Dzień dobry Czytelniku.
Dziś na początek krótka, streszczona przeze mnie i niedoskonale z pamięci odtworzona historia o Szklanym Człowieku. Mianowicie w parku, w okolicach zamku, w labiryncie żywopłotów, w samym centrum tegoż zielonego terenu, stał szklany posąg człowieka. Rzeźba oprócz kunsztu z jakim została wykonana, przez co wszyscy chcieli ją widzieć, niczym szczególnym się nie wyróżniała z pozoru. Jednakże w jej bliskości wszyscy mówili prawdę. Kłamstwo w obecności szklanego człowieka było nawet nie do pomyślenia. Działał tak na wszystkich tam spacerujących. Wyjawiali kłamstwa, opowiadali o zaniechaniach, tłumaczyli się z potknięć, mówili tylko prawdę, często bolesną dla towarzyszy przechadzki, niejednokrotnie przekreślającą dalszą wspólną przyszłość. Kochankowie opowiadali o zdradach, podwładni o kradzionych korzyściach, przełożeni o skąpstwie w wynagrodzeniu. Ogólnie mówiąc żaden rodzaj kłamstwa nie mógł pozostać zatajony w obecności szklanego człowieka. I wiecie co się stało? Rozbito szklanego człowieka. Zniszczono posąg.
To nie jest wybór pomiędzy doskonałością tajemnicy, a wadliwym rozwiązaniem. To kwestia szczerości i fałszu. Okazja nie czyni złodziejem – albo się nim jest albo nie. A kradzieże na dużą skalę nazywają się polityką. Opowiastka słowem wstępu, bowiem dziś może znowu przyjdzie mi przerwać zmowę milczenia. Ogólnoludzką, dotyka ona każdego, co prawda szybko się o niej zapomina, można sobie wmówić, iż to halucynacje, ale wywiera wielki wpływ na codzienność wszystkich nas. Wielu się jej wstydzi, wielu nienawidzi, inni twierdzą, iż to samoobrona, ale wszyscy zgodnie milczą. Zaratustra mówi, iż nie są to rzeczy brudne i nie jest to dla niego najgorsze, że wiele jest mądrości w tym, że tyle jest plugastwa na świecie. I owszem zgadzam się. Co więcej: nie sposób tego uniknąć – jestem też waszym człowiekiem. Chcę pisać dziś o Świętym Szacunku. O czwartej zasadzie Orła Zwycięzcy. Dzielę ją na cztery pomniejsze – cześć, poważanie, uznanie i mydło. Zwyczaj uścisku dłoni przy powitaniu czy pożegnaniu jest powodem do wielu... hm... chwil przemyśleń, do intymnych kalkulacji. Mogę nie znać Twojego imienia, nie wiedzieć skąd pochodzisz, czym się zajmują Twoi rodzice, ale już dochodzi do takiej czułości, że się ściskamy. To dla mnie nie po kolei. Ostatnia epidemia w prosty sposób wykazała jak niewłaściwy to obyczaj. Wielu ludzi wówczas przekonało się, że mycie rąk nie boli i nauczyło się to robić we właściwy sposób. A przecież często nie od razu mamy gdzie ablucji dłoni dokonać, zanieczyściwszy je. Trzeba to robić jak najczęściej. Jak najdokładniej. Obficie natłuszczając mydłem. Trzeba się szanować, nawet jak inni tego nie robią. Zacząć od siebie, wówczas możesz wymagać. To jest dopiero święty szacunek: po pierwsze wobec samego siebie, zdrowe, krzepkie samolubstwo. Wtedy pora na cześć dla bliźnich, że czcisz w nich towarzyszy, jednostki z tego samego społeczeństwa, sąsiedztwo choćby najdalsze; że współpracujemy by mnożyć dobrobyt. Poważanie – szanujesz, nie wyśmiewasz, traktujesz z uczciwą powagą i poświęcasz uwagę, na to, co sobą reprezentują, o czym mówią i jak Cię mijają, lub wkraczają w Twoje życie. Uznanie – dla dokonań, dla autorytetów jakie za nami stoją, w imię których postępujemy. Dla osiągnięć, wyczynów, zaangażowania, dla sztandaru pod jakim walczymy. I mydło - cudowny wynalazek, absorbujący większość brudów i tym podobnych. Przyjemnie pachnące, różnokolorowe, w najprzeróżniejszych odmianach i wariantach – od ziołowych, przez szare aż do siarkowego. Śmiało mogę rzec – święte. Broń antyterrorystów, nie obijających się nigdy. Czysta doza adrenaliny wprost na skórę. Albo oryginalnej apotransforminy, jeśli cię na nią stać. Lub cokolwiek dobrego co mógłbyś pomyśleć.
Zapewne Czytelniku jesteś urobiony po łokcie i nie masz czasu czytać takich bzdur. Ale pomyśl tylko czy i ja nie mam racji. Bo Ty ją masz na pewno czytając mój esej. Rozumiemy się doskonale. Wiesz dokładnie o czym mówię, ale nie chcesz mnie ciągnąć za język – właśnie po to, bym go rozwiązał. Wysnuwasz wniosek, który Cię pociąga. Moje milczenie nauczyło się jakby się milczeniem nie zdradzać. Wbrew pozorom to nietrudne.
Trwam w czystocie – tyle na ile to możliwe. Dbam o to, nauczyłem się Świętego Szacunku, choć niejednokrotnie zaprzeczałem mu najostrzej. Wiem, że życzyłem sobie wówczas Śmierci. A moje życie było kłamstwem. Grzesząc druzgotałem warowne wieże wiary. Ale zdążyłem się opamiętać. Ze zgniłego źdźbła nadziei kwitnie drzewko. Wiem też, że nawet do czystych paznokci można się przyczepić, dlatego niektórym czystota winna być zakazana, jak rzecze Zaratustra. Tę przypowieść trudno mi zrozumieć.
Może któregoś dnia ludzkość, próba jaką jest ludzkość, zrozumie, że karmienie się złudzeniami to błąd, że i moja łapa ma pazury, że chwilowa korzyść jest słabsza aniżeli ta długodystansowa. I ktoś władny ku temu, zarządzi wielkie szorowanie przed mostem na drugą stronę, zaprzeczając tym samym nienawiści jaką rozsiewamy, naiwnie myśląc, że tak trzeba. Ktoś władny ku temu wskaże drogę nowej wieczności i ruszy nią pod sztandarem Świętego Szacunku. Współpraca zyska nowy wymiar, wzniesie się na wyższy poziom jakości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz