PIERŚCIEŃ PIERŚCIENI
Jestem Twoim brakiem poczucia wyrzutów
sumienia
Koniecznością to zwiesz czy
przypadkiem to nic nie zmienia
Znaczenia w tym wiele inspiracja jak
powód dla powodów
Do kolejnych rozciągniętych słowem
literackich zawodów
Nie czuj się winna bezproblemowo nawet
jeżeli to nienawiść
We mnie ją tłumi wobec wrogów
brązowy liść
Czarna herbata czarna kawa coś na
uspokojenie
Coś co korzystnie wpływa na żołądka
mojego trawienie
Pouczenie – nie próbujcie tego sami
mi to zostawcie
Do tego oczywiście w jak największej
ilości żarcie
Jem tyle ile mogę dbam jednako o
podejście zdrowe
Na talerz wszystko układam jakoby
piękną ozdobę
Przyrządzone jedzenie to też Sztuka
przez duże S
Wiem to i ja i Ty to musisz wiedzieć
też
Jedzenie podane niczym dzieło sztuki
na talerzu
Wzmaga apetyt panienko rzeźniku poeto
żołnierzu
Wyraź wolę życia nasyć żołądek i
zażyj inspiracji
Nie musisz potwierdzać jestem pewien
moich racji
Z gracją i ugrzecznieniem ci je
przedstawię kollego
Ty w moim mniemaniu nie musisz wiedzieć
tego
Sam o siebie zadbaj ja niekiedy prezent
podaruję
Bardziej niż wiem to jednak bardziej
to czuję
Cóż się stało nie zapytam nikogo
„dlaczego?”
I wiedz że nie wobec wszystkich można
użyć słowa tego
Ja tego nie lubię gdy mnie pytają tak
z chamska
Wtedy mą twarz okrywa zła
niewdzięczna maska
Są ludzie których nie pyta się o ich
„dlaczego?”
Śmiało mnie możesz zaliczyć do
grona tego
Przyjaciel wybaczy ale jak ty to sobie
wybaczysz?
Zobaczysz sam że po drugiej stronie
beze mnie mało znaczysz
Jestem TAM królem niebios fajerwerków
i maskarad
Żądają mnie najwyższe
stowarzyszenia pośród swoich narad
Moje słowa rozwiewają mgłę dają
jasność oczywistą
Rafinują destylują wydają na świat
prawdę przeczystą
Której jestem orędownikiem niech
słucha kto ma uszy
Zimny południowy Zefir twoje
wątpliwości wysuszy
To mój przyjaciel zawsze gotów pomóc
orła sprawie
Jest dla mnie ważny jak w ptasim
ogonie oczko pawie
Zdobi go bierze udział w blasku
pełnego uroku
Prezent Zefirowi uczynię jak czynię
to co roku
Mógłbym na Jego cześć napisać
poemat pochwalny
Nadać mu kształt płynny srebrzysty
poważny owalny
Ułożyć rymy by podkreślały
znaczenie i Jego blask
Przyodziawszy jak co dnia tak i dziś
najdoskonalszą z mask
Własną twarz żadnej pstrokacizny ani
zmętnienia
To wszystko ma płytkie dno i do
wyłowienia
Z takiej wody ryb się nie łakom to
tego niewarte
Tylko dno głębokie wrażenie czyniące
niezatarte
Warte jest tego by tam próbować łowić
ryby
Tak jak nie wszystkie są warte
zbierania grzyby
Więc zbieram te co warto co smakują
dobrze
Próbowanie niektórych jest zabawą co
jak królewskiej kobrze
Chcesz bez pokory i szacunku jakąś
zagrać przygrywkę
Żadną miłą to stanowi dla owej
mądrej rozrywkę
Może zatańczy ale swojej szansy
szukać zacznie
By cię ugryźć nie pocałować a może
pokąsać znacznie
Jak nie masz serum to módl się do
Boga i aniołów
By cię unieśli w górę a nie do
jeszcze większych padołów
By cię strącili byś nie zaczynał na
nowo tułaczki nadaremnej
Byś nie uzyskał z bilansu dobra i zła
sumy ujemnej
Królewska kobra piękne groźne i
mądre stworzenie
Śmiertelne zaprawdę jest jej
błyskawiczne ukąszenie
Węże są mądre pokorne co jakiś
czas zrzucają skórę
To ich sposoby nowopoczęcia
odświeżenia które
I ja chcę stosować szoruję się więc
gąbką ścieram naskórek
Bo dyabeł wie doskonale że na imię
mam Jurek
Odwiedza mnie czasem gdy leżę w
ciężkim letargu
Chce chyba bym przed nim ugiął
wreszcie karku
Groza z nim przychodzi i paraliżujący
ciało strach
Ogłuszająca chwila jak ze szklanej
lufki mach
Groza prawdziwa niewytłumaczalny
niczym paraliż
Nikt nie zrozumie nikomu się z tego
nie wyżalisz
Pełzają cienie po ścianach a ich
ślepia czerwone
Wąsko rozstawione chcą sięgnąć po
ciebie one
Ale tak jak ja jestem przed dyabłem
pana Boga obrońcą
Tak i On mi pomaga czuję Jego wsparcie
dłoń gorącą
I spokój jaki roztacza gdy jest przy
mnie zjawiony
Panie Boże aniołowie i Ty bądź
błogosławiony
Mój pierścieniu – bo może to
pierścień jest mi obroną
Moją tarczą przed złym moją
bezpieczną stroną
Znalazłszy go mając lat pięć
odmieniłem moje życie
Ani go nie połknąłem ani nie
przyodziewam skrycie
Jego założenie rozrywa na strzępy
miażdżysz zęby o zęby
Nie pamiętam jak szedłem do domu
wróciłem którędy
Fragment podwórka pamiętam jako
pięciolatek
Minąłem kilka sąsiadujących z moją
klatek
Dalej film mi się urwał nie pamiętam
dnia tego
Ale nigdy nie zapomnę wydarzenia dnia
owego
Odmieniły się losy świata dlatego
jeszcze trwa
Tak chciał pierścień wola Boska tego
chciałem ja
Dlatego jestem unikatem żadną skalą
nie obejmiecie
Mojego rozmiaru znać mnie będzie
każde dziecię
TAM go ujrzycie jeśli będziecie tego
godni ludzie
TAM będziecie mogli zapracować na to
w trudzie
Będziecie mu mogli oddać pocałunek
co moc przynosi
O pocałunek w pierścień każdy o to
prosi
Wszyscy chcą to robić ale nie dla
każdego ten zaszczyt
Tylko szczere serca to mogą a gdy
chciwy jesteś zbyt
Licz się z tym że w twoich oczach
dopatrzę się tego
I skończy się to źle gwarantuję ci
to kollego
Pierścień daje nieograniczoną moc
władzę nad czasem
I czy w namiocie mieszkam zamku czy
stoję pod szałasem
Jestem królem NAD korony człowiekiem
z pierścieniem
Boga hufów orężnych wspieram mężnym
ramieniem
Działam z woli orłów z ich rozkazu
czy prośby
Odpowiadam na oszczerstwa zniewagi czy
groźby
Mam zdrowe sumienie pragnę szczerości
i prawdy
Strzeż się mego gniewu - mały mój
wróg każdy
Acz w gniew rzadko wpadam rzekłbym:
nigdy
Raczej zdrową nienawiść święcę
popadam w nią gdy
To jedyne wyjście jednako wciąż żyję
na świecie
Więc życie snem to musi być
oczywiste przecie
Tyle dla tego świata uczyniłem z
szczerej czystej chęci
Żadna zapłata czy zysk wielki mnie
nie znęci
Działam według mojej najlepszej woli
i według praw
Nie prosił mnie żaden anioł :
„orzełku świat ten zbaw”
Tak już musi być nikt ani nic tego
nie zmieni
Żadnej żółci ani czerwieni bliżej
mi do zieleni
Zmuszeni jesteśmy niejednokrotnie by
los przeznaczenia
Z wielkim trudem wysiłkiem się go
odmienia
Ale to możliwe acz wówczas gwiazdy
się gniewają
Że swemu położeniu na nieboskłonie
sprzeniewierzają
Własne wierzenia Zodiaka plany no cóż?
I nie przebłaga ich bukiet pachnących
złotych róż
Ale czasem trzeba to zrobić sam pan
Bóg widzi
A wobec Niego żadna z gwiazd się nie
powstydzi
I żaden anioł nie zaprzeczy wszyscy
zgodnie przytakną
Sprawę gronem postanowioną –
podadzą dłoń bratnią
Zapadnie klamka kości zostaną rzucone
Na zakończenie i my uściśnijmy swoje
dłonie..
21.02.2014r.
130 wersów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz