11.12.2018r.
HISTORIA AUTENTYCZNA
Miałem psa, razem
kradliśmy. On wbiegał do chaty – szczekał – właściciel
wybiegał za nim, by go pogonić. Wtedy ja wkraczałem do akcji.
Kradłem co popadnie, ale przede wszystkim jedzenie; często to, co
gotowało się w garnku. Po dwudziestu siedmiu latach tego niecnego
procederu złapano mnie. I byłem winny zarzucanych przestępstw.
Nie miałem tłumaczenia (pies zdechł po piętnastu latach, a nowego
nie było skąd przygarnąć). Przyznałem się do zarzucanych
czynów. Co najważniejsze – poczułem ulgę. Było mi lepiej gdy
rozliczyłem się ze sprawiedliwością, ze społecznym sumieniem, z
ludzką uczciwością. Przez dwadzieścia siedem lat nie rozmawiałem
z drugim człowiekiem. Myślałem nawet, że już zapomniałem
ludzkiego języka. Stałem się bestią, dla której nic co
nieludzkie nie jest obce. Przed obliczem sądu jąkałem się i
mrugałem oczami – dla niego tym samym przyznawałem się do winy i
nie poczytano mi tego za okoliczność łagodzącą. Skazano mnie na
dziesięć lat więzienia – jeszcze nie wiem czy w przymusowym,
całodobowym towarzystwie. Na razie siedzę w areszcie. Gościu w
celi śpi – pewnie jest na odstawieniu od jakichś narkotyków.
Myślę, iż po dziesięciu latach odsiadki znajdę się dwa metry
pod ziemią, a na pogrzebie będzie tylko ksiądz.
Motyw kradzieży z psem
zaczerpnąłem z filmu anime Sword of the stranger. Film
polecam – genialny. Nie pamiętam jakie wytyczne do autentycznej
historii podała pani Kasia. Przepisawszy ten krótki tekst, jakoś
nie odświeżam wrażeń tamtego spotkania. Zbrodniarz powinien
pokutować aż zrozumie swoją winę, dopiero wówczas może się
poprawić. Kara staje się wówczas nagrodą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz