Kolejny dzień. Nowy
dzień. Jest jeszcze tyle możliwości! Publikuję ćwiczenie numer
pięć. Dziś będzie trochę dialogów i narracji w trzeciej osobie.
Narracja tak pojęta sprawia, że świat przedstawiony buduje mi się
łatwiej, że wątki fabularne nabierają innego wyrazu. Ćwiczenie
podzielone jest na dwie różne wypowiedzi – mniej lub bardziej
związane z tematem. Poruszam też temat zakazany. Mówię o nim –
można by pomyśleć – z entuzjazmem. I owszem, chwalę palących,
acz sobie nie chcę komplikować życia i jestem wolny od tejże
przypadłości. Chciałem by wypowiedzi miały zamkniętą całościowo
treść – dlatego dramatyczne zakończenie w pierwszej i nagłe,
jak uderzenie pioruna w Balladynę.
Mała Mimi oglądała
przez szybę wystawy sklepowej śliczne trzewiki. Były w jej
rozmiarze – dokładnie 17. Mimi kończy dzisiaj siedem lat i bardzo
chce dostać je w prezencie. Uśmiecha się machając rączką do
pani ze sklepu.
- Dzień dobry – krzyczy Mimi
Pani ze sklepu wychodzi przed próg i
odpowiada:
- Dzień dobry Mimi, co tak wpatrujesz się w wystawę mojego sklepu?
- Bo dziś są moje urodziny i mama wie, że chcę te buciki.
- Tak, są bardzo ładne i na dłużej. Są nigdy nie noszone.
- Właśnie tak! Będę miała nowe buciki. Mama wracając z pracy na pewno je kupi.
- To świetnie Mimi, a o której Twoja mama wraca z pracy.
- Po piętnastej.
- Jest dopiero jedenasta. Będziesz tu czekać cztery godziny Mimi?
- Nie proszę pani, chociaż to moje urodziny to muszę poobierać i ugotować ziemniaki.
- Więc nie zapomnij posolić wody. A co macie do ziemniaków?
- Rybę, mama specjalnie ją usmażyła, bo wie, że gdy jem rybę czuję się kochana.
- Ach, rozumiem.
- Do widzenia proszę pani mój rozmiar to 17.
- Do widzenia – czekam na Twoją mamę Mimi.
Mimi wróciła do domu, a gdy okazało
się, że mama kupiła sukienkę, a nie buty – Mimi umarła.
Buciki rozmiar 17 nigdy nie noszone.
- Dobra mamo takie kupię.
Wyszedł na ganek domu i
dało się słyszeć charakterystyczne pyknięcie zapalniczki
elektryczno-gazowej. Odpalał lolka wychodząc.
„Żebym tylko nie
zapomniał po co idę” - myślał Jarek zaciągając się
fioletowym dymem z marihuany. „Posadziłem w tym roku kilka drzewek
na ogrodzie, mama się zgodziła, a sąsiadów pozdrawiam. To młode
drzewka w wielkich plastikowych donicach. Gdy przyjdzie wrzesień
zbiorę obfity plon i będę palił jeszcze więcej. Ale dobra trzeba
iść do sklepu, kupić te baleriny”
Chwycił prześwit
wieczności między sekundami. Zdało się, że całe światy minęły
w jednej chwili i zrozumiałeś początek i koniec, i wszystko, co
pomiędzy. Niekiedy przez pół godziny potrafił mieć około
dziesięciu prześwitów, a ostatnio trafił się trwający wyjątkowo
długo. To był szereg sekund.
Dmuchnął prosto w twarz mijanego
syryjskiego sąsiada dymem z marihuany.
- Dzień dobry – rzekł Jarek
- Dzień do-bry – sylabizując polszczyzną odpowiedział sąsiad.
Dwa bloki dalej był hipermarket z
rzeczonymi balerinami. Nowymi, więc nigdy nie noszonymi, ze
szczęśliwym rozmiarem 17. Jarek kupił je i przyniósł mamie
najarany jak bąk.
Buty to ważna część
garderoby, podobnie jak uśmiech. Najlepiej beztroski. Jednakowoż
rozpisywanie się na temat obuwia nie uważam za owocne zajęcie.
Można by wymyślać opowieści z takim przyczynkiem, bawić się
słowem ale po co, są lepsze tematy. Nie pomyślcie, iż nie byłem
rzetelny. Do następnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz