbić. Te wszystkie wytyczne się zazębiają, ich zbiory mają płynne granice, przenikają się, tam gdzie jeszcze nie skończył się zakres jednej już poczyna się druga i tak dalej. Porządny – należycie wypełniający swoje obowiązki, dokładnie rozumiejący powierzoną rolę i mocno w niej tkwiący, świadomie realizujący założenia, z kolejno ułożonymi priorytetami. W porządku, z kolejnością, z szykiem, z listą zadań. Wartościowy. Przyzwoity – to się dobrze godzi jedno z drugiem. Schludność w ubiorze i higienie postępowania, w dbałości o wygląd i wrażenia jakie wywierasz, pochwała w oddechu, w jego świeżości i czystości uścisku dłoni. Znajomość etykiety różnych środowisk, co wolno a czego nie powinieneś. Również w zakresie słów, w ich potędze, w której partycypujesz. Posłuszeństwo – bo „bunt to dostojeństwo w niewolniku” królewską dostojnością jest posłuszeństwo. Znam moje miejsce w szeregu i nic mi się nie wydaje. Jestem maleńkim trybikiem ogromnej machiny – potrzebny, ale łatwy do zastąpienia, małym kosztem. Dlatego słucham moich mocodawców, rodziców i mądrych ludzi wokół mnie. Jestem średniakiem więc muszę dużo pracować, posłuszeństwo procedurom ułatwia mi codzienność. Gotowe szablony sprawiają, że mogę w pracę włożyć mniejszy wysiłek i wykonać ją dobrze. Poddaję się woli wieczności, subordynuję się. I wówczas obustronne jest zadowolenie. Świadomie ulegam, godzę się – to moja wolność. Wykonuję ciężką robotę z zaangażowaniem i entuzjazmem.

sobota, 30 grudnia 2023

4. ŚWIĘTY SZACUNEK

 Dzień dobry Czytelniku.

Dziś na początek krótka, streszczona przeze mnie i niedoskonale z pamięci odtworzona historia o Szklanym Człowieku. Mianowicie w parku, w okolicach zamku, w labiryncie żywopłotów, w samym centrum tegoż zielonego terenu, stał szklany posąg człowieka. Rzeźba oprócz kunsztu z jakim została wykonana, przez co wszyscy chcieli ją widzieć, niczym szczególnym się nie wyróżniała z pozoru. Jednakże w jej bliskości wszyscy mówili prawdę. Kłamstwo w obecności szklanego człowieka było nawet nie do pomyślenia. Działał tak na wszystkich tam spacerujących. Wyjawiali kłamstwa, opowiadali o zaniechaniach, tłumaczyli się z potknięć, mówili tylko prawdę, często bolesną dla towarzyszy przechadzki, niejednokrotnie przekreślającą dalszą wspólną przyszłość. Kochankowie opowiadali o zdradach, podwładni o kradzionych korzyściach, przełożeni o skąpstwie w wynagrodzeniu. Ogólnie mówiąc żaden rodzaj kłamstwa nie mógł pozostać zatajony w obecności szklanego człowieka. I wiecie co się stało? Rozbito szklanego człowieka. Zniszczono posąg.

To nie jest wybór pomiędzy doskonałością tajemnicy, a wadliwym rozwiązaniem. To kwestia szczerości i fałszu. Okazja nie czyni złodziejem – albo się nim jest albo nie. A kradzieże na dużą skalę nazywają się polityką. Opowiastka słowem wstępu, bowiem dziś może znowu przyjdzie mi przerwać zmowę milczenia. Ogólnoludzką, dotyka ona każdego, co prawda szybko się o niej zapomina, można sobie wmówić, iż to halucynacje, ale wywiera wielki wpływ na codzienność wszystkich nas. Wielu się jej wstydzi, wielu nienawidzi, inni twierdzą, iż to samoobrona, ale wszyscy zgodnie milczą. Zaratustra mówi, iż nie są to rzeczy brudne i nie jest to dla niego najgorsze, że wiele jest mądrości w tym, że tyle jest plugastwa na świecie. I owszem zgadzam się. Co więcej: nie sposób tego uniknąć – jestem też waszym człowiekiem. Chcę pisać dziś o Świętym Szacunku. O czwartej zasadzie Orła Zwycięzcy. Dzielę ją na cztery pomniejsze – cześć, poważanie, uznanie i mydło. Zwyczaj uścisku dłoni przy powitaniu czy pożegnaniu jest powodem do wielu... hm... chwil przemyśleń, do intymnych kalkulacji. Mogę nie znać Twojego imienia, nie wiedzieć skąd pochodzisz, czym się zajmują Twoi rodzice, ale już dochodzi do takiej czułości, że się ściskamy. To dla mnie nie po kolei. Ostatnia epidemia w prosty sposób wykazała jak niewłaściwy to obyczaj. Wielu ludzi wówczas przekonało się, że mycie rąk nie boli i nauczyło się to robić we właściwy sposób. A przecież często nie od razu mamy gdzie ablucji dłoni dokonać, zanieczyściwszy je. Trzeba to robić jak najczęściej. Jak najdokładniej. Obficie natłuszczając mydłem. Trzeba się szanować, nawet jak inni tego nie robią. Zacząć od siebie, wówczas możesz wymagać. To jest dopiero święty szacunek: po pierwsze wobec samego siebie, zdrowe, krzepkie samolubstwo. Wtedy pora na cześć dla bliźnich, że czcisz w nich towarzyszy, jednostki z tego samego społeczeństwa, sąsiedztwo choćby najdalsze; że współpracujemy by mnożyć dobrobyt. Poważanie – szanujesz, nie wyśmiewasz, traktujesz z uczciwą powagą i poświęcasz uwagę, na to, co sobą reprezentują, o czym mówią i jak Cię mijają, lub wkraczają w Twoje życie. Uznanie – dla dokonań, dla autorytetów jakie za nami stoją, w imię których postępujemy. Dla osiągnięć, wyczynów, zaangażowania, dla sztandaru pod jakim walczymy. I mydło - cudowny wynalazek, absorbujący większość brudów i tym podobnych. Przyjemnie pachnące, różnokolorowe, w najprzeróżniejszych odmianach i wariantach – od ziołowych, przez szare aż do siarkowego. Śmiało mogę rzec – święte. Broń antyterrorystów, nie obijających się nigdy. Czysta doza adrenaliny wprost na skórę. Albo oryginalnej apotransforminy, jeśli cię na nią stać. Lub cokolwiek dobrego co mógłbyś pomyśleć.

Zapewne Czytelniku jesteś urobiony po łokcie i nie masz czasu czytać takich bzdur. Ale pomyśl tylko czy i ja nie mam racji. Bo Ty ją masz na pewno czytając mój esej. Rozumiemy się doskonale. Wiesz dokładnie o czym mówię, ale nie chcesz mnie ciągnąć za język – właśnie po to, bym go rozwiązał. Wysnuwasz wniosek, który Cię pociąga. Moje milczenie nauczyło się jakby się milczeniem nie zdradzać. Wbrew pozorom to nietrudne.

Trwam w czystocie – tyle na ile to możliwe. Dbam o to, nauczyłem się Świętego Szacunku, choć niejednokrotnie zaprzeczałem mu najostrzej. Wiem, że życzyłem sobie wówczas Śmierci. A moje życie było kłamstwem. Grzesząc druzgotałem warowne wieże wiary. Ale zdążyłem się opamiętać. Ze zgniłego źdźbła nadziei kwitnie drzewko. Wiem też, że nawet do czystych paznokci można się przyczepić, dlatego niektórym czystota winna być zakazana, jak rzecze Zaratustra. Tę przypowieść trudno mi zrozumieć.

Może któregoś dnia ludzkość, próba jaką jest ludzkość, zrozumie, że karmienie się złudzeniami to błąd, że i moja łapa ma pazury, że chwilowa korzyść jest słabsza aniżeli ta długodystansowa. I ktoś władny ku temu, zarządzi wielkie szorowanie przed mostem na drugą stronę, zaprzeczając tym samym nienawiści jaką rozsiewamy, naiwnie myśląc, że tak trzeba. Ktoś władny ku temu wskaże drogę nowej wieczności i ruszy nią pod sztandarem Świętego Szacunku. Współpraca zyska nowy wymiar, wzniesie się na wyższy poziom jakości.

wtorek, 26 grudnia 2023

2. LOJALNOŚĆ

 Dzień dobry Czytelniku.

Dziś chcę pisać o lojalności. O sztandarze pod jakim kroczę od przeszło dwudziestu lat. Mogąc robić wszystko – nie będziesz robił nic. Trzeba wybrać jedną rzecz i zająć się nią z całą pasją, włożyć serce i zrozumieć. Spędzić przy tym, na dobry początek, dziesięć tysięcy godzin, robić to przez kilka lat po kilka godzin dziennie. Albo zaciągnąć się na etat lub więcej w jej służbę. Wówczas to ma sens, prowadzi do rezultatów, które nam się spodobają, wyda na świat słodkie owoce, gotowe do konsumpcji. Talent to znacznie za mało, trzeba ogromu pracy by dziś osiągnąć sukces. Rynek jest ogromny, wszystko już było. Te same znaki na chorągwiach, powielane więcej lub mniej świadomie. Choć Zaratustra mówi, iż są tysiące ścieżek, którymi jeszcze nie chadzano i owszem myślę podobnie. Wyobraźnia jak wszechświat stale się rozrasta. Sztuczna Inteligencja ma coraz więcej materiałów do wyboru, Internet – jego treści wciąż przybywa. Tak i tu: możemy pisać, kombinować alfabet jak nikt nigdy dotąd. Przebić się z robotą jaką wykonujesz jest możliwe gdy jesteś najlepszy, gdy musisz być najlepszy. Inaczej na cokole staną ci klepiący się po plecach i powtarzający sobie wzajem - „jesteśmy dobrzy, sprawiedliwi”. Gdy Twoje dzieło broni się samo, w tekście znajdujemy siebie, lub to na co czekamy - możesz mieć pewność, iż to właściwy czas i miejsce.

Ale lojalność – wierność, oddanie, przestrzeganie prawa. Tak ciaśniej definiuję drugą zasadę mojego nonalogu. I przestrzegam jej. Jestem lojalny wobec rodziny, wobec mojego Zakonu, wobec Jednej Jedynej. Zaczynam od siebie więc mogę wymagać od drugich. Studiowałem kłamstwo, chory odwróciłem się od najbliższych, krzywdziłem ich, ale teraz wiem, że nie warto. I wymagam od siebie jedynie dobra. Oczywiście podejmuję rękawicę, gdy ktoś atakuje, czyniąc co mi niemiłe. Muszę być wolny od pragnienia zemsty, ale dobra wojna uświęca każdą sprawę. Natomiast pokój jest zwycięstwem. Wierny zasadom, oddany braciom i bliskim walczę o pokój. Nie dosłownie, zdzierając skórę na kościach pięści, czy dobywając z wroga krew, ale wiodę inną wojnę i wiem, że muszę zwyciężyć inaczej świat ulegnie zagładzie i nie znajdziemy nowej galaktyki, gdzie społeczeństwo ludzkie, które jest próbą, zbuduje nowy dom i pójdzie drogą dalszego rozwoju. Moje środki to czystość, grzeczność, wdzięk wspaniałomyślnej wielkoduszności, dezynfektory, wybielacze, i słowo, które popularyzuję. Wszystko to na bardzo małą skalę, ale wystarczy. Jestem małym trybikiem zazębiającym się za trybik wielki i go obracającym.

Dziś On przeczyta, co ty dziś czytałeś.

Oddany całym sercem Zakonowi i rozumiejąc go coraz dokładniej. Postępuję ścieżką, którą sam obrałem. Zadecydowałem, że wolę tego gołębia na dachu, niż wróbla w garści. Po wielekroć. Uchylam się od wszelkich małych zwycięstw, bo z głębi miłuję tylko jedno wielkie zwycięstwo, to ku niemu jestem wolny. Zagrożeniem czy przeszkodą może być coś, czego nie widać gołym okiem. XXI wiek to nowe wyzwania, nowe rodzaje broni, przyszłość rodzi się coraz szybciej. Często na decyzję ma się ułamki chwil, często ma się jedyne wyjście. Trzeba mieć twardy i silny kręgosłup by unieść przeznaczenie jakie stało się moim udziałem. Jakbyś cały czas miał oglądalność dwu milionów widzów, całodobowo, siedem dni w tygodniu. Lojalność nie ma nic do ukrycia. Musisz przestrzegać prawa gdy chcesz jej godnie świadczyć. Musisz niezłomnie trwać w raz powziętej wierze, wiedząc doskonale, że poprowadzi cię ona do celu. Jak trudna droga na wysoki szczyt. Ale zasady wzmacniają, jasno mówią ci jak masz postępować, szczerość jest jedną z nich, toteż zacznij od siebie. Lojalność to podstawa, gdy możesz obustronnie na nią liczyć, twoje siły mnożą się. Organizm organizacji rośnie i kwitnie. Trzeba coś też niekiedy poświęcić, czemuś zaprzeczyć w imię lepszej sprawy. Ale gdy lojalność jest w tobie silna, czynisz to bez wahania i żalu, wiedząc, że dążysz ku wyższym stopniom drabiny, którą się wspinasz, że oddajesz pionka za figurę. Lojalność to fundament, uświadomione niezłomne przyzwyczajenie, wybór niosący konsekwencje, to źródło dla strumienia szukającego drogi do morza, w którym zatonie, pełen szczęścia. Lojalność to spoiwo dla cząsteczek z jakich budujesz gmach dziewięciu zasad, o nią opierasz powodzenie misji. To ona leczy twoje rany, zna każdą bliznę, jej opowieść i historię. Gdy byłem jeszcze bardzo młody postępowałem niegodnie, jak świnia, teraz wiem, że by ocaleć muszę być lojalny wobec tego kim się stałem, kim być muszę. To droga ku wyniesieniu. Ku zajściu i przejściu. Trajektoria prowadząca do nowych słońc, w których blasku i cieple święcił będę wielkie południe. To wytchnienie nad brzegiem Tęczowego Jeziora w Diamentowym Kamieniołomie...

niedziela, 24 grudnia 2023

WESOŁYCH ŚWIĄT

 Dzień dobry Czytelniku, mój bliźni, mój bracie...

Wesołych Świąt i wszystkiego dobrego. Pysznej uczty na stole, zdrowia, szczęścia i pieniędzy. Dziś zaczynamy świętować: czyli jeść, pić, rozmawiać, śpiewać lub słuchać kolędy. Wszystko to bardzo lubię. Cieszą mnie tegoroczne święta wyjątkowo. Acz jutro muszę być na rano w pracy – mam dyżur na korytarzach szpitalnych. Ale luz – lubię tę robotę, więc jestem dobrze nastawiony. Będę rozdawał świąteczne prezenty wszystkim napotkanym, aż do odcisków na dłoniach. Magia Matrixa. Moje magazyny są pełne, arsenał przebogaty, a moje lepsze „ja” dokładnie wie czego Ci trzeba i na jaki sposób to zrobić. Zwalczam nudę i monotonię – to odpowiedź na pytanie: „po co to robić?”. Na pytanie: „dla kogo to robić?” odpowiedź jest trudniejsza. Dla ludzkości... hm... dla bliźnich, których mijam, dla potrzebujących, dla nieświadomych, dla miłych dla mnie towarzyszy codzienności, współpracowników – to oczywiste – powinienem wymienić w pierwszej kolejności, rodzina to też jest oczywistość, aksjomat, prawda niepodważalna, pierwszy priorytet. Wczoraj pisałem, że rodzina to jeden z najważniejszych fenomenów. Nie czynię drugiemu co mi niemiłe, chyba, że biorąc odwet za napastliwość.

Tego roku będzie nas przy Wigilijnym stole mało. Mam czterdzieści dwa lata i częstsze są dla mnie pogrzeby, a nie narodziny. Tak myślę, iż jest to wczesna jesień mojego życia. Czuję, że się zmieniam, pomijając słabszą, ogólnie rzec, odporność organizmu. W ten zbiór włączam też, np. jakość wzroku itp. Nie mam żony ani dzieci, mam całe życie dla siebie. Tato wiecznie śpi od ośmiu lat. Wyobraźnia podpowiada, że czeka na nas przy bramie wiodącej w drugą Wieczność. Że jeszcze napiszemy poemat o ludzie wojennym i krainach miłości. Ale nie zanurzam głowy w sprawy nie z tego świata, w piasek rzeczy niebieskich, nadaję treść tej ziemi, codzienności, buduję moją świątynię. Będę to właśnie robił przy Wigilijnym stole. Mama zgotowała wielką ucztę. Konsumować i pochłaniać, ale tak by nie chorować. Tak by ciało było zdrowe, wówczas i duch, który jest tylko duchem, też będzie zdrowy. Smak mam lepszy od niedawna, czuję wnikliwiej, subtelniej jego nuty. Biorę leki antydepresyjne i psychotropowe – myślę – że to ich działanie, skuteczne, sprawia, że żucie pokarmów nie nudzi mnie, tylko odnajduję krainę smaków. Od niedawna odczuwam przyjemność nie tylko gdy jem coś słodkiego, ale w każdym kęsie czy to mięsa czy warzyw, w białku i węglowodanach, tłuszczach. W owocach znajduję radość, ekwiwalent szczęścia. W jedzeniu ukryty jest sens życia, wyraża się w ten sposób wola życia.

Z roku na rok jest coraz lepiej. Mam na myśli relację You and I. Nas. Mnie i mojego lepszego „ja”. Często wywłaszczam się ze swojego „ja” i mówię na siebie „on”. Wymyślam sobie imiona, gdy adrenalina mnie niesie, a wokół panuje spokój i zrozumienie. Zabrałem coś co nie należało do mnie, to powód dla cierpienia. To zmusza mnie do odkupienia win. Do pokuty, ostrej i wieloletniej, długo już trwającej. Ale uniosę i dostarczę w miejsce przeznaczenia. Obiecuję nie zawiodę. Ty wszak wiesz o tym Czytelniku... Bo czas już najwyższy...

Marzę o potężnym Kontynencie i ogrzewających go czterech słońcach. O nieprzebranym bogactwie i długowieczności, ze zdolnościami przekraczającymi ludzkie możliwości. O wielkości będącej naturalną konsekwencją wielkości. O tym, że przyjaźń i święty szacunek są możliwe. O nowym rodzaju szlachectwa. O lądzie moich dzieci. Życzę sobie bestsellera i ciągłej sprzedaży. Czasu tak wiele ile potrzeba by stworzyć to dzieło, zaangażowania, pasji prowadzącej ku wielkiemu zwycięstwu. Spokojnego zastanowienia, natchnienia, śpiewu Muzy, jej szeptu wprost do ucha. Szczerego entuzjazmu. Kocham tę robotę. Uwielbiam zbierać jej owoce. Użyźniać mózg. To moje pole działania, moja szkoła rzemiosła – kombinowanie alfabetu, spajanie słów w całość. Jak jubiler tworzy biżuterię, tak ja nasycam teksty, on montuje szlachetne kamienie, misternie wykoślawia cenne metale, tak ja kojarzę porównania, kuję metafory. Podkreślam powtórzeniami, tworzę potencjał domysłów, mniemań, tak by umeblować wyobraźnię, kolorować szkice.

Dzień od teraz będzie trwał dłużej. Przesilenie zimowe, aż do chwili gdy to świt wstanie przede mną. Oby zima wymiótłszy z kątów robactwo ociepliła się, na wzór kalifornijskiej.

sobota, 23 grudnia 2023

6.6. RODZINA

 Dzień dobry Czytelniku...

Dziś chcę pisać o rodzinie. O tej, z której się wywodzę i o tej, którą zakłada się samemu oraz jeszcze trzeciej, którą zyskuje się podejmując pracę. Tej drugiej nie posiadam więc moja wiedza w temacie jest płytka. Wymarzyłem tylko żonę i sześcioro dzieci. Wśród moich zasad, prawd regulujących moje życie, postępowanie i sposób myślenia o świecie, szósta to Przyjaźń i Miłość, jej szóstym podpunktem została rodzina: pomiędzy zaufaniem, szczerością i protekcją oraz innymi. Na pytanie o to, co w życiu najważniejsze, ciśnie się na usta odpowiedź: zdrowie i rodzina. I tak sądzi znakomity odsetek zapytanych. Rodzina to znacznie więcej niż wspólna krew. Łączy nas tak wiele i tak blisko. Potrzebujemy jej bezwarunkowej akceptacji i często ją znajdujemy. Dlatego tak chętnie dzielimy się swoimi osiągnięciami, radością pomnażającą się dzięki nim, smutkiem malejącym, gdy poznają go najbliżsi. Rodzice od najmłodszych lat wołają nas po imieniu, tak samo bracia czy siostry. Gdy dziecko robi coś bardzo ważnego: bawi się, najczęściej udział w tym bierze rodzina. Wszystkie doniosłe w życiu wydarzenia mają za świadków naszych bliskich. To oni kibicują nam, wspierają, mobilizują do działania, do intensyfikacji wysiłków, inspirują i popychają do dążenia w przód i w górę. Spędzamy z rodziną najwięcej wolnego czasu. Rozumiemy się tak często. To rodzice mają decydujący wpływ jaką drogą życiową postąpimy, jak się ukształtujemy, czego się nauczymy, jakie wykształcenie i zawód zdobędziemy i czym zajmiemy się w dorosłym życiu. Albo też dadzą nam tyle wolności, iż wybierzemy sami co chcemy robić i jaką przyszłość tworzyć. To jak poprowadzi nas ścieżka przeznaczenia, w dużym stopniu zależy od rodziców. Stanowimy z rodziną nierozłączną całość, gdy ktoś myśli o nas, osadza tym samym w kontekście naszych bliskich. Zmierzamy do jednego celu, naszego zdrowia, szczęścia i dobrobytu.

Gdybyś mógł wybrać Czytelniku ocalenie wśród obcych czy zgniłe źdźbło nadziei ze swoimi... Jaki byłby Twój wybór? Dla mnie to oczywiste – ten drugi. I właśnie dzięki tym, których kocham najmocniej, owo ziarenko wykwitło w piękny, zdrowy krzew. Rodzina jest ostoją, warowną wieżą, bezpieczeństwem, suplementem rozwoju Nadziei. Przyjaźnią i Miłością. Choćby nie wiem jak wiele więcej niż słowa, znaczyły te dwa wyrazy, bo to zawsze jest coś więcej, i tam gdzie przekracza interpretację jest najbardziej sobą. Trawestując Witolda Gombrowicza.

Karmimy się słowami bliskich, wywierają one na nas decydujący wpływ, nasze wybory i ich konsekwencje są zależne od rodziny. Mnie najwięcej pomogła Mama. Żyję godnie i na tyle na ile to możliwe, zdrowo dzięki Niej. Jestem przy tym pokorny, dostrzegam swoje ograniczenia, ale marzę równocześnie, a pisząc spełniam marzenia. Jestem jak moi bracia, bo siostry nigdy nie miałem. I jestem kimś jeszcze, bo każdy z nas trzech jest kimś więcej. Jak w grze roleplaying mamy statystyki, np. zręczność, siła, charyzma itp. Różnimy się będąc jednocześnie tak podobni. Nasze życiorysy przeplatają się, zwycięstwa mojej rodziny to i moje zwycięstwa, ból, który czują, dotyka i mnie. Towarzystwo rodziny cenię najwyżej. Gdybym miał zjeść kolację z wybraną osobą: gwiazdą, sławnym człowiekiem lub kimś z rodziny. Mój wybór padł by na ten trzeci wariant. Nasze kroki wiodą w jednym kierunku. Trajektoria postępowania jest bliska tożsamej. Ideały, twórczość, matematyka wszystko ma podobne znaczenie. Rodzina, z której się wywodzę to dla mnie najważniejszy fenomen. O tej, którą założyłem sam... hm... mogę tylko wykazać jej projekcję, niedoskonałe pojęcie, mglisty obłok marzeń. Znam Ich tylko tak jakby. Wrażenie jest oniryczne jak we śnie, to raczej wizja a nie wiedza. Fenomen, coś nie popartego wielokrotnym doświadczeniem, a jedynie niechybnym przeczuciem, o które bez wahania bym się oparł, ufając. Piękna, mądra i seksowna żona, dzieci dobre i śliczne jak z obrazka. Tak - pisząc spełniam marzenia. Ciepły dom, tupot małych stóp o podłogę, prawdziwa przyjaźń i miłość. Wspólne posiłki, pasje, podróże, zabawy i gry. Obustronny doping.

Jest jeszcze trzecia rodzina, jeśli Twoje bogactwo to dwie wcześniej wymienione. Mianowicie ludzie w pracy. Spędzasz z nimi tyle czasu, że stają się bliscy. Ich sprawy to często i Twoje sprawy. Współpracujecie, pomagacie sobie w jednym celu. Łączy was silna nić porozumienia, wymagająca szacunku i czegoś więcej. Autorytet rodzica mają tu przełożeni, trzeba słuchać ich próśb, poleceń, rozkazów. Posłuszeństwo jest moim dostojeństwem.

Rodzina to fundament egzystencji, ostoja poczucia bezpieczeństwa, fenomen najważniejszy dla wielu z nas.

poniedziałek, 18 grudnia 2023

7. NAJWYŻSZA NADZIEJA

Dzień dobry Czytelniku

Chcę dziś pisać o siódmym punkcie, o siódmej zasadzie Zakonu Walecznych Orłów – o siódmej, podstawowej prawdzie rozczłonkowanego nonalogu. O jednym z wyznaczników sposobu postępowania, o drogowskazie na ścieżce wieczności. Mianowicie o Najwyższej Nadziei, uczuciu wzniosłym, pięknym i uczącym doskonałości. Pisało o niej wielu poetów, prozaików i dramaturgów. Dla niektórych, nielicznych stała się przekleństwem. Jej zaprzeczenie - dla mnie to wyparcie się serca mojej wiary. Jej utrata to zaprzeczenie tego, w co wierzę. Siódma zasada nie ma pomniejszych punktów, ściślej ją opisujących, konkretniej definiujących, dokładniej znaczących zakres pojemności zbioru. To Nadzieja wytycza nam ścieżkę, którą mamy podążać, zakreśla wektor kierunku w jakim się poruszamy, maluje drogę naszej wieczności – tej przed nami, a pomniki stawia czasowi minionemu, czyli wieczności za nami. Skojarzenia Nadziei z pięknem są naturalnym wynikiem myślenia. Zaś łączenie jej z podłością wydaje się kursem kolizyjnym, np. nie kłamie się z nadzieją na... a jeżeli ktoś to robi, to popełnia błąd i zemści się to na nim. Samoczynnie złe emocje powrócą zatoczywszy koło i uderzą z siłą, jaką wykorzystał fałsz w słowach czy czynach. Nadzieja bliska jest tęsknocie i też dodaje sił. Krzepi wiarę, daje fundament i solidne oparcie. Jasno maluje słońce, w którego blask chcemy spojrzeć i nie oślepnąć przy tym. Trzeba wspinać się na drabiny, pokonywać stopnie by wschodzić wyżej, zbliżać się do nieosiągalnego marzenia. Mieć na nie Nadzieję. Dla tego uczucia poświęca się tak wiele, albo raczej robi się tak wiele, nie nazywając tego poświęceniem, które drogo kosztuje. Mieć nadzieję, żyć nią przez dziesięciolecia, krzepić naszą siłę tym wzniosłym uczuciem. Dążyć do jej doskonałości raz kochając i wielokrotnie mijając. Dążyć ku niej niezłomnie, rycersko, w sposób pełen cnoty (cnoty w rozumieniu „virtus” czyli męstwa). Przekraczać most, wyzwolić się od niechcianego. Tak by twoje oczy jasno zwiastowały ku czemu jesteś wolny, a nie spod jakiego jarzma uciekłeś.

Poczułem kiedyś, ze trzy razy czy cztery – jak to jest utracić nadzieję. To jakby konsumować smołę, bo nie wiem czy rzec, że się ją zjada czy wypija. Czerń zalewa serce i żołądek i nie chce się nic więcej, wola życia kona powoli zostawiając zupełnie samotnym w noc, a stado niewzruszonym krokiem oddala się w swoją drogę. Szczebel drabiny łamie się i tracisz równowagę lecąc na łeb na szyję. Zamulony szlamem z głową i stopami ciężkimi jak kamień, beznadziejny.

Nadzieja rodzi owoce: słodkie, soczyste, orzeźwiające, ważne dla organizmu jak woda i energia niosąca nas do przodu i w górę. Ja mam Nadzieję na jedno wielkie zwycięstwo, ku temu jestem wolny, niepodległy, niezależny. W myśl tego uchylam się od wszystkich małych zwycięstw. Nie oszczędzam się – z głębi duszy miłuję. Wiem o co wiodę swoją wojnę i jaką bronią walczę, jakimi skromnymi środkami dysponuję. Ale wierzę w zwycięstwo. Mam na nie Najwyższą Nadzieję. Wyzwalam się od pragnienia zemsty. Widzę tęczowy, złoty most, który należy przekroczyć, który muszę przekroczyć. Bronię planety przed plugawym pasożytem żywiącym się najniższymi uczuciami, nie znającym miłości, a z niej żyć pragnącym. Jego ogień to twoja zazdrość. Jego woda to twoja pogarda. Jego pokrzepienie to trucizna. Zabiję go uprzejmością, czystością mojej krwi, jej szlachetnością. I apotransforminą, środkami dezynfekującymi, unikaniem plugastwa. Ta walka jest trudna jak wyhodowanie drzewa ze zgniłego źdźbła. A jednak jestem na dobrej trajektorii, na właściwym kursie, lecę ku nowym słońcom, niosę temu światu Najwyższą Nadzieję: na lepsze jutro, na świetlaną przyszłość. Moje drzewko rośnie, wydaje owoce, gdyż dbam o nie najtroskliwiej, z głębi serca miłuję. Pielęgnuję pamięć, o którą się opieram, by wiedzieć jak postępować. Rozumiem. Im wyżej rosną gałęzie, tym głębiej korzenie krzewią się pod powierzchnią. Optymizm jest ważny, a Nadzieja go posiada, głosi go zdrowym brzmieniem. Także trochę więcej uśmiechu, a wszystko będzie w porządku. Nauka, iż śmiechem się zabija mnie przekonuje. Boimy się śmieszności. Wielu ludzi jest małostkowych, najeża się wobec błahostek, co Zaratustra nazywa mądrością jeży. Ale zdrowy, krzepki śmiech to silna broń. Jest jak igła transportująca wprost do krwi, do żyły, zabójczy środek. Przeżyj to sam. I śmiej się bo nie warto tracić nerwów.

Mój kolejny, krótki esej zakończę konkluzją, spointuję go w jednym zdaniu. Najwyższa Nadzieja to nieogarnięty zbiór wszystkiego co wzniosłe, co wiedzie nas na wyżyny człowieczeństwa, co je przekracza, sięgając ideału, bez niej - życie traci sens.

sobota, 16 grudnia 2023

SZLACHETNA TRANSFORMACJA

 Dzień dobry Czytelniku...

Dziś przede mną trudne zadanie. Znów mówił będę o ogólnoludzkiej zmowie milczenia. Jestem piękną bestią. Mianowicie mam na myśli transformację. Nowe życie. Przyczyn jest alfabet ale skutek jest ten sam. Poroztrząsam trochę ten... hm... mroczny dosyć temat. Zmartwychpowstanie to inna rzecz od urodzin. Nowa skóra. I wiedzie do tego bardzo mała rzecz – bardzo mały kawałeczek psiego żołądka (acz to tylko mój domysł, bowiem dokładnie nie wiem co to jest). Trzeba go zjeść i wszyscy się na to decydują, mimo że wygląda nieapetycznie. I jest jak gdyby nigdy nic, ale to czas na pożegnanie, ostatnie przytulenie, łagodne słowo osładzające moment rozłąki. Po czem ginie coś pięknego – dostajemy śmiertelny cios w ciało astralne, w dobrze dobrane, wyszukane miejsce, tyle ciosów na ile zasłużyliśmy. Przeżywamy własny zgon i robi się dziwnie. Następuje poczucie wzrostu, jakby wydłużały się kości, jakby rosły błyskawicznie i wyczuwalnie. Dla mnie ten proces przebiegł około ośmiu lat temu więc sporo wrażeń zatarło się w pamięci. Zjadłem jeden mały kawałeczek Bestii i po trzech około miesiącach jeszcze jeden kawałeczek Bohatera. Przeżyłem to dwa razy. To moja przepustka do lepszego życia, proces odnowy tego co w nas zepsute, co przyprawia nas o wstyd i nie jest przypływem tylko cieniem przeszłości. Pora wówczas na refleksję, na temat dotychczasowego życia. Zastanowienie się nad dalszym sensem. Moja sprawiedliwość mówi mi: ludzie równi nie są. Dlatego katalog, klasa transformacji ma różne rodzaje. Od wariantu C, przez B do A. Istnieją jeszcze lepsze warianty: BB – Bestia, SH – Superbohater. H – Bohater, I – Ikona, W – Wybraniec, F – Fighter i pewnie jeszcze kilka, których nazw nie ogarniam lub zapomniałem. Wszystko w odpowiedniej płci – męskiej czy żeńskiej. I próbuję nie dzielić rodzin, większość tej samej krwi, dostaje ten sam wariant, niekiedy tylko następują przemyślane dogłębnie różnice, mające solidne powody.

Otwierają Ci się oczy Czytelniku? Choćby na to, ile mam wpływu na to co się z nami stanie? Spójrz mi w oczy i zapytaj siebie, czy wolisz być ofiarą? Mój głos nie jest decydujący, aczkolwiek ma znaczenie. To moje lepsze „ja”, mój wyższy umysł, mój pierścień, moje ciało astralne pcha to do przodu. I nikt i nic go nie oszuka.

I nie osądzaj mojego luzu w kategoriach arogancji. Mojej siły nie traktuj jak puszenia się. Tylko zdaj sobie sprawę z powagi sytuacji. Wymagam od siebie tylko dobra, bowiem Zaratustra rzekł, iż jestem zdolny do wszelkiego złego. Wiem, że gniew to uczucie czyniące człowieka malutką kreaturą. Unikam go, moja zdolność wybaczenia i zrozumienia jest niczym niebo – jak świetlana przepaść. I doceniam Twoją szczerość, to że mogłeś mnie Czytelniku polubić lub znienawidzić. Jakkolwiek. Myślę, iż istnieją emocje zdrowej nienawiści, gdy powodzenia wroga to i Twoje powodzenia.

Ale wracam do tematu transformacji. Umarło coś pięknego jak sądzę według siebie, było dziwnie przez dłuższy moment. Może podzieliłeś łzy. Może wpadłeś w gniew nie rozumiejąc, że to konieczne by polepszyć swój los. Teraz pora się weselić – wracasz do siebie i pora na urodziny, na zmartwychpowstanie. Jak ludzie świętują – jedząc, pijąc, rozmawiając i śpiewając. Jak Ci mówię to Ci śpiewam. Czas na narcystyczno-kannibalistyczną konsumpcję. Będziesz zjadał siebie po kawałku. Fragmenty mózgu, mięśni i tłuszczu. I czy nie miałem racji, że jest to mroczny temat, o którym milczą prawie wszyscy. Płat czołowy – może z miłością w obliczu. Ciemię bez wyrzutów sumienia, czystego sumienia. Dzielenie się sobą aż do świadomości bólu mózgowia. Najlepiej mieć to z tyłu głowy zawsze. Aż po odrobinę obłędu – prosto ze skroni. Zrozumienie ma podobny wyraz do prześwitów wieczności, odnajdujesz wówczas pamięć swoich ojców i dziadów, na mgnienie. I jest podobnie jak gdy mówisz: „bardziej to czuję niż wiem”. Własne mięśnie mają najwięcej zgodności DNA, własne białko powoduje najlepszy przyrost. Jednocześnie to uzależnia, dlatego gdy raz zjesz sporo to długo nie będziesz musiał więcej. Są kawałki sprężyste jak krwista wołowina prosto z nogi, są delikatne jak kobieca pierś, i istnieją dobre kąski niczym szynka. Czujesz zgorszenie Czytelniku, niesmak, jakbym głosił prawdy o gustach, o których się nie dyskutuje? Twoje podniebienie nie delektuje się moimi słowami? Taka jest cała prawda o prawdzie. A może tylko nabieram gości? Fikcja porusza wrażliwe umysły. Jestem Bestią, karmiącą Bestie.

niedziela, 10 grudnia 2023

MORZE POZNANIA

Dzień dobry.

Otwieram edytor i piszę kolejny tekst.

Wstaję od około pół roku znacznie wcześniej niż przez ostatnie kilka lat. Zmieniłem higienę dnia. Jestem aktywny prawie szesnaście godzin. Śpię więc około ośmiu. Wyciskam z życia o wiele więcej niż przez rzeczone kilka ostatnich lat. Czuję się dzięki temu lepiej. Słyszę przecież głosy (w Muzyce najwyraźniej) mówiące o tym, iż zmarnowany czas zemści się na moich dzieciach (w ten sposób myślę o moich tekstach), że zmarnowana sekunda to więcej niż mogę znieść. I to jest właśnie projekcja mojego lepszego „Ja”. Pisanie to moja pasja, tak zwykłem mówić, to dla mnie wspaniała zabawa. Jak puzzle z alfabetu, dopasowane i składające się na większą całość. Z skombinowanych elementów wyłania się kształt, obraz. I tak właściwie tematem wszystkich tych esejów jestem ja, albo można powiedzieć, że są bez sensu i o niczym. A jednak podobają mi się te przemyślenia, są jak kolejna kawa. Smakuję i budzę się przy nich. Tworzę na nowo bez pism naukowych, historycznych, czy beletrystyki. Nie popieram tekstu autorytetem zbyt wielu sławnych postaci, cytuję jak najmniej, by było to bardzo moje. A w używaniu cudzych słów jestem dobry, łyknąłem sporo klasyki i mam mnóstwo wypisów, z cyklu „ale to już było...”, mógłbym gadać jak Bumblebee – transformer, któremu zepsuł się moduł mowy i komentuje cytatami z radia samochodowego. Uniwersalne prawdy, mniemania konieczne do zachowania – przez bieg wieków. Jak odżywcze jest Słońce wstające co dnia tak samo. Jak wirująca nieustannie Ziemia. Jak filozofia opracowywana na nowo, głos dzielony bez końca, a traktujący stale o tym samym.

Teraz mam plan na kolejne eseje, muszę wybrać jakiś temat, który chciałbym roztrząsać. I rzeczywiście oprzeć się o jakieś wcześniejsze pisma. Tworzyć rozprawki w oparciu o to, co ludzie już wiedzą. Chyba nie mam tak bogatej osobowości, bym mógł ją uzewnętrzniać bez końca, co weekend na nowo i dopasowywać się nią do wybranego zagadnienia. Dlatego muszę poszukać konkretnego tematu. Wywołać burzę mózgu i skoncentrować się na meritum szeroko pojętego tekstu, obranego za przewodni. Wgryźć się w niego, zatopić głodne kły w szeroką arterię i wyssać krew do dna, podać Czytelnikowi serce i rozum na tacy, gotowe do konsumpcji.

Tak, muszę mieć plan na działanie, temat przewodni, słowa klucze, rozchodzące się ścieżki skojarzeń, luźne dygresje, szkatułkowe spinacze. Tkać sieć jak zabójczy pająk, który wie jak drga każda z jego nici. Powiedzieć sobie, że nadszedł dobry moment na dojrzałą, intensywną pracę, włożyć wysiłek i zainwestować czas, by tworzyć coś co zainteresuje wybranych odbiorców. Jednocześnie robić to dlatego, że chcę i lubię, że jak wojownik poznania – muszę. Jak sonda docierająca z kamerą do wnętrza żołądka rzeczy, stawiająca diagnozę. Jak spojrzenie setek luster, chwytających refleksy. I jeszcze myślę o ocenianiu, ocena jest rzeczy skarbem. Waśń o gusta i smaki to najzwyklejsza codzienność, o której się nie dyskutuje, przysłonięta zmową milczenia, a jednak wszechobecna. Ciekawe co na to orzekli by moi Czytelnicy (bo blog co dnia ktoś odwiedza), co ich interesuje, co chcieliby studiować w pryzmacie mojego spojrzenia, w głębi mojej studni, na co patrzeć wznosząc się w moją świetlaną przepaść? Jaka jest moja prawda...

Które więc orzechy wyłuskiwać, w jakie dno się zanurzać, w morze jakiego poznania. Co jest na czasie i czego nie wygeneruje sztuczna inteligencja. Tworzenie wartości dodanej. Mnożenie wiedzy, kolejna obiektywizacja ludzkich poglądów, sterta papierów do przejrzenia. Notatki zajmujące wolne chwile. Na niewielu rzeczach się znam i myślę o sobie jak o osobie leniwej. Nawet zabawa czy gry są dla mnie mało zajmujące, ale jednocześnie piszę i ma to sens, tworzę właśnie sens. Bo to trzeba zrobić - inaczej nie ma się żadnego punktu zaczepienia, fundamentu, cokołu, na którym postawimy pomnik, monument. Wszystkiego po trochę, pół na pół, czy kiepsko po całości. Za dużo albo nic, a najlepiej złoty środek. Optimum. Znajdujemy tak wiele rzeczy, fenomenów, drugich ludzi, luster, w których się przeglądamy, uchwyconych chwil, dokonanych niemożliwości. Ale nie chcemy łamać zasad, nie lubimy hipokryzji, fałszu, przebiegłości, która mądrością nazywa oszustwo. Mamy zasady w sercu i rozumie. Czarno na białym, bezkompromisowo, przede wszystkim dla samego siebie, bowiem jedynie siebie nie możemy zawieść. Nie ważne: „kto”, ja wiem i jestem szczery ze sobą.

sobota, 9 grudnia 2023

NA CHŁODNO O RZEMIOŚLE

Dzień dobry Czytelniku.

Jest jeszcze przed świtem. Zjadłszy śniadanie, pijąc kawę, piszę kolejny post. Chciałbym mieć sterylnie i samych mądrych ludzi wokół. Wówczas atmosfera byłaby zdrowa, a rozwój czymś naturalnym i koniecznym. A ja na co dzień marnuję mój czas. Na rozrywkę w postaci piosenek lecących z YouTube. Co nie do końca jest marnotrawstwem, gdyż to najwyższa forma konsumpcji – chłonę Sztukę. Nie próbuję przezwyciężyć zmęczenia wywołanego intensywną pracą fizyczną i nie dopinguję się większą ilością kawy, jedynie odpoczywam słuchając Muzyki. Ale w wolny dzień sprawa wygląda inaczej: mam świeży umysł, zapał twórczy, sprzęt i warunki – więc tworzę. Moja kreacja powstaje spontanicznie, bez dobrze obmyślonego planu, niesie mnie natchnienie. Jakaś wyższa racja związuje słowa, tak, że stanowią one większą całość. Zagadkowy niejednokrotnie labirynt spójności. Jednocześnie włącza się potrzeba rzemieślniczego wyrobu, wypracowania warsztatu, zamysłu, planu na kolejne strony mojej... hm... osobowości, istoty, projekcji mojej egzystencji, czy raczej tego o czym chciałbym w danej chwili mówić. Wszystko to mądre przemyślenia, na chłodno, po dużej dozie zastanowienia. Kilkakrotnie przeredagowane, tak byś i Ty Czytelniku nie zmarnował czasu, czytając.

Pisanie to głęboki wyraz tego co mamy w środku, z czego jesteśmy zbudowani, co nam w duszy gra. Objawienie charakteru, którego możemy nawet nie posiadać. Który dopiero kształtujemy. Zapis słów dodaje tymże siły, znaczenia, utrwala – mocniej niż eter powietrza – nasze zeznanie. Już nie zapytasz: „ja tak powiedziałem?”, bo jest dowód, czarno na białym. I przeważnie nie lubi się takich ludzi – piszących, używających zbędnych słów kronikarzy naszej codzienności (choćby niezwykłej). Tak jak Stanisław Wyspiański na weselu, nie bawił się, ale obserwował i potem wszystko opisał w dramacie. Podobnie pewnie jest z dziennikarzami wdzierającymi się w prywatne życie.

Aczkolwiek czasy się zmieniły, przecież większość ludzi publikuje swoje życie na łamach mediów społecznościowych. Zdjęcia, teksty, relacje – wszystko to znajduje wyraz na łamach Facebooka i Instagram'a i tym podobnych narzędzi. Dobrowolnie zrzekamy się prywatności i wyznajemy światu, że owszem chcemy być zauważeni, że chcemy się podobać. Bo raczej chętniej publikujemy nasze sukcesy aniżeli dramaty. Taka publikacja to też jednocześnie tarcza, obrona przed pomylonymi opiniami, sami przedstawiamy się w jasnym świetle, opowiadamy jak my to czujemy, wskutek tego nikt nam nie przypnie łatki, nie zaszufladkuje.

Eseje, rozprawki na temat ciekawych zagadnień, to równocześnie obiektywizacja spojrzenia. Przemyślimy temat na nowo, patrzymy na niego z różnych perspektyw, rozszczepiamy przez najróżniejsze pryzmaty. Komentarze i opinie to kolejne źródło wiedzy. I z każdym dniem to światło staje się jaśniejsze, pełniejsze w wyrazie. Wszechświat rozrasta się jak Internet.

Dowiaduję się o sobie, wyrabiam zdanie na interesujące mnie tematy, powoduję do myślenia. Zbieram i konsumuję owoce pracy twórczej. Zdobywam, zabieram głos. Pląsam nad rzeczą samą. Powoduję do wysiłku mózgowie. Umysłowy trening. Opowiadanie bajek, nabieranie gości. Konfabulowanie fikcją potrafiącą wzruszać wrażliwe umysły. Tylko trzeba umieć zachować dystans, sprawić by nie – jak rzekłem na początku – opowiadać o sobie, ale kreować rzeczywistość widzianą oczami osoby trzeciej. Stać się obserwatorem mnożącym się w nieskończoność. Zmuszać język do posłuszeństwa, by powiedział wszystko co pomyśli głowa.

Cierpliwość determinuje zakres opisu, wiedza tożsamo - znajomość architektury gmachu, który budujemy. Wydaje się to łatwym zadaniem, szukanie odpowiedniej garderoby słów dla ciała o jakim mówimy. W istocie jednak jest inaczej, i potrzebna jest cierpliwość, głębokie zastanowienie. Szkic różni się od precyzyjnego realizmu, a jeszcze czymś zupełnie różnym jest nadrealizm, poezja. Potencjał może pozostać niewykorzystany w konkretnym wcieleniu, a owo może mówić pięknie, malowniczo, pastelowo, akwarelowo lub rzeczowo, z zamysłem inżynierskim. Perspektywa jest dowolna zaprawdę, może widzieć na wszystkie strony, lub zaciemniać większość szczegółów znamionujących jakość. Można roztrząsać temat, można ciąć go precyzyjnie jak chirurg. Rozkładać na czynniki pierwsze, analizować, syntezować, destylować do konsystencji alembiku, poznawać do rdzenia, rafinować z niego mieszankę wysokooktanową. Naświetlać kwestię by uzyskać klarowny obraz, tuszować niedociągnięcia.

Mówię o rzemiośle. Uprawianiu roli, której płuży słowo. O chęci opowiadania, działającej na mnie odprężająco. To jak uczucie satysfakcji z wyników pracy. Zadowolenie z dobrze spełnionego obowiązku. Jak pokrzepienie woli życia, napełnienia go sensem.

Krótkie formy są dla mnie właściwsze, odpowiedniejsze, potrafię je ogarnąć i wystarcza mi na to rzeczonej wcześniej, potrzebnej ku temu cierpliwości. Obejmowanie większych historii sprawia dodatkowe trudności, np. zachowywania mniemań, oczywiście to również ważne dla mniejszych form chcących uniknąć hipokryzji, czy zwykłego bałaganu, ale pamięć wykazuje na mniejszym dystansie lepszą przejrzystość. Dużo słów, mnogość znaków to konieczność posiadania lepszej pamięci. Wyższej inteligencji. Logiczny związek opisywanych faktów nie może ulec pomieszaniu. Chronologia historii, pisanej przez zwycięzców, wyobrażenia ideałów. Jasne lub mgliste przeczucie Absolutu, wiedzy transcendentalnej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, trening czyni mistrza. Talent trzeba poprzeć dziesięciokrotnym wkładem pracy, niekłamanego zaangażowania, pasji.

niedziela, 3 grudnia 2023

DAWAĆ SŁOWO

Dzień dobry Czytelniku

Kiedy konsumuję swoją twórczość, gdy ją przeżuwam i trawię, gdy moje zęby mielą ją i ścierają, aż mi ona mlekiem w duszę spływa, mam uczucie, że moc rośnie. Świat staje się przyjaznym i pięknym miejscem i chcę więcej. Więcej słów. Czy to wiele. Dzielić słowa. Czasami to wszystko. Często to wszystko. To jak soczystość owoców, orzeźwiająca, jak synonim szczęścia. Radość z krótkiej chwili. To jak sytość dobrze przyrządzonego mięsa. Jak słodycz cukru i jego pokrzepienie.

Są uczucia, zjawiska, przeżycia, o jakich nie opowiesz słowami, trzeba ich doświadczyć na własnej skórze. Nie dosięgniesz słowami Absolutu, wiedzy transcendentalnej, ideału. Ale język to najdoskonalsze narzędzie by opowiadać o tym co... hm... percypują wszystkie zmysły. To jak dotykanie, smakowanie rdzenia znaczeń, jak podróż w serce gwiazdy. Jak znajdywanie porównań dla uczuć i wrażeń.

Poezja może mówić o codzienności. Proza może być Sztuką. Słowo efemeryczne jak mgła, ulotne jak bańki mydlane, może objawiać duszę. Kolorowe jak tęcza, malowana przez wodę i światło. Można pleść na nowo, można powtarzać, cytować, można być sobą lub opierać się o czyjś autorytet. Można mieć rację, można być pewnym, że racje zawsze są dwie, a z ich sporu wyłoni się trzecia. I zdarza się niejednokrotnie, iż nikt nie ma racji.

Miłość, Nadzieja, szczyt: to wzniosłe słowa. Słowa mogą być twarde, ostre, czułe, miękkie, przyjemne. Mogą być prawdą, mogą kłamać. Można mówić politycznie, zachowując dystans, popełniać hipokryzję. Zachowywać mniemania, zmieniać zdanie. Powodować komplikacje, prostować sprawy, objaśniać czy zaciemniać fakty. Słowami można budować lub burzyć gmachy wyobrażeń, pielęgnować piękno czy niszczyć je. Opisywać brzydotę i okrucieństwo, szpetotę lub znaleźć receptę leczącą z feralnego konceptu. Czytając - czuć przerażenie lub śmiać się aż do zamordowania smutku. Rozładowywać napięcie lub piętrzyć poczucie grozy.

W piosence zespołu Myslovitz pan Artur śpiewa: „chciał powiedzieć słowo, a powiedział wszystko”. Można więc ogarniać pojemne zbiory. Można nazywać substancje, o których można orzekać, ale którymi nie orzeczemy o niczym innym. Studiować filologię – miłość do słowa. Filozofować... nawet za pomocą młota. Kruszyć kamienie jak grom ze świetlanej przepaści. To grawitacja przyciąga słowa do ich znaczeń, poszukuje sensu. Wysłowić się to tyle, co zostać zbawionym.

Moje usta nie mają prawa do każdej prawdy, ale coś do powiedzenia mi jeszcze zostało. Jestem bezsilny i jednocześnie z tym pogodzony. Tak jak człowiek godzi się ze śmiercią gdy ona nadchodzi. Wówczas słowa mogą zgubić czy zmienić znaczenie, gdy odchodzisz. Garną mi się na myśl kolejne cytaty na temat Wieczności, niesmietelności i o Bogu, w którego milczeniu słychać wieki. I Zaratustry, z jego nieprzebranej skarbnicy mądrości, jego milczenia, które nauczyło się jakby się milczeniem nie zdrdzać. Mam łuk i strzały przy sobie, ale nie chcę gawędzić ani swarzyć. Potrafię odmówić sobie słuszności ilekroć mam ją za sobą. Prawda to prawda. Czy się mówi, czy milczy – prawda pozostaje prawdą. Niech więc będzie chwała Bogu. Ale to tej Ziemi trzeba ziemskiej treści, wszyscy zanurzeni w niebo spraw niebieskich powinni zejść na ziemię. Pewnie i stabilnie stanąć na gruncie doczesności, aktualności, skoncentrować się na teraźniejszości. Tworzyć przyszłość nie tak odległą jak sen czy marzenie, ale jak jutrzejszą ucztę.

Dotykałem Cię słowami, ubierałem w komplementy. Napełniałem Twoją skarbonkę metafor. Czarno na białym stawiałem znaki byś wiedziała, którędy podążać. Niezachwiany jak Ty. Komentowałem spojrzenie Twych szafirowych oczu. Rzeźbiłem Twój perłowy uśmiech pośród koralowych ust. Ty i ja. Nasze imiona mieszczą w sobie tak wiele. You and Me. Jak opowieść o Nas. I to nie jest droga na skrót, to działa jak wszechświat: stale się rozrasta. Gwiazdka z nieba to za mało, potrzebna nam galaktyka, jak podobnie nawinął Buczer w jednym kawałku. Tak szepczesz mi natchnienie utkane z szelestu wiatru, albo jego groźnego poświstu.

Oczyściłem się z niemego drążenia za pomocą słowa. Katharsis dopełnione.

sobota, 2 grudnia 2023

MAŁPA ZARATUSTRY

Dzień dobry Czytelniku.

Zaratustra mówi, że „dobremu wojownikowi brzmi milej >musisz<, niźli >chcę<”. Rozumiem to dobrze i nauczyłem się tej przypowieści na pamięć, zgodnie z mojego przyjaciela - Zaratustry żądaniem. W myśl tego znowu piszę. Tym razem post na bloga. Musi się to stać tradycją, by w wolne od pracy dnie pisać jak najwięcej. Moje życie jest dosyć schematyczne i mało nowych, silnych wrażeń wchodzi w jego skład. A to przecież źródło czystej inspiracji. Może jeszcze równie zapładniająco twórcze są podróże. Bo nie chcę się motywować do twórczości sztucznymi podnietami, które wyjaławiają mózg i w zbiorze konsekwencji mają dolegliwości czy nawet cierpienie ciała. Ponad to, że używki itp. zjadają ciało bardzo prędko. Zaratustra mówi: „od kiedy ciało lepiej poznałem, duch jest mi tylko duchem”. I tę przypowieść doskonale rozumiem, przez co stała się też moją. W procesie egzystencji wymyśliłem swoją duszę, ukształtowałem ją. Ale ciało to świątynia, w której żarzy się jej płomień. Przejąłem mnóstwo mniemań od Zaratustry – wielkiego, krzepkiego marzyciela o lekkich stopach. Jego tekst jest dla mnie bardziej wartościowy niż każda inna książka, nawet Biblia nie jest tak owocna w prawdę. Zaratustra żąda by porzucić wszelkie bogomolstwo, twierdzi, iż nie jestem w stanie pomyśleć sobie Boga. Że myślę Go po ludzku. I to rozumiem dobrze. Acz śniłem Boga dwukrotnie. Wielkiego i pełnego Miłości. Krzyż jest mi błogosławieństwem, ale nagi, bez przybitego do niego zbawiciela. Okrucieństwo nie wchodzi w zbiór moich... hm... fascynacji. Chcę by ludzie byli uprzejmi, kulturalni i nie spieszyli się, więc po pierwsze wymagam tego od siebie. Mam wiele zrozumienia dla wszystkich – nie przesadzam – dla wszystkich. Nawet dla tych co atakują by uciekać. Nawet dla miękkości ostrej jak stal. Zaś wybaczenie to jednocześnie akceptacja siebie samego, swojej teraźniejszości - takiej jaką ona jest. Niedawno myślałem, że wszyscy jesteśmy „o siebie”. Czyli, że egoizm to aksjomat, prawda niepodważalna. Ale zrozumiałem: żyjemy w społeczeństwie, pomagamy bliźnim, tworzymy dla nich, pracujemy wspólnie by polepszyć nasz los. Rozumiem też i krzepkie, zdrowe samolubstwo. Przecież wszyscy myślą, że to właśnie ich, właśnie nasze sprawy są najważniejsze.

Ty i ja to wciąż my. You and I are still Us. Wieczność przemawia tymi głosami, czuję ją. Odnajdywanie siebie pośród Sztuki, odnajdywanie Nas to zajęcie jakie uprawiam. Robiąc to wieloznaczeniowo i pozwoliwszy jednocześnie pracować przeczuciu. Szukam tam naszej niezwykłej Miłości. Jeśli rozumiesz to dobrze. Tylko to też pierwiastek transcendentalny, wykraczający poza granice poznania. To zbliżanie się do ideału, który jest nieosiągalny. Nigdy więc nie osiągnę celu, będę żył jedynie nadzieją. Najwyższą Nadzieją, że jestem wolny ku jednemu wielkiemu zwycięstwu. Uciekłem spod wielu jarzm, ale dziś moje oczy jasno zwiastują, że jestem wolny i uchylam się od wszystkich małych zwycięstw. Pokój jest moim zwycięstwem. Wszystkiego tego nauczyłem się od Zaratustry. I moja wolność to też prawo do nie zachowywania wszystkich mniemań. Jestem Europejczykiem, elastyczny, wyszorowany. Działając lokalnie – myślę globalnie. Jestem małym trybikiem, który obraca trybik wielki. Potrafię wywrzeć duży wpływ, jak magia Matrixa. Mogę wziąć twoje życie i moje życie też musisz sam sobie wziąć. Nie masz jednak dostatecznej mocy. Trzeba lwiej siły by zrabować te prawo. Nie cwaniakuję tylko chcę rzec, że wszyscy twórcy twardzi są. A gdy spojrzysz na mnie i będziesz chciał odebrać to, co mi pozostało, to musiałbyś być zazdrosnym pedałem, żeby to zrobić. To jak zarabiać pieniądze na gównie – wszyscy grzebiący swój spokój są śmieszni.

Nic nie przychodzi mi lekko. Na mnie też można wywrzeć duży wpływ. To nietrudne. I można jeszcze temu dać szlachetne miano. Nie mam oporu przed brudzeniem rąk, to nie jest kraj dla słabych ludzi. Mydło jest błogosławieństwem, pisałem nawet wiersz o tym, że mycie rąk nie boli. A tak serio: to nie są to rzeczy brudne, nie jest mi to rzeczą najgorszą. Nie ma w tym nic poetyckiego, nie znajdę aprobaty dla mojego przerwania zmowy milczenia, ale nie czekam aż ktoś mnie polubi. Czasami wolę być zupełnie sam. To nietrudne by mnie zrozumieć.

Zmusiwszy się do pisania, sprawiłem, że zapisałem arkusz elektroniczny. Taką receptę na pisanie daje Stephen King: „po prostu siądź i pisz”.