Dzień dobry.
Otwieram edytor i piszę kolejny tekst.
Wstaję od około pół roku znacznie wcześniej niż przez ostatnie kilka lat. Zmieniłem higienę dnia. Jestem aktywny prawie szesnaście godzin. Śpię więc około ośmiu. Wyciskam z życia o wiele więcej niż przez rzeczone kilka ostatnich lat. Czuję się dzięki temu lepiej. Słyszę przecież głosy (w Muzyce najwyraźniej) mówiące o tym, iż zmarnowany czas zemści się na moich dzieciach (w ten sposób myślę o moich tekstach), że zmarnowana sekunda to więcej niż mogę znieść. I to jest właśnie projekcja mojego lepszego „Ja”. Pisanie to moja pasja, tak zwykłem mówić, to dla mnie wspaniała zabawa. Jak puzzle z alfabetu, dopasowane i składające się na większą całość. Z skombinowanych elementów wyłania się kształt, obraz. I tak właściwie tematem wszystkich tych esejów jestem ja, albo można powiedzieć, że są bez sensu i o niczym. A jednak podobają mi się te przemyślenia, są jak kolejna kawa. Smakuję i budzę się przy nich. Tworzę na nowo bez pism naukowych, historycznych, czy beletrystyki. Nie popieram tekstu autorytetem zbyt wielu sławnych postaci, cytuję jak najmniej, by było to bardzo moje. A w używaniu cudzych słów jestem dobry, łyknąłem sporo klasyki i mam mnóstwo wypisów, z cyklu „ale to już było...”, mógłbym gadać jak Bumblebee – transformer, któremu zepsuł się moduł mowy i komentuje cytatami z radia samochodowego. Uniwersalne prawdy, mniemania konieczne do zachowania – przez bieg wieków. Jak odżywcze jest Słońce wstające co dnia tak samo. Jak wirująca nieustannie Ziemia. Jak filozofia opracowywana na nowo, głos dzielony bez końca, a traktujący stale o tym samym.
Teraz mam plan na kolejne eseje, muszę wybrać jakiś temat, który chciałbym roztrząsać. I rzeczywiście oprzeć się o jakieś wcześniejsze pisma. Tworzyć rozprawki w oparciu o to, co ludzie już wiedzą. Chyba nie mam tak bogatej osobowości, bym mógł ją uzewnętrzniać bez końca, co weekend na nowo i dopasowywać się nią do wybranego zagadnienia. Dlatego muszę poszukać konkretnego tematu. Wywołać burzę mózgu i skoncentrować się na meritum szeroko pojętego tekstu, obranego za przewodni. Wgryźć się w niego, zatopić głodne kły w szeroką arterię i wyssać krew do dna, podać Czytelnikowi serce i rozum na tacy, gotowe do konsumpcji.
Tak, muszę mieć plan na działanie, temat przewodni, słowa klucze, rozchodzące się ścieżki skojarzeń, luźne dygresje, szkatułkowe spinacze. Tkać sieć jak zabójczy pająk, który wie jak drga każda z jego nici. Powiedzieć sobie, że nadszedł dobry moment na dojrzałą, intensywną pracę, włożyć wysiłek i zainwestować czas, by tworzyć coś co zainteresuje wybranych odbiorców. Jednocześnie robić to dlatego, że chcę i lubię, że jak wojownik poznania – muszę. Jak sonda docierająca z kamerą do wnętrza żołądka rzeczy, stawiająca diagnozę. Jak spojrzenie setek luster, chwytających refleksy. I jeszcze myślę o ocenianiu, ocena jest rzeczy skarbem. Waśń o gusta i smaki to najzwyklejsza codzienność, o której się nie dyskutuje, przysłonięta zmową milczenia, a jednak wszechobecna. Ciekawe co na to orzekli by moi Czytelnicy (bo blog co dnia ktoś odwiedza), co ich interesuje, co chcieliby studiować w pryzmacie mojego spojrzenia, w głębi mojej studni, na co patrzeć wznosząc się w moją świetlaną przepaść? Jaka jest moja prawda...
Które więc orzechy wyłuskiwać, w jakie dno się zanurzać, w morze jakiego poznania. Co jest na czasie i czego nie wygeneruje sztuczna inteligencja. Tworzenie wartości dodanej. Mnożenie wiedzy, kolejna obiektywizacja ludzkich poglądów, sterta papierów do przejrzenia. Notatki zajmujące wolne chwile. Na niewielu rzeczach się znam i myślę o sobie jak o osobie leniwej. Nawet zabawa czy gry są dla mnie mało zajmujące, ale jednocześnie piszę i ma to sens, tworzę właśnie sens. Bo to trzeba zrobić - inaczej nie ma się żadnego punktu zaczepienia, fundamentu, cokołu, na którym postawimy pomnik, monument. Wszystkiego po trochę, pół na pół, czy kiepsko po całości. Za dużo albo nic, a najlepiej złoty środek. Optimum. Znajdujemy tak wiele rzeczy, fenomenów, drugich ludzi, luster, w których się przeglądamy, uchwyconych chwil, dokonanych niemożliwości. Ale nie chcemy łamać zasad, nie lubimy hipokryzji, fałszu, przebiegłości, która mądrością nazywa oszustwo. Mamy zasady w sercu i rozumie. Czarno na białym, bezkompromisowo, przede wszystkim dla samego siebie, bowiem jedynie siebie nie możemy zawieść. Nie ważne: „kto”, ja wiem i jestem szczery ze sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz