20.11.2018r.
KRYTYKA Tako rzecze Zaratustra
Na
zajęciach pani Kasia poleciła nam skrytykować naszą ulubioną
książkę. Ale krytykę można rozumieć jako konstruktywne
rozpatrzenie sprawy, albo jak narzekanie. Ja skłaniam się raczej ku
temu pierwszemu rozwiązaniu. Tako rzecze Zaratustra Fryderyk
Nietzsche. Książkę tę znalazłem jakieś 17 lat temu. Czytałem
całość wielokrotnie i wciąż konsumuję wybrane mowy –
rozdziały. Przypowieści mających zastosowanie uniwersalne uczę
się na pamięć. Myślę, że jest to tekst natchniony, coś na
miarę Biblii. Moja praca magisterska była objaśnianiem
tekstu pierwszej części tej wiekopomnej lektury niemieckiego
autora. Nic nie dzieje się przypadkowo, a jeśli przypadek
przychodzi do nas, to jest on niewinny jako dziecię. Mało która
książka ma tak wiele mądrości skondensowanej na tylu stronach.
Jestem pod nieustającym wrażeniem. Oto ćwiczenie warsztatowe.
Jak
miałbym krytykować książkę, która dała mi pewność, że nie
żałuję kim jestem. Kim się stałem. Uczynię więc moją krytykę
konstruktywną. Mogę to zrobić mając tylko jedną fotografię.
Czytałem zachwycony. Zjadałem największego twardziela zwój po
zwoju. Doszedłem do wniosku, że wyzwolenie człowieka od zemsty
jest mostem ku najwyższej nadziei i tęczą po długiej słocie.
Wola moja wreszcie rzekła: tak właśnie chciałam. Brzmi co
najmniej dwuznacznie, a dla mnie ma znaczeń jeszcze więcej – od
trzech do pięciu. Jedna mowa, czyli rozdział, na jeden dzień. Nie
wytrzymałem, łykałem zachwycony, że zjadam największego z
twardzieli. Brata zza między. Tłumaczenie jest kongenialne – jego
wartość dorównuje oryginałowi. Innych tłumaczeń nie czytałem.
Dostęp jest otwarty, ale to Wacław Berent żył w epoce, w której
niemiecki był obowiązkowy. Jakżebym łakotką łasoniom wysłużył.
Zaratustra
jest bezkompromisowy. Nie chce by go czytano, żąda by się go na
pamięć uczono. To nowe wyznanie wiary. Obala starą świątynię w
jej posadach. O kapłanach mówi, iż są kaznodziejami śmierci,
zwolennikami powolnego konania. Nie pod jej – tej jednej jedynej –
spojrzeniem, tylko pod jarzmem dogmatów. Zaratustra daje siłę,
wspina się na szczyt, by łowić raki w jeziorze i spełniać
miodową obiatę.
Znalazłem
prawdy uniwersalne, niepodważalne – nie logiczne truizmy
wypełniające przestrzeń. Rozmową z Zaratustrą pląsam nad rzeczą
samą. Być może opium dawało mu natchnienie. Może płonęła
ciemna masa, może to była dostępna wówczas w aptekach belladonia
– alkoholowy roztwór. Jedno jest pewne – twórczość
Nietzschego w Tako rzecze... jest nie do podrobienia.
Uniesiony ekstazą kreślił kolejne przypowieści, tak, by uczono
się ich na pamięć.
Skojarzono
jego dzieło ze złem, z walczącym przeciw pokojowi faszyzmem.
Podobno niemieccy żołnierze, podczas II wojny światowej, nosili tę
książkę w plecaku. Jednakże – historię piszą zwycięzcy, a
podobno Niemcy wojnę przegrali.
Zaratustra
– podobnie jak ja – ma na dłoniach odciski od rozdawania. Dzieli
się przypowieściami, które jasno kreślą drogę.
Nic
dodać, nic ująć. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać.
Polecam z czystym sumieniem. Imiona dobra i zła trzeba samemu
rozwiesić nad sobą. Lizać miód i przeżuwać ziarna. Stawać na
głowie. Szukać wolności tak, by twe oko czyste było. Uszczknąć
dla siebie listek z drzewa mistrza. Wywdzięczyć mu się tym, że
jest się kim być musi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz