środa, 8 stycznia 2020

FRYDERYK MOJSZCZEK


30.10.2018r.
FRYDERYK MOJSZCZEK

Nie pamiętam tego spotkania. Co było myślą przewodnią. Tematem. Mam tylko tożsamość i treść ćwiczenia. Komentarz jest zbyteczny. Próbowałem opisać osobę charyzmatyczną z klarownym światopoglądem i zasadami. Sam chcę taki być. Mieć wyrobione zdanie na wiele kwestii. Może nie gotowe odpowiedzi na każde z pytań, jednakże po ustosunkowaniu się, wyrażać rozumne opinie. Mając przy tym czyste ręce i czyste sumienie. Szczerze to marzy mi się stworzenie organizacji, sprawnie funkcjonującej i posiadającej mistrzowski plan. Wierzącej w swojego Boga, takiego, który by tańczyć potrafił. To świetny pomysł na biznes – założyć sektę. I to w naszym kraju legalne.

Był rześki, a zarazem ciepły poranek majowej wiosny. Słońce sączyło się przez lekko rozchylone żaluzje. Wschód nowego dnia, gdzieś na sklepieniu horyzontu. Fryderyk obudził się spokojny. Wziąwszy z lodówki kefir popijał go miarowo. Założył łańcuch ze znakiem sekty, której był szamanem. Samym Guru. Potomkiem królów. Stworzył cały system, utopię, w którą pełen wiary – wierzył. Wyznaczył prawa i obowiązki, stworzył organizację. Był jednoosobową armią. Zakonem. Miliony serc mogłyby bić z jego sercem w jednym tempie.
Brakowało mu tylko przymusu.
Nie chciał od życia wiele. Cieszył się z tego co miał, nie myślał nigdy czego mu brakuje. Nigdy nie żałował tego, kim jest.
Wymył zęby. Pod prysznicem, szorując się gąbką, starł naskórek, wierząc, że dyabeł jest tylko naskórkiem. Dopił kefir i ubrawszy się lekko, majowo, ale w stonowanych kolorach, wyszedł na ulicę. Idąc, prozaicznym zbiegiem okoliczności, spotkał czterech młodych ludzi – kolegów. Zainteresowali się oni Fryderykiem całkiem niedawno, gdy proklamował im program sekty. Gdy stanowił prawo. Charyzmy w przypływie uniesienia nie zabrakło. Młodzi ludzie byli pod wrażeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz