Ciężkie pierścienie
Spójrz w te wypełnione próżnią oczy,
Zapytaj siebie czy coś cię jeszcze zaskoczy.
Miałem dziś na języku rym gładki,
Kreślący logicznie treść zagadki.
Myśli przede mną uciekają lub nieśmiałe
Odchodzą w swoją stronę. Krzywdy małe,
Które każdemu z moich snów towarzyszą..
Mów do mnie wiele - moje uszy słyszą.
A On nie sypia nigdy, tak jest pracowity,
Ale smak czy zapach to nie dowód niezbity,
On jest mistrzem nosi ciężkie pierścienie,
On mówi, że mógłby zmienić przeznaczenie.
U boku z Bogiem hufów orężnych idzie,
W poszukiwaniu Nadziei zabrnęli aż w „nigdzie”.
Tam wszystko się kończy i zaczyna nic,
Ja sam widziałem tylko tego ubogi szkic.
Ale mam wyobraźnię umeblowaną gustownie,
Są dni, że moje oczy płoną jak pochodnie,
Wówczas nadaję koloryt właściwy obrazowi,
Misterny ornament jego ramę zdobi,
Nadaję kształt pożądany – wykańczam cierpliwie
Ostatni wers – uczucie wieczne żywię.
4.06.2008
Dla mojej pani
Jolu nie widziałem Cię już przeszło całe wieki,
Dla serca Twojego wciąż jestem daleki.
Jednak tęsknota za Tobą dodaje mi siły
I usłyszeć Twój głos tak mojej duszy miły
Pragnę, Twojego widoku pożądam namiętnie
I choćby przeczyły temu wszelkie przepowiednie,
Chociażby ptaki wróżyły uczucia niespełnienie,
Chociażby mnie zewsząd otoczyły płomienie,
To nic nie strawi miłosnego odurzenia,
Wiedz, że sam Los dla mnie karty korzystnie odmienia,
Bogowie szczęśliwe obiecują zrządzenia,
We mnie znajdziesz oparcie dla ramienia.
Każdego wieczora, gdy kładę się do snu,
W wyobraźni maluję Twój obraz tu,
Zaraz przy mnie, że śnimy razem o jednym
W uścisku gorącym przytuleni bezwiednym.
Zmysły spływają wówczas na drugi plan
I żadna nie zrówna Ci z najpiękniejszych dam.
Twoje piękno sprawia, że wszystkie bledną,
Ponad wszystkie boginie wielbię Ciebie jedną,
Twoje oczy, Twój uśmiech, Twój swobodny krok,
Twoją dłoń pierwszą całuje zawsze Nowy Rok,
Każdy Wrzesień za Twym urokiem przepada,
Każda wiosna Twoje imię czerwonej róży nada.
Stukot Twojego serduszka wymierza tak tańca
Traw co rosną na łące i każda śle posłańca.
Najszybszego duszka by głosił nowinę radosną,
Że pod Twoją opieką dzieci szczęścia rosną.
Muzy i Nimfy śpiewają , że jesteś cudowna,
Twych wdzięków strzeże wieżyca warowna,
Którą wzniosłem by dać Ci bezpieczeństwo,
By nie utyskiwało na Ciebie społeczeństwo.
Zażenowani jego większości małodusznością,
Wiedziemy cierpliwie monologi z Wiecznością.
Jesteś szlachetna prawdziwie - dostrzega to wielu,
Dojrzałaś na tyle by mi mówić: przyjacielu.
Kobieta jak Ty już nigdy się nie narodzi,
Zanurzę Cię całą w komplementów powodzi.
To i tak będzie mało by opisać Twoje wdzięki
Lecz memu sercu ulży to udręki.
Onieśmiela mężczyzn Twe zachwytu pełne piękno,
Gdy Cię ujrzało – z rozkoszy niebo pękło,
A deszcz namalował dla Ciebie świetlistą tęczę,
Dziś rzeźbiarzy najzdolniejszych w ich dziele wyręczę
I na Twój obraz wykuję kształt w skale,
Twoja uroda i mądrość harmonizuje doskonale.
Twoja figura jest wzorem bliskim ideałowi,
A poeci miłości bez Ciebie są jałowi.
Każde słowo bez Ciebie jest pustką nasycone,
Z diamentów Twych zalet sporządziłem koronę,
Twój blask oślepia, Twoja aura otula spokojem
I uwierz, niebawem, co zechcesz będzie Twojem.
Twój syn wyrośnie na wspaniałego mężczyznę,
Chociaż Czas zagoi na nim niejedną bliznę.
Nie wybierze łatwizny – podobnie jak Ty czynisz,
Wybaczasz, rozgrzeszasz, nikogo nie winisz.
Wdzięk jest w Twojej wspaniałomyślnej wielkoduszności,
Nauczyłaś moją duszę prawdziwej radości.
Ukochałaś Nadzieję, nakarmiłaś jej siłę by trwała,
Purpurowy Świt dał Ci na imię: Wspaniała,
Różanopalca Jutrzenka uwielbia Twoje towarzystwo,
A Południowy Zefir podarował Ci wszystko,
Co posiadał, choć nie jest na dość bogaty,
By złotem wylać podłogi mojej chaty,
Którą zbudowałem w staropolskim stylu,
W zachwycie dla niej oniemiało architektów tylu,
Że niejedna akademia zostałaby bez studentów,
Moja pani dla Ciebie pełen jestem talentów,
A to wszystko by sprostać Twoim wymaganiom,
Obalaj pani śmiechem każdą sztuczkę tanią,
Niech Cię nie zwiodą podszepty złorzeczące,
Gdy jesteś blisko moje serce jest gorące.
Krzywda nie zniechęci mnie w tym dążeniu,
By dać oparcie mojej pani ramieniu.
19.03.2008r.
Dla pana dziadka
Dziadku. Nie znałem Cię w ogóle lecz czuję Cię w mojej krwi.
Zabrałeś mnie pierwszy na drugą stronę upojnych dni.
Uczyniłeś mnie uczonym w największym z uniwersytetów,
Zabrałeś w miejsca najważniejsze, nauczyłeś priorytetów,
Sekretów wielu opisałeś podłoże,
Opowiedziałeś o mężczyźnie o sile i honorze.
Za mądrość tę policzyłeś mi szlachecko szczodrze,
Zanurzyłeś jak do chrztu w wiosennej Odrze.
Moje dzieciństwo było krótkie lecz Honor nietknięty.
Z wiedzą wiekową zanurkowałem w świata odmęty.
Zostało w rodzinie ze szlachetnego rodu,
Gdzie obcy dla nas przesyt i smak głodu.
Wdzięk był dziadku w Twojej Wspaniałomyślnej Wielkoduszności,
W Twych słowach o milczeniu brzmiała nuta szczerości,
Wieczności historia, którą mi opowiedziałeś
W wielkim stylu i z taktem Ją ze mną zapoznałeś.
Powiedziałeś przy tym, że to przyszła do mnie Ona.
Była piękna, zmysłowa, czarem wdzięków natchniona.
Nauczyłeś mnie świętej cierpliwości,
Napiętnowałeś chorobę zazdrości, chciwości.
Wyłożyłeś jak być sprytnym i jak rozdawać karty,
Wiem w moich genach jest Twój ślad niezatarty.
Na powitanie dłoń moją czystą ucałowałeś,
W ten sposób lekcję Miłości mi dałeś.
Tejże miłości do szacunku przytulonej błysnąłeś fotografię,
Po czym rzekłeś, że do celu zawsze trafię.
Wielki mój przodku Ciebie chwalę gładkim rymem,
Szczodrze przy tym komponując ogniem i dymem.
Wielki mój dziadku – twardszy od najstarszych głazów,
By chwalić Twą wielkość zbyt mało wyrazów.
Zachwyt, który da się wypowiedzieć to tylko tlejący żar,
Pisanie o Tobie to wyzwanie i dar.
Ale nauczyłeś jak walczyć, jak być w boju straszliwym,
Siły i honoru dowodem byłeś żywym.
Nauczyłeś by nie zdradzać i nienawidzić małoduszności,
Rzuciłeś w moje serce też kroplę żałości,
To jakbyś zwrotkę wpisał o doświadczania potrzebie,
Gdy kroplę tę spuszczałeś ujrzałem znak na niebie.
Pieśń przeznaczenia zagrała swą symfonię,
Pieśń ta opiewała wielkiego blasku harmonię.
Gdy odszedłeś chaos nastąpił w mieście głuchy,
Szczęśliwie moje łzy przy pogrzebie, dodały Ci otuchy.
Spotkamy się jeszcze w oślepiającym blasku doskonałości
I napiszemy wspólnie poemat o świecie Miłości.
16.02.2008r.
JAMA WYJCÓW
Byłem umówiony z nimi w interesach na spotkanie
Rzekłem swej ekipie niech przed wyjściem stanie.
Uzbrojony po same zęby wchodzę do ich jamy
Naprawdę liczyłem, że towarzysko się spotkamy.
Zawsze się noszę w pełni uzbrojony
Przeżuwam bowiem co dzień zdrad tony.
Dwa pustynne orły, karabin i miecz krótki
Z jamy docierał do mnie zapach wódki.
Mają gości pomyślałem – to pierwszy ich błąd
I nikotyny palonej doleciał mnie swąd.
O tego nie znoszę – kolejne ich potknięcie,
Zważyłem miecz i na próbę wykonałem cięcie.
Daleko mi było do gniewu ale się zatrzymałem,
Będą mnie widzieć obcy nie tak się umawiałem.
Ale wchodzę pustynne orły w obu dłoniach
Pierwsze pomieszczenie jakieś resztki po koniach,
Odbezpieczyłem broń -i myślę- za dużo krwi
Do kolejnego pomieszczenia prymitywne drzwi
Wejścia strzegą, czuję zapach sierści,
Do tych drzwi mam jeszcze kroków czterdzieści,
Ale ta woń to na pewno zapach ich strachu
Nic nie mówię –myślę- ubezpieczaj brachu.
Przecież mam umowę podpisywali krwią
I słyszę krzyk – kogoś zarzynają czy tną,
Mimo tego wchodzę z kopa otwieram drzwi,
Jeśli to zdrada to policzyłem wasze dni
I racja, dwu się na mnie rzuca z boków
Źle zważyli moich długość ciężkich kroków,
Amunicję mam srebrną – dwa oddaję strzały
Padli na glebę jest efekt doskonały,
Trzeci od frontu atakuje długim skokiem
Strzeliłem mu w oczy i kucnąłem za obłokiem.
Zasadzka na mnie – o małoduszni zdrajcy z was
Więc jednego orła wsadziłem za pas
I –myślę- zamordować ich wszystkich tej nocy
Byli tam jak się domyślałem wodzowie wysocy
I jeszcze jednego zdrajcy dobiega mnie głos
Mówi, że strzeli jeśli tylko wychylę nos.
Wpadłem jak błyskawica, przestrzeliłem mu kolana
I pomyślałem: ostatni raz spójrz w oczy pana,
Dwa jeszcze pociski po jednym na oko
Mówiłaś, że tak będzie przyjaciółko sroko.
Te monstra stoją jak zamurowane – upadła ich wiara
I jeszcze innych zwyrodnialców –widzę- para.
Przykląkłem na kolano i szyję z karabinu
Do ekipy nie hałas, lecz spalonego prochu dymu
Swąd dociera i już wszyscy idą ze wsparciem
Mój karabin jest dla mnie najlepszym oparciem
Rozstrzelałem ich z dwudziestu jeszcze ta para:
Samiec młody, zwyrodniali, samica stara
Sparaliżowani strachem stoją bez ruchu
Na filmie mamy tę akcję ile się dało druhu.
Przewiesiłem karabin i sięgam po mój miecz
Druh wówczas mówi: „więc bez litości siecz!”
Ruszyłem błysk jeden i drugi błysk
Zabiorę ich całe złoto, lecz marny to zysk.
Dowódca tylnej straży naszego bitewnego zakonu
Dopełnia miary zadanego im zgonu,
Wszystko łatwopalnym materiałem kropi i podpala
Tropiciele mówią, że stoi tu chata z dala.
Ja mówię –wiem- ale tamtego oszczędzamy,
Kto wie czy specjalnie dziś nie wszedł do jamy.
Dużo mieli złota a my bez tragarzy,
Obciążyłem więc większość tylnej straży.
Została garstka zasadzają się na chatę
Ja umywam ręce, idę wyliczyć wam wypłatę.
Nie wiem co było dalej ale pewnie go zabili
Druh w tym uczestniczył – to wystarczy niemili
Tak więc lepiej odpuśćcie zwyrodnialcy
Druh najlepiej jak i ja każdą bronią walczy.
Ja się obędę choć zmienić muszę plany
Przywita ich towarzyszy ich dowódcy łeb nadziany.
Zdradzili mnie znów nie mogę być obłudny
Ilu ich było.. hehe.. rachunek ten jest trudny.
Czyżby oni strzegli tej pary krwiopijców,
Przez zwyrodnienie odeszło tylu wyjców.
I ten jeden na nim mi naprawdę zależało
Wierzę święcie was nie wiódł głos ten: „mało”
I Matka Ziemia jakby dziś w żałobie
Na pocieszenie ten jeden skończył w grobie
Zapewniam jednak – nigdy go nie znajdziecie
Był groźny. Ich hierarchii miejsce trzecie
Zajmował jako jeden bandy przywódca
A zdrajca między nimi do zemsty podpuszcza
I ten zdrajca – niby człowiek- jest już przeszłością
Nie ma dla mnie granic i co zwiecie odległością..
Tu zakończę kronikę na poły smutną
Małoduszni zdrajcy byliście bandą butną.
14.09.2008
Krwią pisany kontrakt
Muzo wspomóż mnie, bo niełatwe zadanie,
Natchnij mnie weną, rymem związuj zdanie.
Muzo podaj mi swą dłoń – oświeć blaskiem,
Spraw by moje wersy zwieńczyły się oklaskiem.
Rymy chwalące mego ojca pisać się podjąłem,
Idę ku Tobie z uśmiechem, jasnym czołem.
Gdy ściskam dłoń Twoją i potrząsam serdecznie
Otwarty jestem wówczas na noce i dnie.
Późno dojrzałem do prawdziwej Miłości dla Ciebie,
Mojego przeznaczenia widziałeś znak na niebie.
Wielkiego przeznaczenia, które i Tobie jest pisane,
Nikt nam się nie oprze, zburzymy każdą ścianę.
Uczucie, co nas łączy jest też przyjaźnią,
Pożądam Twego słowa całą wyobraźnią.
Słów dobieranych mądrze i z wielkim taktem,
Krwawym związani jesteśmy kontraktem.
Jesteś dżentelmenem ciałem i duszą
Inni Tobie ustępują, bo po prostu muszą.
Ty sam na to wszystko zapracowałeś uczciwie
Nie marnowałeś czasu przy wódce i piwie.
I wybacz, co dziś powiem – bo to nie był błąd,
Prosiłem Cię o radę, byś Ty wydał sąd.
Pchnąłeś mnie w najgłębszą przepaść samotności,
Głębszą niż przeżywa człek w późnej starości.
Bym nie ufał nikomu dałeś mi słowo,
Tak właśnie być powinno nie dziw się głowo.
Wtedy dopiero powróciliśmy do siebie
I nie zgubią nas żadne chmury na niebie.
Żadna przepaść nie rozdzieli ni łańcuchy nie skrępują,
Nasze orły w przestworza co dzień szybują.
W skaliste wąwozy mój Orle Srebrnopióry.
Ty tatuś na świat spoglądaj z góry,
Z góry na dół patrzysz boś jest wyniesiony,
Moim gładkim rymem bądź osławiony.
Jesteś szczodry, przystojny i mądry szlachecko,
Takiego ojca chce mieć każde dziecko.
W mojej krwi i Twego ducha płynie część,
Jak skała czy głaz masz twardą pięść
I pierś masz twardą niczym słońc słońce,
Wszystkie piękne damy przy Tobie są gorące.
Siła i honor to Twoje zalety pierwsze,
W wielkości Twej Cię wielbią moje wiersze.
Mam dużo szczęścia inni mają mniej,
Doświadczam wszak codziennie Wielkoduszności Twej.
Dałeś mi duszę głębszą niż jest bezdeń,
W pospolitej rzeczy nie sprosta Ci żaden dzień,
No, może mnie wyjąwszy – Twojego syna,
Tak tatuś moja epoka się powoli zaczyna.
Ale Ty idziesz drogą swej jasnej wielkości,
Masz szybkość błyskawicy i twarde jak stal kości.
Zatańczysz lepiej niźli wódz Apaczów potrafi,
Twój karabin do celu zawsze trafi.
Powinieneś mieszkać w zamku i setki mieć sług,
Nasze miasto ma u Ciebie dożywotni dług.
Jesteś Polakiem arystokratą z pierwszego szeregu,
Na przepaści mojej stanąłeś brzegu
I purpurowy świt wzeszedł tylko dla Ciebie,
Błogosławieństwo ptaki wpisały na niebie.
Umęczyłeś sobą ogień i się nie sparzyłeś,
Wrota piekieł z lekkością otworzyłeś.
Ojcze długo bym jeszcze wiódł rym diamentowy
I to nie zmieściłbym Twych zalet połowy.
Jesteś najprawdziwszym mężczyzną,
A moje złośliwości niech będą małą blizną.
Wybacz mi ojcze, iż dojrzewam niewcześnie
I wciąż mam w głowie liście, wrześnie.
Ozłocę Cię, przyniosę uśmiech brylantowy,
Bądź szczęśliwy! Ten wiersz jest gotowy.
17.02.2008r.
Natchnienie
Jolu..
Moja Muzo przynosisz natchnienie słodkie jak miód
I zdarza się wówczas prawdziwy, jakich nie ma, cud.
Wyszeptujesz mi wersy spisane w szeleście liści
I uwierz jeszcze niejeden cud się ziści.
Jakaś wyższa racja związuje rymem mowę,
Segregując wiarołomnych słów apetytu połowę.
Sny z Twoim udziałem wspominam najmilej,
Znać Cię jak w nich blisko to wielki przywilej.
Twoje oczy są głębsze niż jeziora bez dna,
Pełna wdzięku i uroku jest figura Twa.
Twój głos jest jak czystej rozkoszy melodia,
Nie zrówna mu żadna piękna rapsodia.
Nasza historia srogie dyktuje wyroki,
Lecz ja jestem wyżej niż każdy kapłan wysoki.
Za to przyszłość jaśnieje blaskiem doskonałości.
Moja pani sił przybywa i twardnieją kości.
Gdy będę mógł podarować Ci diamentową koronę,
Gdy przed małoduszną złością zapewnię Ci obronę.
Wówczas przyjdziesz sama w jasnym blasku,
Bez zazdrości w oku dla mojego oklasku.
Rozumiesz więcej niż by się wydawać mogło,
Jesteś prawdziwą Polką i szanujesz polskie godło.
Jesteś niewinna jak ochrzczony noworodek,
W różany krzew kiełkuje mego nasiona zarodek.
Jesteś piękniejsza niż róża podczas tęczy,
A mój wierszowany rym Cię nie męczy.
Masz figurę piękniejszą niżeli Afrodyta,
Ma wyobraźnia Twych słów wciąż jest niesyta
I choćby bogini się na mnie zagniewała,
To przy mojej tęsknocie będzie krzywda mała.
Słowami jednak nie opowiem wszystkiego
Wyświadczasz mi się jak przyjaciółka – z szorstkiego.
Nie umówione spotkanie
Znowu dziś wszedłem do Twojego ogrodu
Stawiałem lekko kroki by nie sprawić zawodu
Twoim ptaszkom niebieskim i przed zorzą
Wieczorną nie płoszyć ich nim się położą.
Chciałem by śpiewały dla Ciebie beztrosko,
Patrzyłem z ukrycia – wyglądałaś bosko.
Twoje usta koralowe, szafir oczu i nosek
Prześliczny, równiutki, rzeźbiony ze zgłosek,
Którymi ptaki słodziły tę porę zachodnią
Moje oczy zapłonęły jakby iskrzącą pochodnią.
Późny wieszcz mówi, iż najpiękniejszą jest kobieta,
Gdy nie wie, że obserwowana – wówczas poeta
Powinien jej blaski malować – w tę porę
Pomyślałem, że właśnie na się zabawkę tę biorę.
Twoje oczy w niebo wpatrzone niczym dwie gwiazdy
Twoimi włosami zachwycon jest duszek każdy,
Twoja figura bliska ideałowi – doskonałości,
W ustach koralowych perłowy uśmiech gości.
Jasne czoło gładziutkie i policzki różane,
Patrząc na Ciebie – tu na zawsze zostanę
W Twoim ogrodzie, między Twoimi drzewami
Ta miłość jest jak złota nić między nami
Tak myślałem i chłonąłem piękno całą duszą
I powtarzałem bez końca – bariery runąć muszą.
Będę bez końca opiewał Twe wdzięki i uroki,
Dla Ciebie będę pierwszy, najszybszy, wysoki,
Moje wielkie zwycięstwo Tobie zadedykuję,
Tak niezauważony Jolu zalety Twe szkicuję.
Jasnym jest dla mnie – nie wystarczą słowa,
Jesteś przepiękna i dumna jak królowa.
To Twój styl – zabawne – Twój sposób bycia,
Kpię z siły kłamstwa i nic do ukrycia
Nic nie mam – szczerość – a prawda to prawda
Melodią otwartości brzmi nutka każda.
I z ukrycia tak się przypatrywałem Tobie
Dziś słowem jak kroplą w kamieniu żłobię.
Byłaś ubrana gustownie naprawdę dobrze,
W błękity patrzyłaś, patrzyłaś tak mądrze
Diamentowa kolia zdobiła Ci szyję,
Gdy Twój dekolt oglądałem, czułem, że żyję,
Na zgrabnych palcach pierścieni bez liku
I kolczyki srebrzyste – omałom okrzyku
Zachwytu z piersi nie dobył by uwagę
Twą poruszyć jednakże chłodną powagę
Zachowałem i nie wyrzekłem ani litery,
Dla Ciebie najdroższa będę zawsze szczery.
Więc ukląkłem uroczyście i wlepiłem wzrok
W Ciebie śliczną – tak mógłbym cały rok
Się sycić Twą urodą, lecz moje serce to pięść
A mojej duszy zaprawdę rozdałem sporą część,
Czyżby? Różnymi ścieżkami biegło? Przeznaczenie?
Twoje – kochać syna, a moje – walczyć na arenie.
Nie wyszedłem z ukrycia, nie pokazałem Tobie
W porę późną, właściwą.. Połóż róże na mym grobie.
Rytm
tańca
Stawiasz równo kroki w rytm tańca
I zauważasz czarnego błazna – przebierańca.
On też tańczy i zbliża się do Ciebie
Świetlisty rydwan mknie po nas na niebie.
Zabieram Cię w rejs jedyny transcendentalny
Odkryję przed Tobą pierwiastek niepoznawalny.
Oboje niesieni rytmem piosenki tańczymy
Wokoło wszyscy sączą płyn i dymią dymy.
Nasze kroki się dopełniają tworząc jedność,
W tym tańcu bogini posiadłaś wielką biegłość.
Ja oczarowany pląsam w rytm namiętnie
I uniesienie wyłapuję w serca tętnie.
Gdy przetańczę noc z Tobą pewność posiadam,
Że w bój idę –straszliwy- niejeden cios zadam.
Kobieta pokocha wyłącznie wojownika
Niezbadana dla mistrzów jest moja technika,
Mój ruch jest zbyt szybki wymyka się oku,
Jak tygrys dzielny szykuję się do skoku.
I w wirze walki jakbym tańczył znów z Tobą,
Nie zmęczę się nawet kaźnią całodobową.
Brałem udział we wszystkich wielkich bitwach,
Asystowałem przy zaklęciach i dziwnych modlitwach.
Moja wiedza wykracza poza progi tego świata
Moja chata w ambrozję i nektar stoi przebogata.
Lecz Ciebie mi brak – odwiedzasz tylko sny,
Nad moim zniszczeniem wylewasz gorzkie łzy.
Gdy nam się taniec uda wieczność się kołysze
Później nic.. słyszę tylko ciszę.
Słoje z miodem
Śniłem znów dziś o Tobie Jolanta
Zwiedzaliśmy razem piekielne kręgi Danta.
Dwa słoje natchnienia wychyliłem dwoma łykami,
Co słowa te niosą niech zostanie między nami.
Czuję jakby wielkie szczęście mnie omijało
I obcy mi ten głos co szepcze: „mało, mało”.
Jesteś antyczną boginią – moją heroiną,
Wszystkie me okręty ku Tobie jednej płyną,
Jak do portu Nadziei po długiej podróży,
Marynarzy najśmielszych twój głos odurzy,
Róży tak pięknej moje oczy nigdy nie widziały.
Dla Ciebie pisze moja pani i wysiłek cały,
Jaki wkładam w tych zwrotek zrymowanie,
Sprawia mi przyjemność i wielkie to wyzwanie,
A gdy się słowa układają w spójną całość,
Znika z serca mojego ta okrutna żałość,
Ten smutek, że Ciebie przy mnie nie ma,
Tylko ta pustka towarzyszy głucha i niema.
Zapełniam ją tuszem i komentarzem w oku,
Jak dzielny tygrys szykuję się do skoku..
..Tak naprawdę to nie miałem nigdy snu,
A na mą wieczną wojnę wiodę Legionów stu.
Wszystkie moje wiersze są tobą przepełnione
I rymy dla Ciebie wiążę niezliczone.
Słuchaj moich słów jak gdyby były ostatnie,
Po sześciu wiekach znalazły się dusze bratnie.
Słońce tylko dla nas wyjrzało zza chmur,
Najbielsze szczyty zdobyliśmy Świętych Gór.
Ta miłość się nigdy nie zmęczy,
Wyliczę Ci moich pierścieni obręczy.
Imiona przeszłości zgasną w obliczu mojego,
Moja pani pamiętaj – nie zapomnij tego
Stali Bywalce
Śliczna Twoja buzia uroczo mi się śmieje
I ufaj moja pani mam jeszcze Nadzieję.
Bogowie do mnie mówią i czynią gesty,
Miniony już osiem lat wiek dwudziesty
I znów zwada o złotą piłkę za dwa lata,
Z Zaratustrą spełniona miodowa obiata
I jego góry On nowych gór potrzebuje,
A ja do Niego sympatię wielką czuję.
Podaruje mu nowe góry, nowe światy,
Ozłocę go, uwiecznię tak jestem bogaty.
Zaratustra do nas mówi przypowieścią niejedną,
Uwierz moja pani przy Tobie wszystkie bledną.
Ty bywasz u mnie ja bywam u Ciebie
Twojego przeznaczenia widziałem znak na niebie.
Jestem starszy od samej nawet śmierci,
Mój wzrok dyabłów na wylot wierci.
Każdy wyraz – słowo uświadamia mię bardziej
I stale myślę jakby słać swe łoże twardziej.
Ty wyświadczasz mi się jak należy,
Doglądasz interesu z najwyższej wieży,
A wzrok masz doskonały – jak nietoperz w nocy,
Radzisz sobie świetnie bez niczyjej pomocy.
Łatwiej uczynić wers nowy niźli ostatni,
Przyciąga biegun ujemny biegun dodatni.
12.05.2008
Wielki Hazard
On odszedł i nie wróci nigdy już
Acz widział go skrzydlaty piekieł stróż.
Uwierzysz czy nie: t o nie ma ceny
Nikt nie kładzie jak my anatemy,
Tyle wyroków na siebie już czytałem
Ale nigdy te słowo nie stanie się ciałem.
Nawet po własnych błędach trafię do celu,
Jest was za mało choćby nie wiem jak wielu.
Mam potężnych przyjaciół chronią mój talent
Na wszystko co najlepsze znajdź ekwiwalent:
Szatan Trismegista czy Hermes Prędkonogi,
Mój produkt na całym świecie jest drogi.
Ba! Czasoprzestrzeń – świat to za mało
Twierdzę bez wahania mówię to śmiało.
Dziś po raz drugi postawię w t o miejsce krok
Zawiedzie go każdy zmysł, a wzrok
Ułudzi go podstępnie – zwycięstwo jest moje
Spożyję przed tą walką boskie napoje.
Naboje też specjalne od przeznaczenia
Przeznaczenie ze mną fanty cenne wymienia.
To sztuka której nikt i nic nie oszuka
Tworzyć ponad siebie to bliska mi nauka.
Raz już się tak wybudziłem po zwycięstwo
Postąpić tego kroku zaprawdę wielkie męstwo.
Wielki hazard – boskie kości rzucone
Dały liczby magiczne, uwierzcie – wymarzone
I kruczą chrząstkę schrupałem – podarunek
Od przyjaciela ma mój wielki szacunek.
2.09.2008-12-02
Świetlista tęcza, szlifowany diament
Jolu..
Znowu dla Ciebie rymem wiążę księżniczko,
Kolejną tęczę maluję Ci różyczko.
Natchnienie wyłapuję wśród słów rzeki,
Najdalszy wciąż jestem daleki, daleki.
A to, co mówię ma co najmniej trzy znaczenia,
We mnie znajdziesz oparcie dla ramienia.
Oczy bez nienawiści mają kolor głęboki.
Ach! Moja pani szkicuję Twoje uroki.
Ubierać Ciebie Jolu w słowa właściwe,
To jakby napinać Ulissesa cięciwę.
Dlatego długo ważę wyrazy – kombinuję,
Symbolami nasycam, metafory kuję.
Pisać ku Tobie to wielkie wyzwanie,
Wyzwanie to wielkie ku Tobie pisanie.
Przed szafirem Twoich oczu nie ma ukrycia,
Bez wpływu najmniejszego śladu użycia.
Jesteś piękna! Wspaniała! Bez cienia wątpliwości,
Mówisz jak siostra – siostrze Wieczności.
Ogień w proch się zmienia a pamięć przetrwała,
Jolu jesteś śliczna naprawdę wspaniała!
Zasiałem dla Ciebie łąkę pełną maków,
Błogosławieństwo wyczytałem z lotu ptaków.
Malinowy chruśniak dla Ciebie urządziłem,
Za najpiękniejszym kwiatem trzy światy schodziłem,
Ale nie znalazłem piękniejszej niż czerwona róża,
Ona jak Ty Ocean mój do sztormu wzburza,
Twój głos doprowadzą mą wolę do wrzenia,
Po drugiej stronie szukam Twojego Jolu imienia.
Takie spotkania zdarzają się raz na całe wieki,
Najdalszych ukochałem, daleki, daleki.
Zmiany zachodzą nieraz między jutrzniami,
Jolu mówię do Ciebie całymi zdaniami.
Dla Ciebie piszę i wszystko co najlepsze
W jasności Twej Ciebie moje wielbią wiersze
Chiny, Kalifornia, Wrocław czy Poznań,
W pamięci najtrwalszych znajduję doznań
Ale chciałem jak diamentem pochwalić Ciebie,
Świetlistą tęczę namalować na niebie.
Odwiedź dziś mój sen – zatańczymy rytmicznie,
Uśmiech Twój obudzę, odegram to komicznie,
Przejdę jak ekwilibrysta po Jego linie,
Naprawdę to zagram jak zawodowiec w kinie.
Pocałunkiem na dobranoc zakańczam wiersz,
Poetą jestem tylko?.. Bliskim mi ten świerszcz.
2.07.2008
Znowu dziś
Znowu dziś dla Ciebie pisać chcę,
Znowu dziś poświęcić Tobie rymowankę tę.
Dwie noce temu wylałem morze łez
I dziś jeszcze raz wzruszyłem się też.
Jestem mężczyzną i nie jestem tajemniczy,
Lecz prawdzie skryłem usta gdyż krzyczy
Zbyt głośno i tolerował by ją nie każdy,
Niektórych jej wyraz spala bądź miażdży
I – czy taką prawdę mówi się prosto w oczy,
Prawda wciąż z kłamstwem zaciekły bój toczy.
Nad wyraz konsekwentne jest Twoje milczenie
I nawet gdy swych dyabłów w anioły przemienię
To Ty i tak nie powiesz do mnie słowa
Czyżby nieszczęście mi przeznaczyła nieprzygoda,
Ale orzeł błogosławi i dla niego taniec
Przeznaczam zaś dla wściekłych psów kaganiec
Wszystkie barbarzyńskie hordy zjednoczone w siłę
Czeka was rozczarowanie cokolwiek niemiłe
I choćbym sam z wami walczyć miał
To w postanowieniu mym zawsze będę trwał
Nadam ziemi treść i naprawię świat
A Tobie przyniosę mej miłości kwiat,
A moje dzieci z moim ojcem, pod moim drzewem
Będą się krztusić jednorocznym krzewem.
Gdybyś mi zamiast dwa spojrzenia dała jedno
Już mych wysiłków zaprzestałbym na pewno.
To jest w specjalnym sposobie jakim to robimy
Tak dalekie mi dziś świętej Marii dymy
Nie mam nic do zyskania nic do stracenia
Lecz kochana mi tak bardzo matka ziemia.
Powrócę naonczas gdy się wszyscy mnie zaprzecie
To będzie zaprawdę moje znijście trzecie.
Ok.2.08.2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz