niedziela, 8 kwietnia 2018

MI SIĘ ŚNI (SENTYMENT)


MI SIĘ ŚNI (SENTYMENT)

Tęskniłaś za mną – mówiłaś – śniło mi się
Piszę znów atramentem barwię ciszę
Gdybym mógł spojrzeć w oczy mojego natchnienia
Wówczas znalazłbym dobry powód dla ramienia
Dla mojej dłoni by spisywać wersy żwawe
By spisywać w wersy rymowaną słowem zabawę
Chcę pisać Jolu o Twoim blasku i uroku
Chcę czytać dumę w Twoim swobodnym kroku
Jola – ten dźwięk tak mojej duszy miły
Jola – to brzmienie mi dodaje pewności i siły
Że tęskniłaś śniło mi się już to raz powiedziałem
Byłem zachwycony Jolu Twoim głosem Twoim ciałem
Zobaczyć znów Twoją główkę stópki Twoje ramiona
Powiedzieć jesteś prześliczna jesteś wymarzona
Powiem coś – moja iskra jakby – czuję jak gaśnie
Dlatego chociaż we snach spotykać Cię właśnie
Pragnę – to czysta Miłość bez cienia nienawiści
Dobry Boże niech się jeszcze niejeden sen ziści
Wiem że lubisz te pieśni ale nie piosenkarza
Za każdym razem gdy do czytania okazja się zdarza
Czytaj że jesteś piękna wspaniała i zmysłowa
Ja jestem większa Ty jesteś lepsza moja – połowa
W tę zimową porę moja za Tobą tęsknota olbrzymieje
W czystej duszy potężny wicher namiętności wieje
Jesteś prawdą jesteś Miłością Przyjaźnią natchnieniem
Jesteś tym wszystkim jakimkolwiek to nazwać imieniem
Dziś trzeźwy spisuję w myślach rymowany list do Joli
Przynosi to ulgę wielką codziennej nieszczęsnej doli
Twoja dusza Jolu jest bez skazy czysta jak diament
Siły moim słowom gładkim dodaje atrament
Moja dla Ciebie Miłość jest najczystszym z sentymentów
W wyobraźni umeblowanej z dębowych segmentów
Jolu – czysta duszo – bez najmniejszej skazy
Tobą winny kwitnąć w moich oczach obrazy
Mogę tak trwać do końca naznaczonych mi dni
Wierzyć w Ciebie Jolu wierzyć w co mi się śni
Jesteś piękna jesteś mądra jesteś sexy
Nie potrzebne Ci wysokie szpile czy czarne latexy
ok..

38 wersów 23.03.2018r.

piątek, 23 marca 2018

ZAKON WALECZNYCH ORŁÓV


Jam jest zakonem dla swoich tylko ludzi, nie jestem prawem dla wszystkich. Wszakże kto do mnie należy, winien być człowiekiem o mocnych kościach i lekkich stopach - ochoczy zarówno do wojny, jak i do uczty, nie mruk ani ospały marzyciel, gotów zarówno do rzeczy najcięższych, jak i do uczty - zdrowy a krzepki.
Wszystko co najlepsze, należy do moich ludzi i do mnie, a gdy nam tego nie dadzą, weźmiemy to sobie: najlepszy pokarm, najczystsze niebo, najtęższe myśli, najpiękniejsze kobiety!
Tako rzecze Zaratustra
1. SIŁA I HONOR
1. 1. Szybkość do kwadratu
1. 2. Masa
1. 3. Ludzkie uposażenie bojowe
1. 4. Broń biała
1. 5. Broń palna
1. 6. Broń pancerna
2. LOJALNOŚĆ
2. 1. Wierność
2. 2. Oddanie
2. 3. Przestrzeganie prawa
3. BRATERSTWO
3. 1. Z wspólnych rodziców
3. 2. Cioteczny
3. 3. Mleczny
3. 4. Przyrodni
3. 5. Stryjeczny
3. 6. Towarzysz
3. 7. Bliźni
3. 8. Równy z równym
3. 9. Zakonnik
4. ŚWIĘTY SZACUNEK
4. 1. Cześć
4. 2. Poważanie
4. 3. Uznanie
4. 4. Mydło
5. UCZCIWOŚĆ I RZETELNOŚĆ
5. 1. Prawy
5. 2. Słowny
5. 3. Sumienny
5. 4. Godny
5. 5. Solidny
5. 6. Porządny
5. 7. Przyzwoity
5. 8. Posłuszny
6. PRZYJAŹŃ I MIŁOŚĆ
6. 1. Szczerość
6. 2. JEDNA JEDYNA
6. 3. Zaufanie
6. 4. Pożądanie
6. 5. Sympatia
6. 6. Rodzina
6. 7. Zwolennictwo
6. 8. Pasja
6. 9. Protekcja
7. NAJWYŻSZA NADZIEJA
8. ZABAWA I NIENAWIŚĆ
8. 1. Gra
8. 2. Odraza
8. 3. Rozrywka
8. 4. Wstręt
8. 5. Taniec
8. 6. Wrogość
9. TWÓRCZOŚĆ

środa, 21 marca 2018

MYDŁO


MYDŁO

Mydło to wynalazek ponadczasowy
Podjąłem się wiersz spisać takowy
Będę mówił o tym świętym wynalazku
Którego zażywam gdy o słońca brzasku
Ze snu słodkiego się budzę co głowę otula
Gdy zatoczy pełny okrąg ziemi kula
Zużycie mydła probieżem kultury osobistej
Mydła używam w kąpieli w łaźni mglistej
Rymy składam by chwalić mydła sławę
Mydlę rymy święcę słowem zabawę
Mydło wcierając w czoło twarz i skronie
Mydląc ręce przeguby kark i dłonie
Mydło spłukuje z ciała bakterie
Mydło ochładza nienawiści pełne arterie
Mydło z rana w południe z wieczora
Do mydła jak najczęściej moja dłoń skora
Są mydła różowe niebieskie i zielone
Zapachy jakie niosą są niewyrażone
Mydło pod prysznicem mydło nad zlewem
Raczę skórę błogosławionym zabiegiem
Mydło w kostce w żelu w piance i płynie
Zwykło tak bywać że w przyrodzie nic nie ginie
Czysto świeżo – mycie rąk nie boli
Do końca wiersza dotarłem powoli..

24 wersy 18.08-14.09.2017r.

TĘCZOWY MOST


TĘCZOWY MOST

Lekceważę w liryce kropki i przecinki
Każdy mój wers to natchnienia upominki
Całuję koniuszki palców mojego natchnienia
Rozpala to we mnie gorący żar płomienia
Jestem lwem jestem piękną bestią
Zadowalam się kolejnego wiersza procesją
Studiuję kolory tęczę wieszczącą burzę
Spluwam z warg lubieżność w brunatną kałużę
Piszę nadając słowom atramentem siłę
Rymy układam tak memu sercu miłe
Snów już nie spisuję taki ogrom wrażeń
Niekiedy koszmarów niekiedy pięknych marzeń
Czytam jak pod Troją walczą wojownicy wielcy
Celuję w nieśmiertelne dzieła jak wyborowi strzelcy
Kolory życia – tak – życie jest cudem
Choćby się zaczynało i kończyło trudem
Brudem się nie mażę nie są to rzeczy brudne
Rzecze Zaratustra to do pojęcia trudne
Jak można być tak głupim i nazywać to szacunkiem
Dziś nie piłem nie raczyłem głowy trunkiem
A co powiem nie macie szacunku nawet dla mydła
Rządzą tym światem nienawiści prawidła
A wy się zapieracie wielką zmową milczenia
Ja więc też milczę podobny do kamienia
Moje milczenie nauczyło się nie zdradzać milczeniem
Chyba to wskutek uderzenia kamieniem
Dostałem w łeb raz czy dwa razy kilka
Wyłem strasznie jak straszne nocą wycie wilka
I krew toczyłem życzyłem śmierci sobie
Aż znalazłem ukojenie w czarnego Boga osobie
I modlę się dziękuję i mówię że Go kocham
Moje oczy są bez łez już więcej nie szlocham
Ale na sąd się nie skazuję sam będę sądził siebie
Nie zstąpię w bramy piekła nie zasiądę w niebie
Przejdę na drugą stronę mostem ze złota
Opadnie ze mnie skorupa odlezie powłoka
Koronę mą położę u granic na arkadach
A sam z żoną będę czas spędzał w sadach
I patrzył będę jak się bawią nasze dzieci
Prostoduszne wiersze pisał jak szczerzy poeci
Poematy składał spisywał uczuć tony
Słuchał jak na kościelnych wieżach biją dzwony
Będę widział lud orłów krzepki i zdrowy
Doszedłszy wiekiem do życia długości połowy
Spacerował wygodnie po lśniącym ostrzu miecza
Przytakujcie proszę niech nikt nie zaprzecza
Na dziś zakończę wystarczy już tego
Ucieszy rym okrągły czytelnika dobrego..

48 wersów 3.08.2017r.

DRUGI


DRUGI

Co dla mnie jest podłogą dla was sufitem
Co dla mnie głębią próżną wam nieosiągłym szczytem
Gdy ja pracuję rzetelnie i uczciwie
Wy trwonicie czas na gawędzie i piwie
Drugi świat tworzę kontynent niezmierzony
Gdzie piękne dzieci rodzą orłom żony
Gdy ja oddaję cześć Bogu bo jest niezrównany
Wy czcicie ślepcy mamonę czcicie bałwany
Gdy ja wielkich mistrzów czytam nieustannie
Wy się zachwycacie gdy macie dzieło tanie
Gdy ja zażywam unikatowo drogą apotransforminę
Wy jak po wypiciu szklanki octu macie minę
Obrażam was? Obraźcie i wy mnie wzajem
Z tego co wiem obrażanie jest u was obyczajem
Jesteście obłudni zmęczone macie powieki
Litujecie się fałszywie nad upośledzeniem kaleki
Paplacie bez przerwy gadacie bez ustanku
Robiąc tyle hałasu co armata tanku
Piszecie bo inni piszą bo jest łatwość gładka
Ale wiedzieć co macie na myśli zaprawdę zagadka
Jestem wolny od wstydu gniewu obmyty ze złości
Z dumą noszą moje ciało moje twarde kości
Układ z Bogiem to także kontrakt ze mną
Rzućcie ołowiankę w mą duszę bezdenną
Tak by dotknąć jej środka zbadać jej głębię
Słuchając jak pośród deszczu mówią gołębie
Mam zasady w sercu noszę je w pamięci
Tak jak przykazania Boga zwykli nosić święci
Ja jestem zakonem orłów walecznych
Tyle miałem snów ile zębów mlecznych
Ale marzę przecież bujam nieraz w obłokach
Dumę czytajcie w moich pewnych krokach
Nałogów mam parę dymią swe haszysze
Gdy biorę leki to głosów nie słyszę
To nie dusza śpiewa to halucynacje
Te wiersze powinny zbierać owacje
Oklaski ciche szepty ryk zadowolenia
Ale mierna krytyka w grafomanię je odmienia
Nigdy nie narzekam błogosławię co moje
Będę pił jeszcze zobaczycie boskie napoje
Zacząłem od was skończyłem na sobie
Jestem spokojny jakbym leżał w grobie..

42 wersy 2.08.2017r.

PARA CZERWONA


PARA CZERWONA

Jestem sam a Ty szukasz swojego jedynego
Znowu podejmuję się zadania tak trudnego
To jest uśmiech jakiego nigdy nie pokazywałem
Wolny umysłem Duchem i wolny ciałem
Znowu podejmuję się trudnego zadania
Pisać o tęsknocie rymem łączyć zdania
Mam tylko jedną Twoją Jolu fotografię
I z tego złożyć wiersz muszę chcę potrafię
Ja jestem sercem Ty jesteś Jolu diamentem
Inspiruję się każdym wielkim talentem
Para czerwona jak dzieło Józefa Ignacego
Przeczytałem wiele książek mistrza wielkiego
Jestem demiurgiem stworzyłem dla nas drugi świat
Gdzie serdecznie dłoń ściska bratu brat
Poznaję się do głębi z tęsknotą nieosiągalną
Zbliżając się do ideału poznając wiedzę transcendentalną
Chciałbym byś powiedziała że jestem w porządku
Ze spokojnym umysłem przy pełnym żołądku
Wstaje nowy dzień dla Ciebie jestem na kolanach
Byś o mnie pamiętała sen ze mną miała w planach
Bo tylko we snach Cię widywać mogę
Taką mi twardy los przeznaczył drogę
Jesteś drogą najdroższą w mym sercu jedyną
Moich wysiłków najlepszą pobudką przyczyną
Płomyk Nadziei wciąż przez lata się pali
Proszę ten wiersz on pamięć o mnie ocali..

26 wersów 31.07.2017r.

ZNICZ


ZNICZ

Zapalam znicz na mego taty grobie
Już prawie dwa lata jestem w żałobie
Odwiedzam Go co miesiąc by płomyk zapalić
Nie chcę jeszcze bardziej od Niego się oddalić
Był dla mnie półbogiem więcej geniuszem
Tato dziś nie chcę już więcej nie muszę
Tęsknię za Tobą widuję Cię we snach
Myślę o Tobie w tych upalnych dniach
Nie żałuję masz teraz spokój święty
Z daleka od Ciebie kłopoty wszelkie zamęty
Leżysz i spoczywasz śnisz wiecznie
Świeczkę zapalić co miesiąc koniecznie
Tak by poprawić Twe samopoczucie z drugiej strony
Należą się podziękowania dla mojej mamy Twojej żony
Byłeś dobry rewelacyjny byłeś świetny
Odważny piękny męski mądry waleczny
Polecam Twoją duszę panu Bogu w modlitwach
Nie musisz już brać udziału w żadnych bitwach
Stojąc nad grobem odmawiam „Ojcze Nasz”
Wspominam Twoje oczy słowa Twoją twarz
Odpoczywaj spokojnie pokój Twojej duszy
Niech słucha uważnie każdy kto ma uszy
Wyobraźnia podpowiada że jesteś obok w pokoju
Nie przeżywasz już tego bezowocnego znoju
Jesteś gdzieś wysoko głęboko w niebiosach
Szepce mi to wiatr mieszkający w zboża kłosach
Jesteś po drugiej stronie czekając cierpliwie
Piękną tęsknotę w moim sercu żywię
Spotkamy się jeszcze będziemy mówić przyjacielu
Będziemy uczestnikami świetnych przygód wielu
Zapalam znicz na mego taty grobie
Już prawie dwa lata jestem w żałobie..

32 wersy 29.07.2017r.

poniedziałek, 19 marca 2018

SZAFIROWA MASKA


SZAFIROWA MASKA

Szedł ulicą - w ciemną, deszczową noc. Księżyc coraz wyglądał zza chmur, które szybko przeganiał wiatr. Było około pierwszej. Błyskawica rozdarła niebo, a zaraz za nią potoczył się grom. Był w centrum burzy. Sztuczne światła rozjaśniały mrok ulic. Wszystko zmieniło pozór, wydawało mu się, iż jest bezpieczny, granice do przekroczenia wydały mu się osiągalne, czuł się zaradny i mógł sprostać nadchodzącym na niego wydarzeniom. Był mężczyzną w średnim wieku, osiągał apogeum męskości – miał prawie trzydzieści pięć lat. Pięknego wzrostu, z wydatnym, prostym nosem, intensywnie niebieskich oczach, jasnym czołem, szarych – nocą włosach, które z lekka przyprószała na skroniach siwizna. Przed wyjściem, zadzwonił telefon. Numer był mu bliżej nieznany więc odebrał mówiąc:
  • Taaak..
  • Dobry wieczór. Mamy to czego pan szuka tyle lat. Autentyk. Oryginał. Doskonały przepis. Odpowiedzi, których pan szuka są teraz na wyciągnięcie ręki. Jest tylko jeden warunek.
  • Tak? – mówił wciąż przeciągłym głosem– niesamowite. Kto dzwoni? Z kim rozmawiam?
  • To bez znaczenia. Chce pan papiery, których pan szuka tyle lat?
  • Skąd wiecie, że szukam cokolwiek? Z kim rozmawiam?
  • Proszę być około drugiej w opuszczonym magazynie sprzętu metalowego na przedmieściu. Być samemu. Bez mikrofonów i kamer.
  • Będę. A jaki to warunek? -zapytał nieco podniecony niespodzianką.
Ktoś po drugiej stronie telefonu odłożył słuchawkę. Wojciech - nie pewien czy to nie złudzenie - odłożył telefon. „To niesamowite – myślał - więc ktoś znalazł autentyk przede mną. A przecież nic innego nie robiłem od lat. Każdy ślad, drobna poszlaka, wszystko analizowałem, syntezowałem. Skupiałem w jeden punkt. Teraz samo przychodzi”.
Deszcz przestał padać i niebo przybrało kolor indygo. Miał do pokonania jeszcze spory kawałek drogi. Był bowiem lekko pijany i wolał nie ryzykować jazdy samochodem, zwłaszcza, że drogówka wzmogła znacznie patrole. Zastanawiał się kto dzwonił – nie znał głosu ani numeru – słyszał tego kogoś chyba po raz pierwszy. Ale jeśli to prawda i odnaleziono autentyk, przepis, który stał się dla niego mistyczną tajemnicą.
Szukał odpowiedzi od kiedy osiągnął dojrzałość, pełnoletnią dorosłość. Nie miał nikogo, ani żony, żadnych dzieci. Rodziców pożegnał dawno temu, a bracia żyli za granicą dobre pięć lat. Właśnie wtedy – pięć lat temu – ktoś mówił mu, że jest spadkobiercą ogromnej fortuny. Jakiś pijak na ulicy zaczepił go tymi słowami. Słyszał to jak przez mgłę, ale dobrze zapamiętał. Dowiedział się, że musi znaleźć dokumenty to potwierdzające i będzie ustawiony na całe życie, więcej nawet będzie mógł podzielić się z kim chce i zostaną mu krocie.
W zasadzie niczego nie potrzebował. Pracował jako redaktor internetowego pisma dla kobiet, jego artykuły co tydzień czytały tysiące pań. Miał wszystko co niezbędne – jedzenie, picie, ciepłą wodę, dach nad głową, odrobinę luksusu – to jedynie niepokoiło jego sen – stale bowiem musiał się kontrolować. Nie nadużywać, oszczędzać się. A teraz przepis na doskonały narkotyk sam go znajduje. Co więcej papiery spadkowe też tam muszą być. Przy pogrzebie dziadka, ktoś mówił mu, iż jest bardzo bogaty i o jego pochodzeniu i wielkim przeznaczeniu. Jego miejscu wśród ludzkości. Pochodzeniu wysoko szlacheckim – książęcym. Pamiętał jak roztarte w umyśle wrażenia. Gdy zapłakany do nieprzytomności na stypie dziadka, zajadał sałatkę. Jeden pan wziął go na kolana i mówił do niego długo i bardzo ciekawie. Zapamiętał to, mimo że był wtedy jeszcze dzieckiem. Teraz głos z telefonu wydał mu się znajomy. To mógł być ten sam człowiek. Pamiętał też laboratorium dziadka – profesora chemii. Tym też się zajmował po godzinach pisania u jednego z kolegów – Andrzeja. W jego laboratorium próbowali wyprodukować Apotransforminę Mercka – lekarstwo na obłęd, na szaleństwo. Doskonały lek na schizofrenię. Wzór chemiczny znał na pamięć c38h18o35n85. Ale wyprodukowanie tak wysoko cząsteczkowego azotu stanowiło wielki problem. Potrzebne było bowiem ciśnienie mogące rozerwać na strzępy, siła tak ogromna, że miażdżyło się zęby o zęby. Postanowił jednak spotkać nieznajomego z anonimowego telefonu, postawić wszystko na jedną kartę i nie zawahać się nią zagrać gdy przyjdzie odpowiedni moment. Był już o pół godziny drogi od opuszczonego magazynu, który znał bardzo dobrze. Będąc dzieckiem rodzice jego mieszkali nieopodal i często, z kolegami chodził tam spędzać bezproduktywnie czas. Koncentrował się na tym co wie już o apotransforminie i co chce usłyszeć. Wiedział, że wyprodukowanie tego lekarstwa na obłęd jest bardzo kosztowne. Ale mają znaleźć się wszystkie papiery, może więc będą pieniądze, coś wartościowego, jakiś majątek. Bo gdyby zyskał jedynie przepis pojawią się kolejne przeszkody, potrzeby. Może los zmusi go by zaczął oszczędzać. Francuski pisarz twierdził, że oszczędność to wiedza ludzi bogatych, a Wojciech do takich nie należał. I wtajemniczanie Andrzeja w przepis, który mógłby opatentować na własny rachunek. Znał się na produkcji różnych specyfików na tyle, że nie potrzebował nikogo. Mógł wszystko zrobić sam, miał dokładne, precyzyjne, potwierdzone wielokrotnym doświadczeniem notatki. Ale opuszczać kolegę w decydującym momencie. Nie - stop – pomyślał. Na razie muszę dowiedzieć się co to za kabała i czego żądają w zamian. Do tego apotransformina, gdy rozmawiał w najwyższej tajemnicy z niektórymi chemikami z uniwersytetu i politechniki, wyśmiewano go. Naukowcy twierdzili, że to mityczny lek wymyślony przez pisarza. Jednakowoż Wojciech miał pewność jego istnienia, zażywał go niejednokrotnie i to w potężnych dozach. Ma smak jakby cytrynki wydzielającej się spod języka. Wiedział, iż znakomicie wchłania się przez skórę dlatego najlepsza jest w mydle, szamponie, płynie do mycia naczyń i tym podobnych. Szedł rozmyślając aż zawędrował do celu, po przymusowym spacerze w ulewnym deszczu, który rozpętał się na nowo w trakcie drogi. Teraz znowu rozpogodziło się. Poczytywał to za pomyślny znak. Niebo wciąż miało ciemnoniebieski, głęboki nocą kolor. Przed magazynem jarzyły się światła. Kilka latarni, tuż za ciemną ścieżką oznajmiało miejsce spotkania. Zatrzymał się wziął kilka wdechów i ruszył znowu przemoczony do szpiku kości. Nie nosił parasola twierdząc, iż są passe. Rozpoznawano go na ulicach, zwłaszcza panie, jego czytelniczki, których był ulubieńcem – nie mógł wobec tego zadawać kłamu temu co pisze w pismach przez siebie redagowanych. Zbliżył się do potężnych, blaszanych drzwi, w których zamontowane były mniejsze, też metalowe. Nacisnął klamkę stwierdzając, że magazyn jest otwarty. Wszedł do środka. U końca pustej hali świeciła się mdła żarówka, opuszczona nisko nad stół. Szedł wciąż pewnym, odważnym krokiem. Gdy zbliżył się do stolika, z mroku wyłoniły się trzy postacie w szerokich, ciemnych płaszczach i maskach. Maski miały radosny wyraz, wszystkie były w odcieniach niebieskiego, a środkowa z nich mieniła się kolorem szafiru. Odrobinę go przeraziły. Kaptury zasłaniały wierzch głów nieznajomych. Przemówił ten ze środka. Maska – nieruchoma - artykułowała dźwięki:
  • Dobry wieczór Wojciechu – brzmiał metaliczny, wibrujący głos.
  • Dobry wieczór – odpowiedział z cicha.
  • Więc jesteś, przyszedłeś. Czy jesteś sam. Nikt za tobą nie szedł. Widział ktokolwiek, że skręcasz do magazynu?
  • Nie, raczej nie.
  • Świetnie. Dowiesz się dziś być może, że jesteś bogaty i mógłbyś dać światu coś bardzo pożądanego, luksusowego, coś nowego i atrakcyjnego, bardzo rzadkiego i drogiego.
  • Czyżby. Po co ta maskarada?
  • To – uwierz – konieczne. Także dla twojego dobra. Drogi chłopcze. Nasza anonimowość to gwarancja twojego spokoju. Powiedz nam proszę co wiesz o autentyku.
Wojciech, jak najzwięźlej, opowiedział o swoich poszukiwaniach, doświadczeniach i o wszystkim, co nie umknęło pamięci, a mogło mieć jakikolwiek związek z apotransforminą.
  • Doskonale. Jednakowoż to wszystko jest w papierach, które mamy dla ciebie. Twoje poszukiwania nie wykroczyły poza dokonania twojego wielkiego dziadka, dla którego my trzej żywimy jak największy szacunek i cześć. Apotransformina to cudowny lek. Chcemy dać go szerszej rzeszy odbiorców. Ty Wojciechu masz wszystkie potrzebne dane by to dla nas zrobić.
  • Ach, więc chcecie to popularyzować. Chcecie by dostępny był...
  • Właśnie tak Wojtuś. Tylko jest jedno ale, to bardzo drogi w produkcji lek, w stosunku, np. do morfiny. Są potrzebne specjalne laboratoria. Wyszukane pokoje sublimacji. Skomplikowane narzędzia destylacji i rafinacji. Poza tym przepis chce by komponować apotransforminę z innymi specyfikami. Tu pojawia się nowe zagadnienie – najwyższej jakości dodatków. Apotransformina zdaje się być narkotykiem, który wciąż można nasycać. Jej nienasycenie wydaje się być bezgraniczne. Tu liczymy na twoją młodość i dar inwencji, potrzebę poszukiwania, która trawi twoje serce.
  • Tak. Też tak myślałem. Można udoskonalać ją na nowo, wciąż i stale. Dążenie do perfekcji jest jakby zapisane w jej gen.
  • Właśnie tak! O to chodzi. Wojciech więc warunek: musisz napisać artykuł przedstawiający apotransforminę jako lek. Jako suplement diety, niezbędny każdej kobiecie i mężczyźnie, chcących być pięknymi. Ma to wyglądać optymistycznie i z entuzjazmem. Nowość, którą wprowadza korporacja medyczna. Chcemy spopularyzować lek i nie obciążać go danymi mogącymi zaszkodzić jego legalizacji. To naprawdę niewielkie żądanie.
  • Ale bardzo trudne. Ludzie nie uwierzą. Będą chcieli wiedzieć o skutkach ubocznych.
  • Nie ma takich. Do tego apotransformina znacznie poprawia stan zębów. Wszystkie czytelniczki pism których jesteś redaktorem muszą się dowiedzieć. Jeżeli niemożliwe jest byś pisał wprost o cudownym odkryciu, musisz to zawoalować tak by przeszło do wydania.
  • Rozumiem – więc tylko tyle – a co z tym, że nasz lek trzeba komponować z innymi specyfikami.
  • O tym nie ma mowy. Napiszesz tylko o mydle, szamponie, paście do zębów, płynie do mycia naczyń i podobnych środkach higieny osobistej i zewnętrznej.
  • Zgoda. Ale jeszcze coś, sami twierdzicie, iż do produkcji niezbędne są duże środki, skąd zdobędę te, chcę produkować nasze odkrycie.
  • Ach pieniądze. I to błogosławieństwo spływa na ciebie. Twój dziadek zadbał o to. Jedyny warunek – musisz pisać artykuły, wówczas wypełnisz wolę dziadka i majątek, a uwierz, jest tego sporo, będzie twój.
  • Wspaniale! Ile dokładnie?
  • Około czterdziestu milionów złotych.
  • O niebiosa! To rzeczywiście. Nie wiem czy jestem gotowy.
  • To przygotuj się. Najpierw jednak artykuły. Jesteś redaktorem dwóch pism internetowych i jednego kolorowego magazynu wydawanego na papierze, tak?
  • Dokładnie.
  • Więc musisz napisać trzy artykuły i mają podać je do druku. Nie wolno ci jednak argumentować tej potrzeby obietnicą spadku. Nikt nie może o tym wiedzieć. Tak też będzie najlepiej dla ciebie.
  • Znakomicie rozumiem.
  • Gdy artykuły będą gotowe chcemy je przeczytać jako pierwsi. Zobaczyć w jakiej są tonacji i zdecydować czy się nadają i czy są dokładnie tym czego od ciebie chcemy. Zgoda?
  • Zgoda. A jak się skontaktujemy?
  • Zadzwonimy do ciebie za trzy dni. Tyle masz czasu na przygotowanie artykułów.
  • Dobrze, zaraz wezmę się do pisania, nie będę się oszczędzał, dam z siebie wszystko i napiszę według mojej najlepszej woli i mniemania. Napiszę jednocześnie wszystko tak, by jasnym było, iż to suplement diety, bez szkodliwego oddziaływania, działań niepożądanych. Znacznie poprawiający urodę i zdrowie nawet niepięknych osób.
  • Świetnie Wojciechu. Także do usłyszenia za trzy dni – liczymy na Ciebie.
Postacie cofnęły się bezszelestnie w mrok. Wojciech wyjął papierosa i głęboko oddychał dymem. Drżał cały na myśl o milionach będących w zasięgu jego ręki. O tym, że cudowny lek na schizofrenię to nie tylko mit, wymysł chorej wyobraźni jakiegoś pisarza, ale autentyczna rzecz, istniejący oryginalny specyfik. Myślał teraz tylko o tym by zaakceptowano do druku jego artykuły. Wydawało mu się to nietrudne, bowiem pisał już na temat przeróżnych kremów, bardzo drogich perfum, nieszkodliwych syntetycznych szamponów. Nie powinno być problemu jeśli napisze o nowo odkrytym lekarstwie, które jest zbawcze dla uzębienia, poprawia zdrowie cery, a przy tym oddziaływa na psychikę w ten sposób, że czyści ją z obłędnych myśli. Gdy tylko ludzie okażą się chętni by używać jej w celu poprawienia kondycji urody, trzeba będzie nagłośnić działanie farmakologiczne. Rozmawiać z psychiatrami i psychologami. Jego pragnienia zdały mu się realne, osiągalne i bliskie realizacji. Zapomniał, że jest mokry i daleko od domu w ciemną noc. Czterdzieści milionów i lek na wariację, bez skutków ubocznych. Jego marzenia spełniały się niespodziewanie. Spalił papierosa i ruszył na powrót do domu. Gdy tylko nieco oddalił się od magazynu zadzwonił po taksówkę. Już nie musi oszczędzać na komunikacji i nie ma też obawy, iż ktoś dowie się gdzie był. Staje jedynie przed wyzwaniem napisania jak najpochlebniej o apotransforminie. To trudna nazwa, podobna w brzmieniu trochę do epinefryny. Ludzie mogą obawiać się samego brzmienia, nie zrozumieć go, a wiadomo, że tłum odziera z czci to czego pojąć nie jest w stanie. Potrzebne będzie wiele wysiłku by artykuły nabrały kształtów o wyrazie bezpieczeństwa. Nowość zawsze człowieka nęci. Do tego bardzo kosztowna nowość, dla bogatszych jednostek, to podnosi prawdopodobieństwo. Ludzie bogaci są raczej inteligentniejsi, chociaż jest ich znacznie mniej. Wrócił do domu nawet się nie obejrzawszy, tak zaprzątnięty był myślami o tym co mu się przytrafiło. Zapłacił taksówkarzowi i wrócił do mieszkania. Był sam na sam ze swoimi myślami. Chciał od razu przystąpić do pisania artykułu. Tytuł zawsze wymyślał na końcu, podsumowując stworzone dzieło. Chociaż na koniec - wymyślił pewnego razu - skoro jest tytuł, może być i zatytulenie. Gdy jest tytuł i zatytulenie, może być i zwieńczenie - gdzieś pośrodku dokonania. Ale te koncepcje były marginalne i nie miały większego znaczenia dla treści. Rozpoczął tak: „Jesteś piękna, jesteś piękny – to takie proste...”

piątek, 16 marca 2018

BOSKA JOLECZKA


BOSKA JOLECZKA


Czuję dziś jak moja wielka Miłość odżywa
Jest urocza śliczna przeczysta prawdziwa
Ta namiętność dodaje mi sił skłania do działania
Do codziennej podróży do nowych prawd odkrywania
Chcę pisać dla Joleczki wymarzonej jednej jedynej
Więc postanowiłem dopisać wersów dla tęskliwej
Mojej namiętności która z każdym dniem rośnie
Chcę pisać dla Joli szczerze i radośnie
Chcę podziękować za oddanie i krew przeczystą
Rozleję na kartkę pod przesłoną mglistą
Oczywiście pochwalić z dniem każdym piękniejszą
Rumianą krasną jak maki i większą
Miarę położyć na komplementy których nie dosyć

Nigdy ich za dużo by opisać Joleczkę prześliczną
Nie przystroiwszy tego w konwencję komiczną
Ale szczęśliwą optymistyczną złożyć hołd wzniosły
Oby pierwsze słowa Muzo wysoko mnie uniosły

Gdy jesteś wysoko wtedy kochać należy
Zakrzyknę głośniej niżeli legion żołnierzy:
Jesteś piękna! Wspaniała! Mądra pełna gracji
Każdy komplement na miejscu mający status racji
Jest prawdą nieśmiertelną i czy potrzebna
Weryfikacja – nie sądzę – podróż podniebna
Marzy mi się z Tobą Jolu koniecznie polecimy
Rozpaliwszy ogień rozdmuchawszy dymy
Szare niebieskie fioletowe żółte i zielone
Spędzimy pod niebem Persji noce wymarzone
Tylko Ty i ja będziemy pić i tańczyć razem
I jeść najlepsze potrawy a jednym wyrazem
Opowiemy wszystko co jest między nami
Bo gdyby mówić o tym wieloma wyrazami
I tak nie trafilibyśmy w pełnię sensu i znaczenia
Dla mnie to słowo to będzie dźwięk Twojego imienia
Jola Jolanta Joleczka jak słodycz miodu
A Ty proszę nie spraw mi najdroższa zawodu
I pozwól podpowiedzieć choć to już dla Ciebie jasne
Dla Ciebie Joleczko to będzie imię moje własne

Właśnie tak kochana królewno moich marzeń
Przy Tobie niesyty jestem najsłodszych wrażeń
Pochwał dla Ciebie wciąż mi nie dosyć
Pozwól nas wspólnie ślicznotko blaskiem okryć
Dziś kocham i rozumiem wtedy uczucie ma pełnię
Żadnych słów moich wyznań nigdy nie odmienię
Będę wierny po wiek wieków Tobie oddany
Będę przyjacielem i obrońcą mojej pięknej damy

Joleczko jesteś smukła niczym sarenka lecz silna
Uzależniasz od siebie niczym iniekcja dożylna
Jesteś jak opium słodka prawdziwa upajająca
Kocha Cię bez granic moja dusza drżąca
Joleczko Twoje kształty są boskie są idealne
Niesie to za sobą konsekwencje fatalne
Bo kto raz Cię czy dwa naprawdę zobaczy
Całą resztę płci pięknej na zawsze zniesmaczy
Zjawiasz się wówczas pod powiekami w pamięci
Każdy Twój zgrabny ruch ku Tobie nęci
Joleczko Twoja śliczna główka Twój rozumek
Sposób myślenia uszczęśliwia jak mocny trunek
Twoje piękne włosy uszka nóżka nosek i oczy
I gdy Twoje usteczka różane pytają mnie czy
Wszystko dobrze zapominam o Bożym świecie
I myślę kochani czy tego chcecie czy nie chcecie
To moje serce zgodnie z Twoim przeczystym serduszkiem
Wspólnie tętnią i jeszcze z naszym dobrym duszkiem
Twoim synkiem Gracusiem cudownym dzieckiem
O spojrzeniu jak Twoim szafirowym niebieskiem
Mądrości najwyższej i najgłębszej jednocześnie
Twoje są lipce czerwce listopady grudnie wrześnie
Jesteś Joleczko Muzą Miłości panią natchnienia
Każdy wysiłek mojej głowy mojego ramienia
Chcę Tobie przeznaczyć byś wstawała stópką prawą
Byś się cieszyła rymowaną słowem zabawą
Którą dyktuje przeznaczenie ku naszej radości
Byś wierzyła w siłę mojej namiętności

Z każdym kolejnym dniem budzisz się piękniejsza
Z każdym minionym dniem jesteś cudowniejsza
Tak to prawdziwy cud był dzień Twoich urodzin
Za mało ma jednak każda doba godzin
By Twoją opisać osobowość sprostać Twoim wymaganiom
To niemożebne – dlatego jesteś moją panią
Jesteś najtrudniejszym wyzwaniem – by zdobyć Ciebie
Trzeba by jak orzeł skrzydlaty na niebie
Wzbić się tak wysoko jak najjaśniejsi anieli
Twoją urodę wszyscy oni by mieć chcieli
Jesteś Joleczko boska jak nieosiągalna gwiazda
Budzisz dreszcze rozkoszy jak niebiańska jazda
Jesteś Joleczko najpiękniejszym aniołem
Z Twoim uśmiechem swobodnym i różanym czołem
Zdobędziesz świat - legnie u Twych stóp
Nie będzie to dla Ciebie zaskoczenie ani cud
Wiesz o tym najlepiej że jesteś najśliczniejsza
A Twoja córeczka trzecia Helenka najmniejsza
Tak zresztą jak i Vitjorja i Twoja Joleńka
Oraz Twoi chłopcy Tadeuszek brat Zenka
Wszystkie nasze prześliczne dzieci będą jak Ty mądre
Nasze kochane orzełki dzieci nasze dobre
Kochają Cię jak szczęście – bez granic
I wszystkie inne słowa są tu na nic
Gracuś też wie że ma cudowną mamę
A każdą moją bliznę odniesioną ranę
Znasz na pamięć byłaś zawsze przy mnie
Moja namiętność nigdy nie przeminie
Po kres czasu będę chwalił Twoje zalety
A choć nie mam ciała rozmiarów atlety
To wiem że moje słowa mają wielką siłę
Dlatego bez końca nimi Twój czas umilę

Jesteś Joleczko dojrzała i wiesz doskonale
Co to przyjaźń jesteś z angielska female
Jesteś kobietą jej definicją najczystszym rdzeniem
Jesteś moich rymów niezliczonych podniebieniem
Jesteś smakiem sensem esencją słodyczy
I tak jak samiec lwa na wybraną samicę ryczy
By ją przytulić by kochać swą jedną jedyną
Moje słowa dzięki Tobie nigdy nie przeminą
Jesteś Joleczko melodią rozkoszy czystym zachwytem
Łamiesz w drzazgi co ludzie zwą stereotypem
Przed Tobą odkryte co im z rąk się wymyka
To nie jest tylko teoria to rzetelna praktyka
Jesteś Joleczko dzielna i odważna jak orla pani
Zawsze trafiasz w cel nawet między gęstymi dymami
Jesteś szlachetna wiesz co to względy
I noc może być czarna Ty wiesz iść którędy
Żaden poemat nie wyrazi w całej pełni
Jak Joleczko z Gracusiem jesteście mi potrzebni
Viktoria to Twój żywy obraz jak Ty prześliczna
Joleńka różyczka zdolna dzielna heroiczna
Helenka maleńka rozumna i troskliwa
Zenona małego bliźniaczka prawdziwa
Zenusia o wielkim sercu orzełka niebieskiego
Tadeuszka i Gracusia braciszka rodzonego
Tadzio orzełek podobny lwu pełen czystej Miłości
Buziaka prześlicznego każdy chłopiec mu zazdrości
A Gracuś orzełek jest dzielny i odważny zawsze gotowy
Do odlotu jego pęd niedościgły ponaddźwiękowy
Jest szybszy niż światło będzie wielkim wojownikiem
O wolność i pokój każdym ciosem i unikiem
Dowodził będzie waleczności co płynie w naszej krwi
Będą tego dowodzić każde kolejne dni
Że kochamy jak nikt inny jak nikt nigdy dotąd
I żaden trybunał komisja czy sąd
Nie ma prawa nad orłami jedynie pan Bóg
Będzie mógł ocenić poniesiony przez nas trud
Jedynie przed Wszechmogącym składamy wyjaśnienia
Jesteśmy wsparciem dla Jego mężnego ramienia

Kocham Cię Jolu chcę chwalić Twoją gładkość
Twoja perłowa uroda to niespotykana rzadkość
Jesteś najpiękniejsza Twój umysł Twoje ciało
Powiedziałem już tyle ale to wciąż mało
By opisać Twoje uroki Twoją dumę szlachetną
Bądź wolna i zawsze sobą a żadną korektą
Nie mąć swojej główki aniele jesteś idealna
Zakończę rymowankę sprawa trudna lecz banalna..

152 wersy
17.10.2013r.



O BOHATERACH LITERACKICH DOBY FIN DE SICLE




Dekadentyzm i nastroje schyłkowe w literaturze ostatniego dziesięciolecia XIXw.



Schyłek wieku XIX. Okres stabilizacji militarnej w Europie. Gwałtowny rozwój ludzkiej cywilizacji i rozrost zbiorowisk miejskich. Wielkie przemiany w życiu, postęp w nauce i rozkwit sztuki. La belle epoque^- czas pokoju i porozumienia, kulturalnego renesansu starego kontynentu. Filozofia pozytywistyczna i kategorie w jakich oceniana jest sztuka tracą swoje miejsce bytu. Potrzebny jest inny system wartości, nowa skala ocen i perspektywa oglądu świata. Odbiorcą sztuki nie może być już bierny czytelnik, trzeba szukać własnej prawdy, indywidualnej, jak pisał C.K.Norwid:
„Ty skarżysz się na ciemność mojej mowy;
- Czy też świecę zapalałeś sam?”1
Bo i artysta zaczyna wznosić się na wyżyny absolutu, sięgać do dna duszy i pisać własną krwią. Staje się demiurgiem nowej rzeczywistości, przepełnionej chorobami wieku i cywilizacji. Jest nowotworem w strukturze społeczeństwa. Jednostką, która musi stanąć ponad tłumem.
Artysta-dekadent staje się, wraz ze zbliżeniem końca wieku, głównym bohaterem powieści modernistycznych. Gatunku w którym akcja ma charakter drugoplanowy, kulisowy, gdzie ważniejsze są przeżycia ludzkie, konflikty wewnętrzne, wahliwość prawdy, duchowe zatrucia i motywacja psychologiczna zachowań. Schyłkowiec, rezygnat, improduktyw, ”geniusz bez teki”2, kapłan skazanej na zagładę religii, podążający ciemną drogą prawdy w głębie artyzmu. Dekadent – człowiek z charakterem, którego nierelatywna ocena nie jest w stanie ogarnąć. Jest bowiem wyrazicielem przesytu, zblazowania uczuć, goniącym za ”doraźnym, hedonistycznie rozumianym szczęściem”3. Jednocześnie występuje przeciwko ”pogrążonemu w anarchii światu(kapitalistycznemu i filozoficznemu), światu niezdolnemu do obrony wartości humanitarnych, światu wrogiemu kulturze”4. Artysta-dekadent jest świadomy swojego niechybnego końca, konieczności śmierci – indywidualności i imienności ludzkiej, wreszcie śmierci materialnej.

Powieścią traktującą o schyłkowym nastawieniu do świata i rzeczywistości, jest wydana w roku 1891 książka Henryka Sienkiewicza pt. „Bez dogmatu”. W zamyśle autorskim miała być ostrzeżeniem przed biernym i sceptycznym pojmowaniem życia. Napisana w formie pamiętnika, by „nadać powieści złudzenie jakoby była czymś zupełnie realnym”5, historia Leona Płoszowskiego, polsko-włoskiego arystokraty, wykształconego, inteligentnego i oczytanego, zdolnego do głębokiej analizy introspektywnej, wpisuje się w nurt powieści psychologicznej, dominujący w ostatnim dziesięcioleciu dziewiętnastego wieku.


1- C.K.Norwid, Vade-mecum, Wrocław 1990r.
2 - H.Sienkiewicz, Bez dogmatu, Warszawa 1985r.
3 - W.Berent, Próchno, Wrocław 1979, przypis 30, s.193
4 - Tamże, s.193 - H.Sienkiewicz, Bez dogmatu, Warszawa 1985, s.329-330
5 – List do J.Janczewskiej z 12 XI 1889



„Bez dogmatu” to opis życia mentalnego człowieka, pozostawionego samemu sobie:
„Właściwie mówiąc, dla mnie nie ma miejsca nigdzie.(...)Zostałem wyłączony z ogólnego życia, stoję na zewnątrz i chociaż czuję pustkę nieopisaną, nie mam już ochoty wracać.”6
Odrzucenie od zurbanizowanego świata, jest znamieniem dekadenta – żadne organizacje, struktury czy środowiska, nie tolerują próżnych i nieproduktywnych jednostek, burzących równość społeczną.
Oczywiście otoczony jest innymi ludźmi i zdarzeniami (zawdzięcza to najprawdopodobniej swojemu bogactwu), wobec których jednak pozostaje zdystansowany. Płoszowski jest skrajnym sceptykiem, stracił wiarę w metafizykę i nauki ścisłe:
„(...)dziś jestem sceptykiem nawet względem ciebie[wiedzy], nawet względem własnego sceptycyzmu, i nie wiem, nie wiem! I męczę się i szaleję w tej ciemności!...”7

Cechą wspólną dekadentów jest brak ustalonej hierarchii wartości.
Tak i Płoszowskiemu brak w rzeczywistości punktów odniesienia, a lata które przeżył, nie wytworzyły w nim żadnego systemu i skali ocen:
„Zatraca się we mnie w pewnym stopniu poczucie różnicy między złem i dobrem, a co więcej, różnica ta staje mi się obojętna.”8
Jednak w pewnym momencie rozwoju duchowego, bohater Sienkiewicza przestaje być konsekwentny. Stwarza sobie, czy też ogarnia go uczucie o wielkiej, niezwalczonej sile:
„Serce ludzkie nie może się zabezpieczyć przeciw miłości, a miłość to jest żywioł, to taka siła jak przypływ i odpływ morza.”9
Siła ta zdolna jest zniszczyć też nastrój dekadencki.
Popada w miłość – wewnętrzną, monologową – staje się ona dla niego furtką z krainy metafizycznego cierpienia, przez którą ucieka by znaleźć zapomnienie. Miłość ta zarazem jednak, staje się znamieniem jego zwykłości i pospolitości – jest odejściem w stronę ogólnie przyjętych praw i schematów postępowań, którym przeciwstawiali się dekadenci. Różniczkuje tę miłość tylko niespełnienie, które jest treścią większości utworu Sienkiewicza. Tak powieść, która miała być ostrzeżeniem przed rezygnacją z życia, myślową dekadencją – staje się opowieścią o nieosiągalnym szczęściu. Do tego Leon Płoszowski nie przestaje wierzyć w możliwość zrealizowania swoich miłosnych planów i dążeń, w ten sam sposób oddala się od granicy fałszu, którą należy przekroczyć:
„Ale rezygnacja nie wyłącza nadziei.”10

Tu tkwi zasadnicza odmienność od dekadenckiego sposobu myślenia, który przez swoją postać powieściową, wykłada Sienkiewicz. Kreuje bowiem bohatera wewnętrznie sprzecznego i wahliwego, co do poglądu na przyszłość. „Hetman” pozytywistów stwarza swojemu podmiotowi opisującemu dogmat – miłość do kobiety, uważając go jednak nadal za wzorcowy typ dekadenta:
„Na mnie powinni robić diagnozę choroby starczej wieku i cywilizacji, bo przybrała ona we mnie typowy charakter.”11
Słuszne wydaje się zastrzeżenie <choroby starczej>.

6 - H.Sienkiewicz, Bez dogmatu, Warszawa 1985,s.329-330.
7 -Tamże, s.19-20
8 – Tamże, s.82
9 – Tamże, s.130
10 – Tamże, s. 310
11 – Tamże, s.191


W rezygnacji młodego dekadenta, nie ma miejsca na złudne nadzieje.
Może to potrzeba jakiegoś pozytywnego(realnego) odniesienia do świata, nie odnajdując ujścia w opisie materii – znalazła ją w uczuciu, wobec czego pustka rzeczywistości Sienkiewicza staje się połowiczna, przenika w nią pojęcie abstrakcyjne.


Najpełniejszą realizację literacką traktującą o nastrojach schyłkowych wydano w roku 1901. Powieścią o artystach-dekadentach, szalejących na przepaściach życia, schylających się po laury publiczności bogach nowego świata i sięgających dna alchemistach, jest „Próchno” Wacława Berenta. Pierwodruk ukazał się w „Chimerze”, czasopiśmie wydawanym przez Zenona Przesmyckiego- Miriama, któremu książka została dedykowana. Autor wprowadza do swojego utworu nowoczesną wówczas technikę narracyjną: „polegającą na szerokim uwzględnieniu odmiennych punktów widzenia poszczególnych postaci”12, narrację „przestrzegająca prawa subiektywnego spojrzenia określonego bohatera(...)narrację personalną.”13Każdy z bohaterów ma swój sposób myślenia, światopogląd, otrzymuje od autora własną indywidualność, filozofię życiową. Postacie Berenta reprezentują kilka wariantów postawy wobec rzeczywistości, chociaż kościec ich budowy jest wspólny. Artyści-dekadenci – jednoczy ich młodość, ambicje twórcze, sposób na życie, wreszcie tak aprioryczne powody jak zbieg czasu i przestrzeni – który sprowadza te charaktery w jedno środowisko. Są jak czarne kwiaty natury wybujałe na brukowanym łonie kultury i cywilizacji. Nieczułe masy społeczeństwa to dławiąca potęga, fala zagłady, na którą dekadenci wpłynęli. Poddają się jej sile, są bierni wobec świata – dlatego muszą przepaść.
Pierwszym, który przekracza granicę fałszu – i zapomina o sobie samym jest dziennikarz Jelsky – oś opinii publicznej, wyrocznia dla mas. Jego słowa są wyznacznikiem prawdy i fałszu w życiu mieszczaństwa, publiczności czytelniczej, konsumentów. Jelsky stoi na pograniczu życia i śmierci, stale przenika te sfery. Otwiera furtki z krainy metafizycznego cierpienia modernistycznego, poza którą, w nirwanie, znajduje doskonałość swojego bytu. Reprezentuje on postawę dekadencką ale nieuświadomioną, przebraną w „garderobie duszy”14, zamaskowaną na tyle skutecznie, by dopiero w chwili ostatecznego rozrachunku z życiem, wznieść się na wyżyny prawdy i sztuki – przyznać się do gry, do pozy, do oszukiwania ludzi i siebie samego, by pozwolić sobie na kwiecistą rezygnację.

Przyczyna tak pesymistycznego pojmowania własnego miejsca w świecie jest „sturamienny egoizm tłumu”15, bezlitosny mechanizm, nastawiony na pożytek – wartość wysoko cenioną przez pozytywistów i utrwaloną w świadomości ludzkiej już na stałe. Szarość zalewająca świat jest faktem dokonanym – nastąpił przełom cywilizacyjny.
Najpełniejszy wyraz nastroju schyłkowego, znajduje swoje ujście w słowach hrabiego Henryka von Hertensteina. Głosi on hasła o wydźwięku dekadenckim. Zna się też na słabościach upadających twórców:
„- wszystko to razem wzięte jest tylko tchórzostwem: wypowiedzieliśmy każdy ostatnie słowo życia, a nie stać nas na dokończenie „Amen”.”16

12 – W.Berent, Próchno, Wrocław 1979, wstęp s.XIX
13 – Tamże, s.XIX
14 – K.Irzykowski, Pałuba, Wrocław 1981
15 - W.Berent, Próchno, Wrocław 1979,s.263.
16 – Tamże, s.263.


Henryk Hertenstein przeżywa poczucie wszechogarniającej pustki rzeczywistości, traci zdolność do arbitralnych rozstrzygnięć o słuszności prawd życiowych budujących jego system wartości. Odrzuca świadomie swój mentalny aparat wartościujący:
„I tak oto miary wszelkich wartości pokruszyły mi się w dłoniach.(...)widziałem(...)trzy drogi ducha: na szczyty najbielsze drogę marzeń bezpłodnych, wydeptany gościniec w stronę szarego życia na daremną walkę z kamieniami i krętą ścieżkę, co wierzchołkami gór i padołem przepaści wiedzie w czarne pałace, gdzie lirowe dziady królują i tłumu pochlebstwem żyją.”17

Hertenstein rozumiał, że sztuka wiodąca przez szczyty i przepaście jest łączeniem sprzeczności, synonimem niszczącego paradoksu. Jest wyczulony na pokłady archetypiczne trawiące jego ducha. Ten stały kontakt z metafizyczną głębią i dziwnością, jest jak Ikarowy lot ku słońcu. Nasycenie żądz nie daje zaspokojenia, przeciwnie wzmaga się jeszcze chęć użycia i kompletnej eksploatacji materii. Nasycenie zmysłowości rozbudza wielkie namiętności, są to potężne duchowe otchłanie, w których grzęzną i toną dekadenci. To droga ku granicy śmierci i nieśmiertelności. Istnienie ponadzmysłowe przekraczając próg doczesności, łączy Hertensteina z „duchem wszechświata”, nie obawia się śmiertelnego zejścia, gdyż wyzbył się życia.
„I cóż takiemu śmierć uczynić może, który sam w sobie pokonał to wszystko, co ona zniszczyć zdolna: lgnięcie do świata zewnętrznego, chęci, indywidualnego życia treść i w łańcuchu przyczyn aż po świadomość?... Ułamanym jest kolec śmierci.”18
Rezygnacja jest swoistą cechą dekadenta.
Hrabia Hertenstein dosięga absolutu – jest martwy za życia, martwy dla świata. W stanie nirwany wychodzi poza czas i przestrzeń, wyzwala się z wszelkich zależności, popędów, osiąga „głęboką ciszę niezachwianej pewności i błogości.”19

Niepewność istnienia i trwania, paradoksalność wszelkich prawd i dekadenckie nastroje, jakie zapanowały w ostatnim dziesięcioleciu XIXw. znajdują doskonały wyraz w powieści Wacława Berenta. To literacka egzemplifikacja tragedii ludzi, którzy znaleźli się w momencie aporycznym, nieprzekraczalnym. Są jednym ze składników mieszających się nieustannie w kadzi wielkiej zbiorowości, ulegają nieubłaganemu procesowi destylacji za pośrednictwem sztuki i doznań zmysłowych. Świadomi swojego życiowego potencjału, który tłamsi stale masa społeczeństwa, zdążają ku przeciętności i śmierci. Dekadenci idą wprost ku swoim celom i ideałom, które oświetlają drogę jak gwiazdy, ale są nieosiągalne.



17 - W.Berent, Próchno, Wrocław 1979,s.321.
18 – Tamże, s.353.
19 – Tamże, s.354, przypis 23.











Zagranicznym wyrazem dla pesymistycznego nastroju, wyrafinowanego użycia, powieścią o dekadentach-dżentelmenach, zmierzających ku schyłkowi wieku jest „Portret Doriana Graya”, angielskiego pisarza Oskara Wilde^a. Fin de siecle - nowa epoka, nowe prawdy młodego świata, nowa miara nieśmiertelności. Uosobieniem dekadenta, artysty życia jest lord Henryk, który wprowadza Doriana Graya w „wielką arystokratyczną sztukę absolutnego próżnowania.”20 Jest przedstawicielem hedonistycznie zorientowanego, poszukującego rozkoszy środowiska szlacheckiego. Bogactwo materialne angielskich dandysów, noszących kwiat w butonierce, jako znak – symbol rozpoznawczy, pozwalało im na dynamiczny rozwój osobowości – jej pierwiastka duchowego, który uważali w życiu za najistotniejszy:

„Celem życia jest rozwój własnej indywidualności. Dać wyraz własnej swej naturze – oto nasze zadanie na ziemi.”21

Lord Henryk uważa, że w wieku dziewiętnastym zapanowała brzydota, przeciętność i przygnębienie, a grzech jedynie godny jest uwagi i ma swoją barwę. Chce budować świat i hierarchię wartości „na wspak”, w stosunku do schematów ogólnie przyjętych . Jest to wiek, w którym gazety wskazują społeczeństwu słuszną drogę i zakreślają jego horyzonty. Lord Henryk chce dla uleczenia duszy z trującego wpływu kultury i zepsucia cywilizacyjnego, użyć zmysłów:
„Tylko zmysły mogą uleczyć duszę, tak samo jak tylko dusza może uleczyć zmysły.”22

Uważa, że ratunkiem są nowe formy rozkoszy i wykorzystania materialnej powłoki ducha:
„Nowy hedonizm – oto czego nasz wiek potrzebuje”23

Cielesne uniesienia, wyrafinowane towarzystwo, gonitwa za rozkoszą i pięknem, narkotyki, alkohol, przepych, zbytki – sztuka życia. W tym zepsutym nadmiarze, osadza się mgła nudy, która pożera wpierw ducha, a później ciało. Konflikt z epoką pozytywnych odniesień, wywołuje u młodych i ambitnych intelektualistów potrzebę odnalezienia własnych prawd, najwyższych paradoksów i kryteriów charakteryzujących. Chcą czegoś zupełnie nowego.
„(...)najwyższą niemoralnością dla człowieka kulturalnego jest przystosowanie się do przeciętnego poziomu swej epoki.”24

U źródła nowego prądu myślowego jakim był bez wątpienia schyłkowy dekadentyzm leży zasada negacji, bojkotująca pozytywistyczne ujęcie rzeczywistości – czyli skupienie się na faktach empirycznych i odrzuceniu metafizyki. Metafizyki, która wraz z psychologią staje się lekarstwem przeciw chorobliwemu materializmowi minionej epoki.
Tutaj też, najprawdopodobniej, znajduje się geneza całego zagadnienia dekadentyzmu – biernego oczekiwania i odrzucenia życia, z którego wyzyskiwana jest jedynie rozkosz dająca zapomnienie. Poszukiwanie stanów ekstatycznych – nirwany, wyprowadzającej ducha z krainy modernistycznego cierpienia, przyspieszającej nabytek świadomości i doświadczenia jest fundamentem myśli schyłkowej. Wiedzy, którą Dorian Gray pojął aż nazbyt dobrze.

20 - O.Wilde, Portret Doriana Graya, Wrocław 1991
21 –Tamże, s.32
22 – Tamże, s.33.
23 – Tamże, s.37.
24 – Tamże, s.94.


. Prowadzące do degradacji duchowej i cielesnej, kwietyzmem zwane nastawienie jest niezaspokojonym głodem: ”Trawił go głód tym gwałtowniejszy, im bardziej go zaspokajał.”25
Młodzieniec poznał też siłę namiętności, które:
„(...)muszą albo miażdżyć, albo załamać się. Zabijają człowieka lub same giną.”26

Mr. Gray jest pewien zakończenia swojej historii, widzi je nieuchronnie zbliżające się ku niemu. Znudzenie, blaga i rozpusta wyprowadziły go na jałową pustynię gdzie tkwi bez czucia:
„Zdaje mi się jednak, że straciłem namiętności i wyzbyłem się pragnień. Zbyt się koncentruję w sobie samym. Własna moja osobowość stała mi się ciężarem. Chcę uciec, odejść, zapomnieć.”27


Rezygnuje, bez nadziei przekracza więc granicę fałszu, którą przekraczają „wzorcowi” dekadenci, odsuwa się od swojego życia, bo niezdolny jest zanegować dwu, wielce rzeczywistych faktów:
„Śmierć i pospolitość, oto dwa fakty dziewiętnastego wieku, nie dające się zbyć słowami”28


Koniec wieku XIX był triumfem ducha nad materią, który ujawnił się najpełniej w sztuce. Literatura operująca najdoskonalszym z tworzyw opanowała żywioły myśli, które eksplodowały niehamowane. Wyraz przesytu, nudności, niespełnienia i połowiczności istnienia materialnego jest treścią modernistycznych powieści (psychologoiczno-socjologiczno-metafizycznych). Wspólną cechą tego gatunku jest model bohatera-schyłkowca, żyjącego poza światem, ponad dobrem i złem, niesteoretypowej jednostki, indywidualności, która nie podporządkowuje się zastanemu systemowi wartości. Nie chce on jednak zmieniać świata, głosić wieszczych, mesjanistycznych wizji, jak bohater romantyczny. Chce użycia, wyzyskania ducha i zmysłów w celu odczucia maksymalnej rozkoszy. Stale rosnący apetyt rzuci wreszcie na jedną kartę życie dekadenta, a on nie powinien się zawahać by wyzwanie przyjąć.
Dekadent jest bowiem zrezygnowany wobec życia. Nie odnajduje pociechy w żadnym aspekcie rzeczywistości. Usuwa się na bok społeczeństwa, jest mu wrzodem, ropiejącym jadowitą myślą. Zurbanizowane środowisko stara się go usunąć.
Dekadent eksperymentuje, poznaje, smakuje, chce dokonać jak najpełniejszej analizy doznań zmysłowych, osiągnąć jak najwyższą rozkosz i samoświadomość. Jest buntownikiem walczącym z kamienną bezdusznością egoistycznego tłumu. Tworzy nowe pojęcie kultury i sztuki, którego społeczeństwo nie chce przyjąć, jednak będzie musiało.
„Taką jest wola młodości !”29


25 – O.Wilde, Portret Doriana Graya, Wrocław, s.144.
26 – Tamże, s.216.
27 – Tamże, s.220.
28 – Tamże, s.227.
29 - W.Berent, Próchno, Wrocław 1979,s.82.

czwartek, 15 marca 2018

POLAKA STWARZAM


POLAKA stwarzam..
Centralne, względem Europy, geopolityczne usytuowanie Polski sprawiło, ze stała się ona krajem, na który wpływ wywarło wiele narodowości. Historia uczyniła z naszego państwa bezprzykładny tygiel kulturowy, gdzie w krwi jednego z najbardziej niezróżnicowanych pod względem narodowościowym krajów Europy, mieszały się pierwiastki rozmaite: począwszy od osiągnięć cywilizacji antycznych Greków i Rzymian, poprzez chrześcijańską Europę zachodnią, aż po Bliski Wschód, wpływy ludności żydowskiej i kulturę rosyjską.
Ten kulturowy eklektyczny kolaż nie przeszkodził temu, by w Polsce powstawały genialne wytwory Sztuki, kondensujące w sobie wielkość potencjału arcydzieł. Pomiędzy innymi za arcydzieła literatury uważam Ferdydurke oraz Ślub, autorstwa Witolda Gombrowicza - postaci będącej pierwszą przyczyną podjęcia trudu opisania kwestii polskości - problematycznej, paradoksalnej, a co za tym idzie tętniącej życiem.
Gombrowicz to genialny demiurg i obrazoburca naszej narodowej mentalności. Wiedział już w epoce w której żył, osiągnąwszy naonczas właściwy poziom świadomości, że Polakom brak jednolitej, spetryfikowanej formy, charakterystycznej dla naszego narodu, tudzież odróżniającej nas od innych państwowości. Uświadomił to naszemu językowi po raz pierwszy, dość enigmatycznie, w swoim debiutanckim tomie opowiadań Bakakaj, w tekście pod tytułem: Pamietnik Stefana Czarnieckiego: "(..)jestem szczurem bez maści, bez koloru! Szczur neutralny! Oto los mój, oto moja tajemnica" [Witold Gombrowicz, Pamiętnik Stefana Czarnieckiego, [w:] Bakakaj, Kraków 1987, s. 23].
W całym dorobku twórczym Witolda Gombrowicza znajdujemy mnóstwo uwag na temat substancji polskości i ojczyzny. Były to problemy stale jego myśl nurtujące i, zważywszy na fakt poza oceanicznej emigracji, dodatkowo nabierające na znaczeniu. W Dzienniku, gdzie to Gombrowicz stwarza się po raz trzeci, najbardziej świadomie, mówi o fenomenie polskości i polskiego człowieka wielokrotnie. Wystarczy spojrzeć w index dobrze wydanego egzemplarza, by przekonać się o niebagatelnym znaczeniu tej kwestii dla pisarza. Jednak niezaprzeczalną wydaje się teza, iż głównym tematem pisemnych enuncjacji Gombrowicza był proces stwarzania się formy, powstającej w wyniku spięć (sfery duchowej i materialnej) międzyludzkich. Formy, poza którą wyjść dążył.
We wszystkich wypowiedziach na temat polskości istnieje wspólny rdzeń myślowy, ze wszystkich tych substratycznych fragmentów tekstów autora Ferdydurke, udałoby się wydestylować tezę o konsystencji alembiku mówiącą: forma polska jest nieukształtowana, niedojrzała "Więc prawdziwa rzeczywistość polska nie wypowiadała się w książkach, które nie były z niej -były obok niej- a właśnie w tym fakcie, że książki nas nie wyrażały. Istnienie nasze na tym polegało, że nie mieliśmy istnienia dość skrystalizowanego. Forma nasza na tym, że ona właściwie nie przylegała do nas należycie. To co nas określało, to była ta niedostateczność nasza. Na czym zaś polegał błąd polskich pisarzy? Na tym, że oni usiłowali być tym, czym być nie mogli, ludźmi uformowanymi, podczas gdy byli ludźmi w trakcie formowania się.. I pragnęli, w poezji i w prozie, podciągnąć się do poziomu europejskich, bardziej skrystalizowanych narodów, nie bacząc, że to ich skazuje na wieczystą drugorzędność - gdyż nie mogli rywalizować z tamtą bardziej wyrobioną formą".[Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 263.]
Rozszczepiając przez pryzmat spojrzenia Gombrowicza światło wielkiego dorobku tradycji literackiej, uzyskujemy obraz widma najcięższej z narodowych wad - przerostu ambicji nad kompetencją ("zastaw się a postaw się")
Leżąca u węzgłowia narodowego kompleksu - chorobliwa ambicja, przerastająca kompetencję przeciętnego czy statystycznego Polaka, jest zdecydowanie balastem na drodze rozwoju (jakkolwiek pojętego: duchowego bądź materialnego). Jej krańcowe stadia osiągają kształty groteskowej chimery człowieka, który chce wziąć więcej niż unieść zdoła. Narodowy apetyt (np. ludzi dzierżących stery państwa) przerósłszy środki konsumpcyjne doprowadza do głodu i nędzy. Mierząc siły ponad możliwości tracimy podwójnie, "zanadto<chcemy być>(..), wskutek czego za mało <jesteśmy>".[Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 172.]
Dlatego Gombrowicz ucieka od Polski, od naszych blasków i cieni, nie chce o swojakach, chce poza swojakami formę własną konstruować. Najniedwuznaczniej mówi o swoim wstydzie polskości na kartach Trans-atlantyku, kiedy nie chce chwalić narodowych geniuszów[Witold Gombrowicz, Trans-atlantyk, Kraków 1986, s. 65.]. Ojczyzna, to dla pisarza wartość deficytowa. Komentuje tę myśl w Dzienniku: "Przecież każdy z wybitnych, wskutek po prostu wybitności swojej, był cudzoziemcem nawet u siebie w domu" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 65] Gombrowicz dąży ku "synczyźnie", ku młodości i nowopoczęciu.
W mojej próbie stwórczej, główny akcent położyłem na twierdzeniu, iż esencją polskości jest brak charakterystycznego, konkretnego wyrazu i, paradoksalnie, to cecha najbardziej Polakowi właściwa. Wizerunek narodowej gęby rozpięty jest pomiędzy najodleglejszymi biegunami stereotypowości. Imponderabilia polskości dają się wyabstrachować z symptomów codzienności jedynie na podstawie twierdzeń prawdopodobnych. Polskość jest bezforemnie kosmopolityczna, aczkolwiek nie da się zaprzeczyć, że wiele progów naszej narodowej tolerancji, ma wspólne zakresy. Przez to, w pewien sposób, organizuje się duch narodu.
Po pierwsze, wieki wojen, mnogość powstań narodowowyzwoleńczych wykształciły w nas najbardziej charakterystyczny rys polskiego obywatela, jakim, zdaje się, jest patriotyzm. Gombrowicz nazwał go wstydliwie - "kurczowym patriotyzmem" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 163.]. To wysokie poczucie własnej godności państwowej sprawiło, że kraj nasz bronił się zawzięcie i niestrudzenie przed wszelkimi najeźdźcami. Heroizm Polaków znany jest na całym świecie, a zasługi naszych żołnierzy odbijają się echem w Wieczności. Honor polskiego rycerza to wartość trwała, kultywowana po dziś dzień.
Przywiązanie do ojczyzny i służba jej , są jakby przyrodzone Polakowi "Już pierwsi polscy kronikarze ukazywali przede wszystkim wzory patriotyzmu w działalności królów i rycerzy" [Polska i Polacy, wybór oraz wstęp: Bogdan Suchodolski, Warszawa 1981, s. 19.].
Tu znów zamiast czarnoziemu znajdujemy ugór, powstały wskutek przerostu formy nad treścią. Państwo polskie, w którym każdy jest wielkim panem wydaje pokos plonu pokolenia Sarmatów nadwiślańskich, a czasy ich wolności szlacheckiej kończą się rozbiorami Polski. Demon historii objawił nam, w sposób bezprecedensowy, najgłębiej zakorzenioną narodową wadę: przerostu ambicji nad kompetencją. Nie mogło być porządku w kraju, gdzie każdy chciał być królem i panem (może dlatego dziś jest zbyt wielu managerów, a za mało, np. filologów, jak zauważył prof. Jan Miodek na jednym z wykładów uniwersyteckich). Toteż Gombrowicz, niestrudzony ironista i prześmiewca, przypłynąwszy do Argentyny, obwołał się hrabią w tamtejszej kawiarni REX. Był tak tytułowany do momentu, kiedy to w ręce kawiarnianego towarzystwa trafił egzemplarz Braci Karamazow Fiodora Dostojewskiego. Ów dementuje w swej powieści szlacheckie pochodzenie podróżujących Polaków.
Jednakowoż, czytając uważnie Dziennik, znajdziemy doskonałe remedium na stan zadufania we własnym jestestwie: "A zatem przekora powinna stać się dominatą naszego rozwoju. Będziemy musieli na długie lata oddać się przekorze, szukając tego właśnie, czego nie chcemy, przed czym się wzdragamy. Literatura? Literaturę powinniśmy mieć akurat przeciwną tej, która dotąd się nam pisała, musimy szukać nowej drogi w opozycji do Mickiewicza i wszystkich królów duchów.(..) Historia? (..) właśnie historia stanowi nasze dziedziczne obciążenie, narzuca nam sztuczne wyobrażenie o sobie(..)" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 173.].
Gombrowicz był konsekwentny w swej niekonsekwencji. Pomimo całego oderwania i wstydu, niechęci wobec Polski, ton melancholijnej tęsknoty, tak marginalny w jego twórczości, jest wyczuwalny w dzienniku. Wyjątkowo wyraźnie gdy to wyprowadza Polaka z kształtu duchowego, wykutego sto pięćdziesiąt lat temu, od chwili obecnej, przez litewskiego poetę.[Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 59.]
Drugą z wyegzemplifikowanych tez, na temat naszego narodowego charakteru, jest twierdzenie o braku poszanowania - czy to dla ludzi, czy też dla cudzej własności. Cecha ta, w skrajnym odcieniu, przybiera garderobę zawiści - niweczącej, przemocą i wandalizmem, wspólnotę. Podstępna zazdrość zaciemnia polskiego obywatela, który zamiast skupić się nad własną pracą i gromadzeniem sobie upodobanych dóbr, trwoni czas nad dziełem zniszczenia i zepsucia.
Trzy: Polacy to naród wysoce schizmatyczny, przez co rozumiem niezdecydowanie, a do tego kategoryczny. Momentalnie popadający ze skrajności w ekstremum przeciwne. Przykładem może być sytuacja selekcjonera polskiej kadry narodowej podczas mundialu 2002 roku, organizowanego przez Koreę Południową i Japonię. Za wielki sukces poczytano panu Jerzemu Engelowi wprowadzenie reprezentacji naszego kraju do turnieju. Nie liczono wówczas na wiele więcej. Dwa przegrane mecze, z wyżej notowanymi drużynami, sprowadzają na trenera falę krytyki. Jakże łatwo przyszła Polakom zmiana nastroju. Kaskady entuzjazmu zmieniają się w potok uszczypliwych uwag. Trzeci, wygrany mecz i tym samym dobre końcowe wrażenie nie przynoszą rozluźnienia atmosfery, trener zostaje zdymisjonowany. To kolejne zwycięstwo ambicji nad kompetencją.
Ostatnim, najostrzejszym z rysów polskiego charakteru, ujętych w ramy mojej próby twórczej, jest religijność. Ludność naszego kraju, od czasu przyjęcia chrztu przez Mieszka I, integruje się za pośrednictwem instytucji Kościoła. Siła polskiej wiary i oddanie służbie Bożej to rezultat, najprawdopodobniej, niedokształcenia narodowej formy. Polacy usilnie wierzą w istnienie bytu transcendentalnego, nieosiągalnego w granicach poznania, który animizuje, modeluje, determinuje czy wreszcie sankcjonuje nasze zachowanie. Ufamy, iż to siła wyższa dyktuje słowa i kieruje naszą wolą dążenia. Gombrowicz, wypowiadając się o wierze polskiej w roku 1953, stwierdził, że jest ona: "jak kawałek suchego chleba, który z trzaskiem łamie się na dwie części: wierzącą i niewierzącą" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 45]. Mimo tego do dziś Polskę postrzega się jako kraj religijny. Polak był papieżem i do dziś jest dla Polaków ikoną chrześcijanizmu. Cała gałąź społecznej struktury to kasta księży. J. W. Goethe, zapisał w Fauście, że to właśnie oni trwonią majątek narodowy. Ludzie wierzą i modlą się, dzielą pieniędzmi z kapłanami wszelkich szczebli hierarchii kościelnej. Z patetycznymi na ogół swym wątpliwym majestatem teologami, którym zdaje się, że ferują wyroki boskie. Boga należałoby szukać raczej w sobie, a nie pośród niekoniecznie przeterminowanych wywodów ciemnego faryzeusza na ambonie.
Z powyższego wyliczenia wynikają wnioski o pejoratywnym wydźwięku. Czynię z Polaka człowieka ślepego wiarą czy zastraszonego karą, co dobre oddanego idei ojczyzny, wahliwego podczas wyboru rozwiązań ciekawskiego zazdrośnika. Nie. Pal diabli. Chciałem unaocznić pewne ekstrema 90% populacji Polski. Uwypuklić poprzez deformację elementy szczególne i, jakby rzec, telewizyjne; stereotypowe. Całe szczęście to Polska i znajdzie się na pewno milion 'gości' którzy zrobią to lepiej i jest w nas Nadzieja.
Ja uchylam się od obrazu Polaka który naszkicowałem. Myślę, że należy poniechać interpretacji ujmującej ducha narodu w jakąś syntetyczną definicję, gdyż ona nie odmaluje nam stanu faktycznego, a odłożywszy na bok dziesięciowiekową tradycję naszej państwowości przedstawionej przez kroniki i podręczniki szkolne, acz jej przemożnego wpływu nie sposób zanegować - skierujmy naszą uwagę na chwilę obecną. "Musimy oderwać się uczuciowo i intelektualnie od Polski po to, aby uzyskać w stosunku co do niej większą swobodę działania, aby móc ją stwarzać" [Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 163.].
Żyjemy w czasie światowej globalizacji, integrowania się ludzkości - nie na poziomach struktur narodowościowych - ale obejmujących obszary kontynentalne. Jestem przekorny wobec samego siebie gdyż jestem nacjonalistą i przykład Biblijnej Wieży Babel jest dość wymowny. A może podobnie jak Witold Gombrowicz jestem konsekwentny w niekonsekwencji. Język jest jednak rozwiązaniem dla tego problemu, ale to już temat na osobną rozprawę.
To początek nowej epoki, w której redefiniowaniu ulec musi wiele pojęć. Zdewaluowawszy pewne wartości, musimy nobilitować bardziej priorytetowe. Fenomen kosmopolityzmu - wszechobywatelstwa winien stać się hasłem sztandarowym prac antropologicznych i teoretyzujących kulturę. XXI wiek będzie okresem, w którym materiał genetyczny cywilizacji uzyska drogę dostępu do pomnożenia wartości asymilacyjnej jednostek.
"Między nami mówiąc, człowiek nowoczesny niepomiernie giętkim być musi; człowiek nowoczesny wie, iż nie ma nic stałego, nic absolutnego, a wszystko w każdej chwili stwarza się.. stwarza się między ludźmi.. stwarza się.." [Witold Gombrowicz, Ślub, [w:] Dramaty, Kraków 1986, s. 158-159.].