Szlachectwo jest potrzebą. A świat potrzebuje nowego szlachectwa. Już nie tylko wysokie urodzenie, przejęte nazwisko, znaczące wiekowe tradycje, nie tylko dziedzictwo miecza i kądzieli jest ważne. Potrzeba by szlachectwo wydało plon, urodzajny, by ziarna smakowały lepiej i rozkoszniej cieszyły podniebienie, by zmiażdżone i roztarte przez zęby spływały mlekiem w duszę. Świat się zmienia, coraz szybciej, każda moda zostawia trwały ślad, zapis ścieżki, dokument istnienia, wzór z którego czerpiemy. Różnorodność i skomplikowanie mnoży się, potęguje rodzajowo i rozmiarowo. Tak i geny mieszają się wydając na świat nowe kombinacje, które adaptują się do życia lepiej i dopasowują się elastyczniej. Nie słyszy się o kazirodztwach sprawiających, że potomstwo rodzi się cherlawe, niedorozwinięte i giną znakomite rody, bo krew i skóra zjada samą siebie. Nie wystarczy już dobrze się urodzić, trzeba całym życiem, postawą jaką w nim przyjmujesz dowodzić, że Twoja krew jest wartościowa, że Twoje geny lepsze niż przeciętne. Musisz o to walczyć - jakkolwiek - waśnić się o to, jak o gusta i smaki. Niejednokrotnie “kundel” ma lepszy węch od “rasowca”, biega szybciej i tropi wnikliwiej, szczeka głośniej i zjada większe porcje, rośnie silniejszy, stać go na bardziej wyrafinowane szlachectwo. Jego aparat adaptacyjny, zdolność dopasowania się do środowiska, okoliczności, działa z lepszym skutkiem.
Stare szlachectwo może stanąć na zawadzie. Jeden Radziwiłł przegrał zakład. Bowiem chciano udowodnić, że spotkano jego dziadka podczas wyprawy po niebiosach, czemu miał nie zaprzeczyć sam “Panie Kochanku”. Ale opowiedziano historię tak, że ów szlachetny dziad, pasał świnie wespół z kimś jeszcze, na idyllicznej łące. Radziwiłł zaprzeczył jakoby to było możliwe. I przegrał zakład. Historyjka niedokładnie przeze mnie odtworzona, zgubił mi się szczegółowy obraz. Ale wiem, że był to dowód na to, że szlachectwo może stanąć na zawadzie. Również mały dom, do którego by wejść, trzeba się pochylić, może być przeszkodą nie do pokonania. Albo: “po co rozmawiać, lepiej porwać się do szabel”, recepta na konflikt, rodzący się z błahostek nawet, zadraśnięć, powodujący, iż się najeżamy, co jest mądrością jeży. Nowe szlachectwo nie może mieć takich problemów, podobnych przeszkód, uniemożliwień.
Trzeba zrewidować pojęcie szlachectwa. Nadać mu nową wartość. Nowe millenium. Żyję na przełomie tysiącleci, trzeba nam nowych prawd, innego szacunku. Doskonalszej nadziei. Wszechświat i Internet rośnie - pisałem to już nie raz - i tak samo nam trzeba byśmy pięli się w górę, wzbijali do coraz wyższych lotów, coraz dalszych i bezpieczniejszych, ogarniali szersze horyzonty, za których linią pojawią się następne jeszcze rozleglejsze. Trzeba badać teraźniejszość, żyć nią w stu procentach. Oparłszy się jedynie na przeszłości, sięgając po przyszłość. Analiza błędów jakie szlachta do tej pory popełniała pomoże nam otworzyć oczy na to, jak mamy postępować, by dzień jutrzejszy przyniósł więcej zysku. Wyciągnąć wnioski owocujące nowym szlachectwem. Trzeba stworzyć elastyczny kodeks. To sytuacja determinuje co jest w życiu najważniejsze niejednokrotnie. Jak więc postępować by szlachetny nie stawał na zawadzie, ale jednak by znamię szlachetności nie zanikało? Dualizm takiego oglądu rzeczywistości komplikuje podejście do niej, ale właśnie nowe szlachectwo i jego wytyczne pomogą zaprojektować przyszłość, przebrnąć przez przeszkody i doprowadzić nas do celu. Trzeba stworzyć nowy sposób myślenia, wszystkich nas na to stać.
Czy modny zegarek uszlachetnia, czy nowoczesny samochód sprawia, że jesteśmy więcej warci, a buty w których chodzimy definiują naszą osobowość? Częściowo, rozumiem to dobrze, owszem, to też wyraz szacunku dla wartości ogólnie pojętych jako ważne. Pieniądze są najprostszym wykładnikiem wartościowania, grubość portfela decyduje, ile drzwi otworzysz, jak dobry zamówisz obiad. Pokaźny poczet królów Polski lub ilość zer za liczbą na koncie, to silne wsparcie w codziennej egzystencji. Bogactwo uszlachetnia, jest kreatywne, roztacza spektrum możliwości, jak wyższa próba złota, jak uszlachetniony złom, metal kolorowy wart więcej od pospolitej blachy. Dlatego nowe szlachectwo może być różnie pojęte, rozumiane. Dla każdego może znaczyć coś innego. Czerń i biel, ale jest tak wiele pomiędzy i jeszcze ulotne kolory światła rozszczepionego przez pryzmaty. Tęczowe mydlane bańki. Wydmucham jedną z nich. Sylwia Grzeszczak śpiewa: “musisz być księciem”. Mój Tato bardzo lubił tę piosenkę, zgłaśniał radio na cały regulator. Noszę nazwisko Piotrowski. Kiedyś ten ród, gałąź znaku własnego, rodziła potomków kniaziów tatarsko-litewskich, drugich najważniejszych w wielkim księstwie. Internet mówi o ostatnim z rodu, po którym słuch zaginął. Psychiatra powiedział mi kiedyś: “pewnie go ubili”. Ale ja czuję inaczej, myślę się być tak wysoko po mieczu. Po kądzieli, z korzeni austro-węgierskich wykwita korona hrabiowska. Geny zmieszane z wielką różnorodnością i w sposób skomplikowany, wydały owoc jakim jestem. Bardziej to czuję niż wiem. Może to tylko marzenie, płonna nadzieja, a może twarda prawda, której jestem żywym dowodem. Może to tylko jest potrzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz