sobota, 13 stycznia 2024

O MUZYKO!

 Dzień dobry Czytelniku.

Dziś ważny temat. Muzyka. Moja niecierpliwość podpowiada w pośpiechu słowa, które muszę ułożyć w spójną i logiczną całość. Tak wygląda proces pisania, przelewania myśli na ekran edytorski. Z chaosu wykwita harmonia. Ze słów, z pozoru luźnych, układa się kształt, wyrażający więcej. Zawsze coś więcej - przekraczając granicę interpretacji - rodzi się esej, artystyczna kreacja.

Ale do rzeczy, miało być o Muzyce. Pierwszy radiomagnetofon pamiętam jeszcze ze starego mieszkania, a wspomnienia te zacierają się. Mogłem mieć siedem lat i niosło mnie gdy słyszałem MODERN TALKING, słuchałem ich i świetnie się bawiłem. Kolejno przyszła moda na THE PRODIGY - mam starszego brata, który ich polubił i był dla mnie wzorem do naśladowania - więc i ja słuchałem bardzo głośno. Chciałem mieć wówczas sweter jaki miał na sobie Keith Flint w teledysku Firestarter, a tańczyć jak Leeroy. Pamiętam krótkie acz intensywne fascynacje LIROYEM z Kielc i zespołem ILLUSION. Zachwyt nad pięknem VARIUS MANX, ale tym z Anitą Lipnicką. Podobało mi się jakiś czas granie H-BLOCKX, i lubię ich do dziś. DOG EAT DOG, BIOHAZARD to już szkoła średnia w mojej biografii, METALLICA - i ich płyta Load. Słuchałem tego z kasety, na zmianę leciała zapętlona, a ja trzaskałem rysunki techniczne. Myślę, że to ich dzieło opus magnum, najlepsza płyta w jakże pięknej dyskografii. Bawełniany worek z logo METALLICA mam do dziś, kiedyś nosiłem w nim książki i zeszyty na zajęcia. Wówczas, jednego dnia kuzyn polecił mi KORN’a. I zapomniałem się, słuchałem krzyku Jonathana Davisa i jego śpiewu, do tego z wspaniałym zespołem, brudne brzmienie gitar, genialna perkusja, a bas to zupełnie coś nowego, wyższy poziom wirtuozerii. Słuchałem kolejno ich płyt i wydzierałem się, aż do zdarcia gardła. Tłumaczyłem ich teksty, chłonąłem je jak poezję, śpiewałem i tańczyłem. Cieszyłem się gdy dostali statuetkę MTV za piosenkę Freak on a leash. W tym samym mniej więcej czasie słuchałem też pierwszego long playa EMINEM’a. Świetna płyta, przy której dobrze się bawiłem. LIMP BIZKIT też brzmiał dobrze, energetycznie, kiedy kumulowało się napięcie aż do ostatecznej eksplozji. Dwie ich pierwsze płyty to mistrzostwo. LINKIN PARK to było coś nowego - dwóch MC - wokalistów, ich głosy się przenikały, uzupełniały. Kawałki liryczne przenikały furię krzyku, no i mieszanina instrumentów dająca kopa. Podobinie SYSTEM OF A DOWN - liryka i wrzask, bliskowschodni Amerykanie. Nawet tato ich polubił i zapuszczał Toxicity na małym boomboxie. Na studiach polubiłem MYSLOVITZ. Wszystkie te płyty nagrane z Arturem Rojkiem są piękne. Rewelacyjnie grają, a wokal - myślę, że to najpiękniejszy męski wokal polskiej sceny muzycznej. Podobne uczucia budziła we mnie muzyka HAPPYSAD. Miłość w czasach popkultury MYSLOVITZ - mam do dziś na walkmanie, cała płyta, wszystkie kawałki to przeboje. Klimat ich grania jest z lekka narkotyczny, a Muzyka to najlepszy towar. W ogóle artyści muzycy są dla mnie taką kategorią ludzi, że jakieś środki wpływu, są z nimi tożsame. Nie widzę tego ale wiem na pewno, że... hm... nieważne. Kolejno połączył nas RAP. Miałem dobrego kolegę, który słuchał na ogół tylko tego rodzaju muzy. I trafiłem wówczas na PTP - chłopaków z Torunia. Ciężkie to były dla mnie życiowe momenty. Czułem się osamotniony i sam przeciw potężnemu pasożytowi. Z dźwięków PTP czerpałem siłę by walczyć. Bujało mnie to, niosło wysoko, bezkompromisowo, bezczelnie, twardo. Połączenie pięciu wokali, świetnych beatów i zabawa. Ulice tego słuchają to majstersztyk, BUCZER - wybraniec z ich ekipy, nagrał wiele samodzielnie. Tutaj Infamous Mixtape jest szczytowym dla mnie jego osiągnięciem. Cała płyta jest rewelacyjna, każdy kawałek świetny. PIH i jego Dowód rzeczowy 1, 2, 3 - coś pięknego, taka nawijka, tak tęgie rozkminki, zajawki. Oprócz tego, że to genialne muzycznie, to ile w tym wiedzy o życiu. I wcześniejsze dwie płyty z przebojem Jedna Jedyna, Nigdy jak niewolnik... Singiel Veni, Vidi, Vici poruszające i napełniające siłą do działania. PALUCH i jego Niebo też cała płyta genialna. Same przeboje bez ściemy, bez wahania i kompromisów. I jeszcze BISZ - lubię wszystko co robi muzycznie. Bardzo mądre teksty, skomplikowane, ale gdy zainwestujesz wysiłek w ich zrozumienie - opłaci się. On sam twierdzi, że jest bestią, a ja mu wierzę. Krótka fascynacja 5. 2 DĘBIEC i SOKOŁEM, ale doceniam i pamiętam. Wspomnę jeszcze o SYLWI GRZESZCZAK, EWIE FARNA, krótko ale ze smakiem konsumowałem fragmenty ich twórczości.

Pewnie wiele pominąłem, ale teraz dwie bardzo ważne w moim życiu kapele: PAPA ROACH i HOLLYWOOD UNDEAD. Jacobie Shaddix i jego ekipa to moja nieprzemijająca inspiracja, kocham ten zespół całym sercem, są rewelacyjni, świetni, genialni, mojemu zachwytowi brak słów by się wyraził. Po prostu coś pięknego: liryka i wrzask. Impuls do walki, do tańca i zabawy, wsparcie przy treningu, chwile zapomnienia o braku miłości. Forever, My heart is a fist, Fire i mógłbym wymieniać po kolei wszystkie ich utwory, bo są tego warte. UNDEAD zaś to pięciu MC - pięć wokali, gitary, perkusja. Połączenie Rocka z Rapem, Nu Metalem, coś zupełnie nowego na muzycznym horyzoncie. Pięciu twardzieli sypiących tekstami. Liryka i hałas. I pięć wielkich osobowości. We Are sprawiło, że zaistniałem. Warto wspomnieć jeszcze DEUCE’a - nagrał wspólnie z UNDEAD pierwszą płytę Swan Songs, a później kontynuował solową karierę i na mój gust świetnie brzmi.

Oczywiście EMINEM i jego druga płyta, pt. Marshall Matters LP2. Genialne, ponadczasowe, znajduję w tym siebie. RAP leci z ponaddźwiękową prędkością, jak kula z rewolweru o dużym kalibrze - celujesz w brzuch, a urywa głowę. Bardzo lubię również TRAPT - wczesne ich płyty. THREE DAYS GRACE zanim odszedł pierwszy wokalista. FLIPSYDE cenię za We the people. U2 za płytę Pop.

To już są dni współczesne. Ostatnio zachwycam się SANAH i SLIPKNOT’em. Inspirują mnie, a tego w muzyce poszukuję najbardziej. Iskry rozpalającej mój ogień. Wokalista Amerykanów i SANAH to ludzie orkiestry, jednoosobowe armie, instytucje. Mają tyle talentów i popierają to ogromnym wkładem pracy. A SLIPKNOT na scenie to fantastyczne przeżycie, głowa sama buja się w rytm. Wrzask niesie do tańca. A wejścia wokalu z głośnym YEAaaaaHhhh! to rewelacja. Moc aż dyszy. SLIPKNOT = napierdalanka, ale w stylu geniuszy.

Poza tym lubię Jazz i Muzykę Klasyczną. Wieczorami słucham Programu Drugiego Polskiego Radia i tam puszczają te gatunki więc słucham z niekłamaną przyjemnością. Pianino, skrzypce, wiolonczela: wszystko to bardzo lubię. Opery też słucham świetnie się bawiąc. Lubię również muzykę radiową, wiele z tego co tam podają to przeboje.

Śmiało mogę nazwać Muzykę jedną z moich pasji. Nawet gdy komponuję ten tekst, na głośnikach płyną rytmy, które mnie poruszają. Czyste źródło inspiracji, zdrowego zachwytu, wsparcie sił dla kontynuacji przedsięwzięć, moc niosąca w górę, podrywająca do tańca; radość i tęsknota. Podziwiam muzyków - muszą znać tyle tekstów, zapisów nut, kolejności uderzeń w perkusję - nogami i rękoma, co jest dla mnie niesamowite - poczucia rytmu, stylu, charakteru. Jestem pełen uznania. Muzyczne fascynacje budzą mnóstwo emocji, wrażliwości ludzkiej. Dla wielu ludzi muzyka jest w życiu bardzo ważna. Tło jakie tworzy dla codziennej egzystencji jest potrzebne jak tlen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz