sobota, 29 czerwca 2024

POTRZEBA NOWEGO SZLACHECTWA

 Szlachectwo jest potrzebą. A świat potrzebuje nowego szlachectwa. Już nie tylko wysokie urodzenie, przejęte nazwisko, znaczące wiekowe tradycje, nie tylko dziedzictwo miecza i kądzieli jest ważne. Potrzeba by szlachectwo wydało plon, urodzajny, by ziarna smakowały lepiej i rozkoszniej cieszyły podniebienie, by zmiażdżone i roztarte przez zęby spływały mlekiem w duszę. Świat się zmienia, coraz szybciej, każda moda zostawia trwały ślad, zapis ścieżki, dokument istnienia, wzór z którego czerpiemy. Różnorodność i skomplikowanie mnoży się, potęguje rodzajowo i rozmiarowo. Tak i geny mieszają się wydając na świat nowe kombinacje, które adaptują się do życia lepiej i dopasowują się elastyczniej. Nie słyszy się o kazirodztwach sprawiających, że potomstwo rodzi się cherlawe, niedorozwinięte i giną znakomite rody, bo krew i skóra zjada samą siebie. Nie wystarczy już dobrze się urodzić, trzeba całym życiem, postawą jaką w nim przyjmujesz dowodzić, że Twoja krew jest wartościowa, że Twoje geny lepsze niż przeciętne. Musisz o to walczyć - jakkolwiek - waśnić się o to, jak o gusta i smaki. Niejednokrotnie “kundel” ma lepszy węch od “rasowca”, biega szybciej i tropi wnikliwiej, szczeka głośniej i zjada większe porcje, rośnie silniejszy, stać go na bardziej wyrafinowane szlachectwo. Jego aparat adaptacyjny, zdolność dopasowania się do środowiska, okoliczności, działa z lepszym skutkiem.

Stare szlachectwo może stanąć na zawadzie. Jeden Radziwiłł przegrał zakład. Bowiem chciano udowodnić, że spotkano jego dziadka podczas wyprawy po niebiosach, czemu miał nie zaprzeczyć sam “Panie Kochanku”. Ale opowiedziano historię tak, że ów szlachetny dziad, pasał świnie wespół z kimś jeszcze, na idyllicznej łące. Radziwiłł zaprzeczył jakoby to było możliwe. I przegrał zakład. Historyjka niedokładnie przeze mnie odtworzona, zgubił mi się szczegółowy obraz. Ale wiem, że był to dowód na to, że szlachectwo może stanąć na zawadzie. Również mały dom, do którego by wejść, trzeba się pochylić, może być przeszkodą nie do pokonania. Albo: “po co rozmawiać, lepiej porwać się do szabel”, recepta na konflikt, rodzący się z błahostek nawet, zadraśnięć, powodujący, iż się najeżamy, co jest mądrością jeży. Nowe szlachectwo nie może mieć takich problemów, podobnych przeszkód, uniemożliwień.

Trzeba zrewidować pojęcie szlachectwa. Nadać mu nową wartość. Nowe millenium. Żyję na przełomie tysiącleci, trzeba nam nowych prawd, innego szacunku. Doskonalszej nadziei. Wszechświat i Internet rośnie - pisałem to już nie raz - i tak samo nam trzeba byśmy pięli się w górę, wzbijali do coraz wyższych lotów, coraz dalszych i bezpieczniejszych, ogarniali szersze horyzonty, za których linią pojawią się następne jeszcze rozleglejsze. Trzeba badać teraźniejszość, żyć nią w stu procentach. Oparłszy się jedynie na przeszłości, sięgając po przyszłość. Analiza błędów jakie szlachta do tej pory popełniała pomoże nam otworzyć oczy na to, jak mamy postępować, by dzień jutrzejszy przyniósł więcej zysku. Wyciągnąć wnioski owocujące nowym szlachectwem. Trzeba stworzyć elastyczny kodeks. To sytuacja determinuje co jest w życiu najważniejsze niejednokrotnie. Jak więc postępować by szlachetny nie stawał na zawadzie, ale jednak by znamię szlachetności nie zanikało? Dualizm takiego oglądu rzeczywistości komplikuje podejście do niej, ale właśnie nowe szlachectwo i jego wytyczne pomogą zaprojektować przyszłość, przebrnąć przez przeszkody i doprowadzić nas do celu. Trzeba stworzyć nowy sposób myślenia, wszystkich nas na to stać.

Czy modny zegarek uszlachetnia, czy nowoczesny samochód sprawia, że jesteśmy więcej warci, a buty w których chodzimy definiują naszą osobowość? Częściowo, rozumiem to dobrze, owszem, to też wyraz szacunku dla wartości ogólnie pojętych jako ważne. Pieniądze są najprostszym wykładnikiem wartościowania, grubość portfela decyduje, ile drzwi otworzysz, jak dobry zamówisz obiad. Pokaźny poczet królów Polski lub ilość zer za liczbą na koncie, to silne wsparcie w codziennej egzystencji. Bogactwo uszlachetnia, jest kreatywne, roztacza spektrum możliwości, jak wyższa próba złota, jak uszlachetniony złom, metal kolorowy wart więcej od pospolitej blachy. Dlatego nowe szlachectwo może być różnie pojęte, rozumiane. Dla każdego może znaczyć coś innego. Czerń i biel, ale jest tak wiele pomiędzy i jeszcze ulotne kolory światła rozszczepionego przez pryzmaty. Tęczowe mydlane bańki. Wydmucham jedną z nich. Sylwia Grzeszczak śpiewa: “musisz być księciem”. Mój Tato bardzo lubił tę piosenkę, zgłaśniał radio na cały regulator. Noszę nazwisko Piotrowski. Kiedyś ten ród, gałąź znaku własnego, rodziła potomków kniaziów tatarsko-litewskich, drugich najważniejszych w wielkim księstwie. Internet mówi o ostatnim z rodu, po którym słuch zaginął. Psychiatra powiedział mi kiedyś: “pewnie go ubili”. Ale ja czuję inaczej, myślę się być tak wysoko po mieczu. Po kądzieli, z korzeni austro-węgierskich wykwita korona hrabiowska. Geny zmieszane z wielką różnorodnością i w sposób skomplikowany, wydały owoc jakim jestem. Bardziej to czuję niż wiem. Może to tylko marzenie, płonna nadzieja, a może twarda prawda, której jestem żywym dowodem. Może to tylko jest potrzeba.

SIEDEM PIECZĘCI - Tako rzecze Zaratustra


 czyta Jerzy Piotrowski

sobota, 15 czerwca 2024

NOTA AUTOBIOGRAFICZNA

 Dzień dobry Czytelniku.

Moje dzieciństwo było krótkie lecz honor nietknięty

Z wiedzą wiekową zanurkowałem w świata odmęty.

Pisałem raz tak mową wiązaną, w wierszu Dla Pana Dziadka. Dzisiaj chcę wejrzeć na te czasy jeszcze raz, wspomnieć na nie, przywołać do życia na nowo, w krótkiej migawce. Urodziłem się w Legnicy, naszym pięknym mieście, trzeciego września 1981 roku. Godzinę przed południem. Cyfry w mojej dacie urodzenia komponują się w wynik mnożenia. Trzy razy trzy daje dziewięć. A dziewięć (wrzesień jest dziewiątym miesiącem) razy dziewięć daje osiemdziesiąt jeden (co jest rocznikiem moich narodzin). I mamy solidny fundament do kabały. Jeden z kolegów (urodzony tego samego dnia tylko rok wcześniej) ma na plecach tatuaż “Dies Irae” - co znaczy dzień gniewu. I tak sobie myślę, że urodziłem się właśnie w dzień gniewu Bożego. Jestem obrońcą Boga przed Dyabłem. Pierwsze lata mojego życia płynęły w ciasnym mieszkaniu, w czteropiętrowej kamienicy, z wielkim podwórkiem otoczonym murami mieszkań, wyglądających przez okienne szyby. Tam grałem w piłkę i bawiłem się z Starszym Bratem Pawłem i innymi dziećmi. Ale żadna z tych “przyjaźni” nie przetrwała, owszem poznaję dwie czy trzy osoby, ale nawet nie rozpoczynałbym dialogu spotkawszy je. Starszy Brat wyemigrował do Kanady i widuję go raz na tydzień w telefonie. Paweł był mi trenerem, obrońcą i mścicielem. Wzorem do naśladowania. Jego fascynacje i zachwyty obejmowały także mnie. Zamiłowanie do komputerów i grafiki, nowości muzyczne, czy podwórkowe mody. Małpowałem wszystko na wzór Starszego Brata.

Około jedenastego roku mojego życia przeprowadziliśmy się. Do domku jednorodzinnego w zabudowie szeregowej, z ogródkiem i piwnicą, w której mieści się garaż, kotłownia i duża sala warsztatowa. Rodzice wspólnymi siłami zbudowali dom, zapewniając mi wspaniałe warunki do życia, za co szczerze im dziękuję. Własny pokój, dwie łazienki, komfortowa kuchnia i salon z telewizorem, poza tym sypialnie braci i rodziców. Z tego co pamiętam nie byłem dobrym dzieckiem. Byłem zarozumiały i cwaniakowaty, wskutek czego często bity przez obcych. Choć niejednokrotnie dostałem zanim zdążyłem cokolwiek zadrzeć nosa. Upływający czas temperował mnie skutecznie. Ważnym wydarzeniem stały się narodziny Młodszego Brata Mareczka. Awansowałem na średniaka. Cieszyłem się, że mam jeszcze jednego Brata z całego serca, mimo że Mama na niego przeniosła teraz najwięcej uczucia. Tato też był najdojrzalszy gdy Marek przyszedł na świat i potrafił więcej go wychować.

Tutaj poznałem wielu kolegów. Graliśmy razem w piłkę. Włóczyliśmy się po mieście marnotrawiąc czas na dyskusje, zabawę i filmy wideo. Pierwsze zachwyty dziewczynami, nieśmiałość wobec nich. Grałem w piłkę dla klubu Konfeks Legnica. Raz wchodząc z rezerwy w drugiej połowie strzeliłem gola zza szesnastu metrów, z pierwszej piłki, bez zastanowienia, zapewniając drużynie remis. Przestałem grać i zacząłem uczęszczać na siłownię. Chciałem wyglądać jak Dorian Yates czy Arnold Schwarzenegger. Tu też odniosłem mały sukces - zdobyłem wicemistrzostwo Polski w wyciskaniu na ławeczce leżąc. Podniosłem osiemdziesiąt pięć kilo ważąc niespełna sześćdziesiąt, nie ukończywszy siedemnastu lat. To małe zwycięstwo nie przyniosło żadnej satysfakcji, acz lubię się nim chwalić. Nie zbudowałem jednak muskulatury zbyt obfitej i pozostałem szczupły.

Szkołę średnią wspominam najgorzej. To najgorszy okres mojego życia, który okryję całunem milczenia. Studia za to zwę cudownym czasem. Tam odnalazłem Jedną Jedyną. I mimo że wzgardzony (słusznie zresztą jak sądzę), zrobiłem swoje. Potrafię otrząsnąć się z goryczy najlepszych wspomnień. Na studiach zaprawdę się uczyłem. Siedząc przy lampce zjadałem zwoje i odrabiałem zadania domowe. Wówczas też z ekipą znajomych przez może dwa miesiące mieszkałem we Wrocławiu. Ale duchota tego miejsca szybko mnie z niego przegnała i wróciłem do domu. Pisałem jakoby lirykę w bardzo młodym wieku, może poezję, w każdym razie mowę wiązaną rymem. Dziś już zdolny jestem jedynie do prozy. Ale wypracowałem około dziesięciu tysięcy rymowanych wersów.

Pamiętam smak lizaków w szkole podstawowej, gumy turbo z wizerunkami szybkich samochodów. Mecze na boisku szkolnym i strzelone gole. Najlepsze oceny na świadectwach. Zapach końca lata niosący tęsknotę. Wakacje u Babci i słodycz owoców z jej działki. Dni gdy śniłem sen o potędze. Rozdając ciosy i wyprowadzając uniki tańczyłem nietknięty. Dziś skroń przyprósza siwizna i znam moje miejsce w szeregu. Coś do powiedzenia jeszcze mam ale zaiste milczeć wolę. Opowiadam siebie samemu sobie. Milczenie moje nauczyło się jakby się milczeniem nie zdradzać, według przypowieści Zaratustry. Chcę pokazać wam jedynie moją zimową twarz, bo innej mi nie wybaczycie.

niedziela, 9 czerwca 2024

6. 1. SZCZEROŚĆ

 Dzień dobry Czytelniku.

Jest siłą. Jest czystością. Przyjaźnią i Miłością. Wszyscy jej pragną, na nią liczą i wymagają. Szczerość. Jesteś szczery więc jesteś wolny. Stuprocentowa powoduje zawrót głowy, zachwyt, uniesienie i radosną euforię. Chadza prostymi drogami. Oczywista jest błogosławieństwem i krokiem postępu ku lepszemu dniu jutrzejszemu, ku nowości otwierającej oczy. Nie wszystkich na nią stać. Unika kombinowania, neguje podstęp, nie wyda Cię na pastwę. Od niemocy kłamstwa daleko jeszcze do umiłowania prawdy, a szczerość tylko prawdą się posługuje. Jakoś brak mi słów, wena nie dyktuje tekstu. A to przecież tak wdzięczny temat. Tak szlachetny. Muszę być szczery po pierwsze przed samym sobą - i tyle już by wystarczyło, ale chcę szczerością obdarzać wszystkich, nawet tych znienawidzonych z głębi serca, albo tych od pierwszego wejrzenia. Wskutek tego szczerość może być Twoim niebezpieczeństwem. Potwierdzać czyjeś poglądy, zgadzać się z jego zdaniem, przytakiwać mniemaniom - to najprostszy sposób by się komuś przypodobać. Ale rodzi się pytanie na ile wówczas możesz być szczery? Gdy mam do wyboru: własne zdanie albo święty spokój - wybieram to drugie. To znamię mojego braku charakteru, piętno wyciśnięte na mnie przez życie - po zeznaniu jakiego wyboru bym dokonał, takie właśnie słowa cisną się na usta. A ja po dwakroć odmawiam sobie słuszności, gdyż mam ją za sobą. I czy mogę być szczery, gdy nie mam zdefiniowanego poglądu? Niewinny jestem jako dziecię, jak przychodzący do Ciebie przypadek.

Cenię u bliźnich szczerość bardzo wysoko, nawet gdy jest krzywdząca, bolesna i brutalna. Wystawiam się na jej ciosy, choćby wbijała sztylet w serce (o ile trafi w nie). Rozumiem. Mam wiele zrozumienia dla wszystkich, a małych krzywd doznaję co dnia więc przywykłem. Wówczas i duża przykrość jest łatwiejsza do zniesienia. Prawda jest prawdą - czy się mówi czy milczy. Jeśli jesteśmy szczerzy to łatwiej dążyć ku doskonałości, prościej mieć nadzieję, niezachwianie zmierzać ku jednemu wielkiemu zwycięstwu.

Są ludzie chcący mieć rację, nawet za cenę szczerości, czyli, że poświęcają ją na zmarnowanie. Wywody dialektyczne, które nie dążą do prawdy obiektywnej, a tylko do tego by mieć rację, można budować na kłamstwie, na fałszywych przesłankach, wyciągać omylne wnioski. Nikt nie lubi fałszu, a tak wielu się nim posługuje. Są tacy - widziałem na własne oczy - że jeśli nic nie kombinują to nie są sobą - na przypale albo wcale, można rzec. I często wiedzie się podobnym, ślizgają się, prąc do przodu. Owoce kłamstwa... czyżby smakowały gorzko, kwaśno. Wielu lubi ten smak. Nie chcę za nic w świecie chadzać ich ścieżkami. Depczą ślady własnych kłamstw, aż do zmylenia drogi.

Aktorzy bez wiedzy o tym, aktorzy prawdziwi, spójrz - wystawy śmieją się z nas. Fałsz zanieczyszcza krew, spłyca oddech, jest niewdzięczny, brzydki wręcz. Zmowa milczenia - ogólnoludzka - wszyscy jej jesteście warci, a ja jestem też waszym człowiekiem, to nieuniknione. Polska to nie jest kraj dla słabych ludzi. Zawsze tu znajdzie się milion gości, którzy zrobią to lepiej. Kto kłamać nie umie, ten nie wie czym jest prawda - rzecze Zaratustra. Więcej - mówi mi, iż jestem zdolny do wszelkiego złego. I dlatego wymaga ode mnie jedynie dobra. A ja chcę być mu wdzięczny, wspaniałomyślny, wielkoduszny. To jeszcze jeden filar mojej szczerości, twardy fundament, na którym wznoszę gmach osobowości. Wspieram ludzi szczerych, dopinguję ich lepiej, dążymy razem ku prawdzie, ku ideałowi. Jestem szczery więc pracuję uczciwie i rzetelnie, tak wytyczne moich zasad przenikają swoje zbiory i uzupełniają się wzajemnie. Opierają się o siebie stanowiąc trwałą konstrukcję.

Mam czyste dłonie i czyste sumienie, żyję samotnie, czego się nie wstydzę. Jestem ascetą, siły życiowe zachowuje na ważniejsze cele. Szczerze zęby szczerze, a Henryk Sienkiewicz komentuje, że takie poczucie humoru jakie mam - jowialne - oby wszystkim zostało choć podobne. Moje usta nie mają prawa do każdej prawdy, wskutek tego musiałem się oprzeć o autorytet naszego noblisty. Wiele w mojej mocy jest by pomyśleć, ale mało co by powiedzieć. Powtórzę na koniec: szczerość obdarza siłą, czystością, wolnością, więc maszerujcie pod jej sztandarem.

sobota, 8 czerwca 2024

KAMERA I MIKROFON

 Dzień dobry Czytelniku.

Dzisiejszy temat to: kamera i mikrofon. Czy z tych dwu słów potrafię wykrzesać stronę, arkusz elektroniczny, zmienić białą próżnię zjadającą wyobraźnię wszechświata, w kontrastujący kontur kolorowego kształtu, pokonać nudę. Czy zapełnię go ciekawą treścią mającą sens i znaczenie? bowiem planuję mieć rzeczone dwa przedmioty na wyposażeniu mojego “biura”. Chcę nagrywać filmiki. W oparciu o moje opublikowane eseje, rozwinę te treści, może pojawią się jakieś konkluzje, może wyłapię nowe skojarzenia, szkatułkowo pomieszczę dodatkowe dygresje. Stworzę sobie przyjaciela, korek zatykający zlew, w którym spłukuję mój monolog. Do tego trzeba będzie dobrze wyglądać i mówić wyraźnie. Z mikrofonem mam trochę obycia gdyż nagrywam audiobooki. Sporo godzin czytania tekstu do mikrofonu oraz obrabiania dźwięku mam za sobą. Przed kamerą pamiętam, zaczynałem mrugać powiekami bez kontroli. To jednorazowe doświadczenie z nagrywania krótkiego filmu na kamerę laptopa, więc zobaczymy. Przynajmniej spróbuję, może obycie z kamerą sprawi, że w codziennym moim zachowaniu poprawię cokolwiek, a godna prezencja wejdzie mi w krew, w nawyk, że będę się czuł jak w Truman show, jakbym miał na okrągło dwa miliony widzów.

Szklane oko wydobywa z nas wiele ukrytych pokładów. Emocji, drobnych gestów, odruchowych nawyków. Wszystko to będę mógł obejrzeć z perspektywy trzeciej osoby. Na telefon nagrywam sesje treningowe z garażu, gdy w dwu i pół minutowych rundach boksuję w pięćdziesięciokilogramowy worek. Odczuwam wówczas silniejszą motywację, większą mobilizację by wykonać ćwiczenie solidniej niżeli bez trzeciego oka. Ogólnie te sesje wyglądają dobrze, dźwięk jest uchwycony prawidłowo, moje ruchy płynne i pewne, mogę analizować, gdy tętno wróci do normy, to jak uderzam worek.

Teraz nachodzi mnie myśl, że trzeba stworzyć dobre tło, mówiące coś o mnie, albo chociaż nadające pozór, tak ważny dla ludzi starszych. Poza tym mam mikrofon na małym stojaku - trójnogu, muszę ustawić go tak, by zbytnio się nie pochylać. Owszem pochylony lubię być, to świadectwo mej twardej skóry, pokory, ale musi być wygodnie, a dźwięk rejestrowany wyraźnie i głośno. Opowiem o sobie na początek. Potem przytoczę moje zasady. Nonalog, który stworzyłem, rozczłonkowawszy go na mniejsze dozy, racje, porcje, jakimi nakarmię widza - czytelnika. Upublicznię się, zaproszę was do siebie by omówić ważne kwestie, byście wysłuchali, że coś mi do powiedzenia jeszcze zostało. Mam kilka tematów, w których jestem dobry, zdobyłem wyższe wykształcenie i wiem sporo, na przykład o literaturze ogólnie i wielu twórców tej dziedziny sztuki jest mi bliskich. Przeczytałem setki książek i choćby o tym mógłbym mówić długo i zajmująco. Co więcej napisałem kilka opowiadań, sumarycznie zajmujące objętość średniej wielkości powieści, i o tym chciałbym także szeroko opowiedzieć, zmontować z tego cenny materiał do przedstawienia mojej roboty, na zachętę do przeczytania. Opowiadanie o moich tekstach to kolejna obiektywizacja, podjęta próba tworzenia streszczenia, zamykanie w kilku słowach kilku zdań i odwrotnie.

Zobaczę jak się poczuję gdy rozpocznę testowe nagrywki, pierwsze filmy, które zachowam jedynie dla siebie. Trzeba umieć powstrzymać się od zawieszania uwagi, monosylab, czy głosek, dekoncentracji, mówić płynnie i z sensem, wyrażać zamierzoną treść - spójną w całościowy wykład, wywód. Rozpisać plan, według którego należy postępować, odniesienia, przykłady czyli egzemplifikacje przypadków: tych okrutnych i tych niewinnych jak dziecię. Improwizacja w oparciu o szkic, kolorowanie go i wypełnianie rzeczonego obrazu, tak by cieszył i nauczał odbiorcę, by go w szerokim rozumieniu bawił. Zmuszę się do nowego gatunku twórczości, może zaowocuje to ważnymi doświadczeniami, zrobię to by lepiej poznać siebie. Wykorzystam możliwości jakie są mi dane i jakie stworzyłem sam.

Wiadomo, iż znajdą się tacy, co zechcą mnie wykpić, wyśmiać, na to trzeba się szykować gdy chce się publiki, nie zadowolę przecież każdego, znajdzie się cała masa mądrzejszych. Ale to stworzy polemikę, przyczynek do dalszej pracy, więc w efekcie da korzystny wynik. Dyskusja to owocna działalność. Trzeba się wzorować na najlepszych, w telewizji MTV mają wzorce gestykulacji; wielu polityków mówi merytorycznie, wielu używa wyświechtanych przysłów, gwiazdy muzyczne to dobre przykłady ruchu na scenie i sposobu przemawiania, śpiewania. Kamera widzi bardzo wiele, mikrofon mówi jeszcze więcej - muszę i ja tego doświadczyć. Oświetlenie filmowanego wycinka rzeczywistości to kolejna ważna kwestia. Na początek mam do ogarnięcia dużo tematów i muszę to zrobić rzetelnie. Nie mogę myśleć, że to wyłącznie dla zabawy, dla samego siebie. Mogą to zobaczyć różni ludzie, więc musi to trzymać poziom na wysokim pułapie. Otworzę się w ten sposób, opublikuję głośno, stracę anonimowość więc trzeba to dobrze przemyśleć i jeszcze lepiej opracować. Jestem pełen optymizmu i planuję przyszłość.