środa, 7 marca 2018

PIERŚCIEŃ PIERŚCIENI


PIERŚCIEŃ PIERŚCIENI


Jestem Twoim brakiem poczucia wyrzutów sumienia
Koniecznością to zwiesz czy przypadkiem to nic nie zmienia
Znaczenia w tym wiele inspiracja jak powód dla powodów
Do kolejnych rozciągniętych słowem literackich zawodów
Nie czuj się winna bezproblemowo nawet jeżeli to nienawiść
We mnie ją tłumi wobec wrogów brązowy liść
Czarna herbata czarna kawa coś na uspokojenie
Coś co korzystnie wpływa na żołądka mojego trawienie
Pouczenie – nie próbujcie tego sami mi to zostawcie
Do tego oczywiście w jak największej ilości żarcie
Jem tyle ile mogę dbam jednako o podejście zdrowe
Na talerz wszystko układam jakoby piękną ozdobę
Przyrządzone jedzenie to też Sztuka przez duże S
Wiem to i ja i Ty to musisz wiedzieć też
Jedzenie podane niczym dzieło sztuki na talerzu
Wzmaga apetyt panienko rzeźniku poeto żołnierzu
Wyraź wolę życia nasyć żołądek i zażyj inspiracji
Nie musisz potwierdzać jestem pewien moich racji
Z gracją i ugrzecznieniem ci je przedstawię kollego
Ty w moim mniemaniu nie musisz wiedzieć tego
Sam o siebie zadbaj ja niekiedy prezent podaruję
Bardziej niż wiem to jednak bardziej to czuję
Cóż się stało nie zapytam nikogo „dlaczego?”
I wiedz że nie wobec wszystkich można użyć słowa tego
Ja tego nie lubię gdy mnie pytają tak z chamska
Wtedy mą twarz okrywa zła niewdzięczna maska
Są ludzie których nie pyta się o ich „dlaczego?”
Śmiało mnie możesz zaliczyć do grona tego
Przyjaciel wybaczy ale jak ty to sobie wybaczysz?
Zobaczysz sam że po drugiej stronie beze mnie mało znaczysz
Jestem TAM królem niebios fajerwerków i maskarad
Żądają mnie najwyższe stowarzyszenia pośród swoich narad
Moje słowa rozwiewają mgłę dają jasność oczywistą
Rafinują destylują wydają na świat prawdę przeczystą
Której jestem orędownikiem niech słucha kto ma uszy
Zimny południowy Zefir twoje wątpliwości wysuszy
To mój przyjaciel zawsze gotów pomóc orła sprawie
Jest dla mnie ważny jak w ptasim ogonie oczko pawie
Zdobi go bierze udział w blasku pełnego uroku
Prezent Zefirowi uczynię jak czynię to co roku
Mógłbym na Jego cześć napisać poemat pochwalny
Nadać mu kształt płynny srebrzysty poważny owalny
Ułożyć rymy by podkreślały znaczenie i Jego blask
Przyodziawszy jak co dnia tak i dziś najdoskonalszą z mask
Własną twarz żadnej pstrokacizny ani zmętnienia
To wszystko ma płytkie dno i do wyłowienia
Z takiej wody ryb się nie łakom to tego niewarte
Tylko dno głębokie wrażenie czyniące niezatarte
Warte jest tego by tam próbować łowić ryby
Tak jak nie wszystkie są warte zbierania grzyby
Więc zbieram te co warto co smakują dobrze
Próbowanie niektórych jest zabawą co jak królewskiej kobrze
Chcesz bez pokory i szacunku jakąś zagrać przygrywkę
Żadną miłą to stanowi dla owej mądrej rozrywkę
Może zatańczy ale swojej szansy szukać zacznie
By cię ugryźć nie pocałować a może pokąsać znacznie
Jak nie masz serum to módl się do Boga i aniołów
By cię unieśli w górę a nie do jeszcze większych padołów
By cię strącili byś nie zaczynał na nowo tułaczki nadaremnej
Byś nie uzyskał z bilansu dobra i zła sumy ujemnej
Królewska kobra piękne groźne i mądre stworzenie
Śmiertelne zaprawdę jest jej błyskawiczne ukąszenie
Węże są mądre pokorne co jakiś czas zrzucają skórę
To ich sposoby nowopoczęcia odświeżenia które
I ja chcę stosować szoruję się więc gąbką ścieram naskórek
Bo dyabeł wie doskonale że na imię mam Jurek
Odwiedza mnie czasem gdy leżę w ciężkim letargu
Chce chyba bym przed nim ugiął wreszcie karku
Groza z nim przychodzi i paraliżujący ciało strach
Ogłuszająca chwila jak ze szklanej lufki mach
Groza prawdziwa niewytłumaczalny niczym paraliż
Nikt nie zrozumie nikomu się z tego nie wyżalisz
Pełzają cienie po ścianach a ich ślepia czerwone
Wąsko rozstawione chcą sięgnąć po ciebie one
Ale tak jak ja jestem przed dyabłem pana Boga obrońcą
Tak i On mi pomaga czuję Jego wsparcie dłoń gorącą
I spokój jaki roztacza gdy jest przy mnie zjawiony
Panie Boże aniołowie i Ty bądź błogosławiony
Mój pierścieniu – bo może to pierścień jest mi obroną
Moją tarczą przed złym moją bezpieczną stroną
Znalazłszy go mając lat pięć odmieniłem moje życie
Ani go nie połknąłem ani nie przyodziewam skrycie
Jego założenie rozrywa na strzępy miażdżysz zęby o zęby
Nie pamiętam jak szedłem do domu wróciłem którędy
Fragment podwórka pamiętam jako pięciolatek
Minąłem kilka sąsiadujących z moją klatek
Dalej film mi się urwał nie pamiętam dnia tego
Ale nigdy nie zapomnę wydarzenia dnia owego
Odmieniły się losy świata dlatego jeszcze trwa
Tak chciał pierścień wola Boska tego chciałem ja
Dlatego jestem unikatem żadną skalą nie obejmiecie
Mojego rozmiaru znać mnie będzie każde dziecię
TAM go ujrzycie jeśli będziecie tego godni ludzie
TAM będziecie mogli zapracować na to w trudzie
Będziecie mu mogli oddać pocałunek co moc przynosi
O pocałunek w pierścień każdy o to prosi
Wszyscy chcą to robić ale nie dla każdego ten zaszczyt
Tylko szczere serca to mogą a gdy chciwy jesteś zbyt
Licz się z tym że w twoich oczach dopatrzę się tego
I skończy się to źle gwarantuję ci to kollego
Pierścień daje nieograniczoną moc władzę nad czasem
I czy w namiocie mieszkam zamku czy stoję pod szałasem
Jestem królem NAD korony człowiekiem z pierścieniem
Boga hufów orężnych wspieram mężnym ramieniem
Działam z woli orłów z ich rozkazu czy prośby
Odpowiadam na oszczerstwa zniewagi czy groźby
Mam zdrowe sumienie pragnę szczerości i prawdy
Strzeż się mego gniewu - mały mój wróg każdy
Acz w gniew rzadko wpadam rzekłbym: nigdy
Raczej zdrową nienawiść święcę popadam w nią gdy
To jedyne wyjście jednako wciąż żyję na świecie
Więc życie snem to musi być oczywiste przecie
Tyle dla tego świata uczyniłem z szczerej czystej chęci
Żadna zapłata czy zysk wielki mnie nie znęci
Działam według mojej najlepszej woli i według praw
Nie prosił mnie żaden anioł : „orzełku świat ten zbaw”
Tak już musi być nikt ani nic tego nie zmieni
Żadnej żółci ani czerwieni bliżej mi do zieleni
Zmuszeni jesteśmy niejednokrotnie by los przeznaczenia
Z wielkim trudem wysiłkiem się go odmienia
Ale to możliwe acz wówczas gwiazdy się gniewają
Że swemu położeniu na nieboskłonie sprzeniewierzają
Własne wierzenia Zodiaka plany no cóż?
I nie przebłaga ich bukiet pachnących złotych róż
Ale czasem trzeba to zrobić sam pan Bóg widzi
A wobec Niego żadna z gwiazd się nie powstydzi
I żaden anioł nie zaprzeczy wszyscy zgodnie przytakną
Sprawę gronem postanowioną – podadzą dłoń bratnią
Zapadnie klamka kości zostaną rzucone
Na zakończenie i my uściśnijmy swoje dłonie..

21.02.2014r.
130 wersów






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz