Dzień dobry Czytelniku...
Dziś chcę podsumować oddział twórczy esejów, które napisałem. Zacząłem je pisać w grudniu 2023 roku. Nazbierało się tego trzydzieści cztery arkusze, strony elektroniczne, a nawet więcej. Myślę, iż ludzie nie marnują czasu czytając te krótkie teksty. Ciekawe spostrzeżenia, cytaty z różnych autorytatywnych źródeł. Ogólnie światło mojej lepszej wiedzy oświetlające fragmenty rzeczywistości. Mój punkt widzenia, moje mniemania, moje zdanie i racja. Tu muszę dodać, że: “wszyscy mają rację” (Witkacy). Tak, takie czasy, ile ludzi tyle punktów widzenia i każdorazowo prowadzą one do różnych konkluzji i wniosków. Każdą drogą dochodzimy do jakiegoś celu. Czujemy się z tym lepiej lub gorzej - jakkolwiek...
Każdy z moich esejów to jak naświetlanie kwestii. Moje reflektory kładą kolor, wydobywają go z materii, którą objaśniam. Słowo po słowie. Zaratustra jest mi najlepszą przygrywką. O jego autorytet oparłem się najwięcej razy i zawierało się w tym najwięcej poetyckości, wzniosłości, szlachetnych uczuć i mniemań. Pierwszy poważny esej, to w większej mierze, mowa o przypowieściach tego niemieckiego Persa. Zresztą jest mi on przyczynkiem do wielu wypowiedzi, których jednocześnie mam niewiele. A więc, gdy już mówię, to baczcie uważnie czy aby nie przypowieścią. Daję słowo, to najlepsze co mogę dać, wyjąwszy może Magię Matrixa, opanowaną przeze mnie w odczuwalnym stopniu i podaną na wiele sposobów owocujących rozmaitym efektem. Mogę wpłynąć na Twoje samopoczucie, więcej na Twoją decyzję; nieuchwytny dla kamer, nikt mi się nie sprzeciwi; nie czynię przy tym drugiemu, co mi niemiłe jeśli tylko nie w myśl odwetu za krzywdę. Pod język, do krwi, w zatoki, do żołądka - jakkolwiek...
To jak pisanie o rzemiośle, które jest twórcze, rozniecające w nas ogień namiętności, aż do wypieków na policzkach i błysku w oku. Marnotrawstwo czasu musi stać mi się obce. Muszę wykorzystać każdą chwilę, sekundę na rozwój, na budowanie, na tworzenie dzieła sztuki. Albo na ćwiczenia fizyczne, sport i rozrywkę bawiącą umysł i ciało. Uczucie, iż rośnie się, to bardzo miłe doznanie. Chcę by życie było ciągiem takich chwil, metafizycznej kreatywności, jak wszechświat i Internet rozrastający się z każdą minioną minutą. Jak co dzień czara o kroplę pełniejsza. Jak najmniej snu, tylko tyle by być zdrowym i wypoczętym, wówczas bowiem wysiłki mają głębszy sens i głośniejszy wydźwięk. Kombinacje jakie powstają podczas spotkań czy zderzeń owocujące lepszymi wynikami. Dzielenie głosu na cztery, by go lepiej zrozumieć, pojąć w szerszej pespektywie, czy bardziej malowniczej; horyzont naszych mniemań, zobiektywizowanych obcym poglądem, z czego rodzi się coś nowego pod Słońcem.
Moje eseje. Kilka z nich to szerokie spojrzenie na zasady jakimi kieruję się w życiu. Stworzyłem dziewięć praw. Większość z nich rozdrobniłem w celu lepszego pojęcia ich wymowy. To moja konstytucja, najszerszy zakres... hm... władzy życiowej. Motywacja działań, motor napędowy decyzji. Te eseje dały mi mnóstwo satysfakcji, pozwoliły zrozumieć, że życiowe doświadczenie, jego bagaż, noszę na sobie z dumą. Że mam pojęcie i wyrobione zdanie na kilka tematów, że kształtuję charakter procesami myślowymi. I noszę w sobie wiarę, że można budować lepsze jutro w oparciu o zasady, wytyczne, wyznaczające kierunek postępowania. Wiarę, iż wiem, co w życiu najważniejsze. Nadzieja uczy mnie doskonałości.
Wspomniałem w jednym z tekstów o szlachetnej transformacji. Przemianie jaką przeżywa człowiek godzien dostąpienia tego wyróżnienia. Zmiana skóry, nowopoczęcie, zmartwychpowstanie. Rezurekcja inna niż pod prysznicem. Nowe życie, gdy jeszcze pamięta się, że umarło coś pięknego i podłego jednocześnie. Słowo ostatniego pożegnania, które możemy dalej nosić w sercu. Kolejny esej mówi o mojej powieści, zbiorze opowiadań, krótko nakreśla przygodę, jaką może przeżyć każdy wdzięczny czytelnik, sięgając po moje - nie boję się tego słowa - dzieło. Czytając moją książkę również nie zmarnujemy czasu i możemy świetnie się bawić podczas lektury. Jeden esej traktuje o świętach. Pobożne życzenia pomyślności w życiu, spokoju duszy, wykwintnej uczty. Bo jak ludzie świętują? - jedząc, pijąc i rozmawiając lub jeszcze śpiewając. Otóż to! wszystko to bardzo lubię. Jak zresztą większość z nas. Wolne od obowiązków, czas dla siebie i najbliższych.
Plan działania jest ważny, nie wystarczy wlec za sobą dnia wczorajszego, o niego jedynie należy się oprzeć, by sięgnąć lepszego jutra. Fundament talentu, na którym intensywną, wieloletnią pracą zbudujemy gmach sukcesu, świetlaną przyszłość. Lojalnie przez lata krocząc pod dumnym sztandarem, ku jednemu wielkiemu zwycięstwu. Wolny od uzależnień, choćby po drodze zerwawszy wiele jarzm, wolny od małostkowości, gwoli temu dniu szczęśliwy. Wyzwolony od pragnienia zemsty, pogodzony z samym sobą, będąc tym kim się być musi. Akceptacja teraźniejszości. Na łamach moich tekstów mówiłem o poezji, filozofii, o krwi, której jedna kropla to już bardzo wiele. Muzyka i moje fascynacje najlepszym towarem. Przebojami - oczywistymi - gdy się tylko je usłyszy. Lub też takimi, z którymi trzeba się osłuchać. O filmach budzących żywe emocje, dziesiątej Muzie bez imienia. Powiedziałem też sporo o mojej chorobie, moim inwalidztwie, o tym, że jestem niepełnosprawny społecznie. Stale na lekach, o tym, że chemia to może być światopogląd. Że mam to w naturze, że mam to na dłużej. I’m a creep. Dobrze mi tak jak jest. Mogę być nikim - zgoda na to - motto mojej pracy magisterskiej. Złamię jednak kilka stereotypów, sięgnę po więcej. Imiona przeszłości zgasną w obliczu mojego. Nie wszystek umrę. Mój monolog i komputer - korek - nie pozwalający, by rozmowa zapadła w głębię bez echa. Byś usłyszał cząsteczki pamięci, eter rozedrgany w falę. Atrament nadrukowany na białą kartkę papieru.Paradoksalnie: papierowe=trwałe. Przemyślałem też odrobinę fenomen czasu. Boga bez imienia. Lecącego na okrągło. Znaczącego zmarszczkami historię naszej dumy i naszych porażek. Jest też temat książek, inspiracji najbardziej pokrewnej pisaniu. O kanonie dzieł stworzonych, o tym co już powiedziane i o tysiącu ścieżek, którymi jeszcze nie chadzano. O nowoczesności, kamerze i mikrofonie, łatwiejszym, mniej wysiłkowym w odbiorze, źródle... hm... sztuki, wiedzy. O nowych drogach zabawy w gry komputerowe, dostarczających zadowolenia obejmującego światy, pozwalających poczuć w sobie nadludzką moc, kreatywność na miarę wielkości. Powiedziałem też o moim pięknym mieście, w którym żyję od urodzenia. Rzekłem też słowo o chowaniu głowę w piasek spraw niebieskich. Skreśliłem krótką notę autobiograficzną, konkret o mnie samym. Można łowić wiedzę o twórcy z jego dzieł, poznawać go poprzez lekturę. Ale - spójrz na mnie - ja obdaruję Cię jeszcze czymś więcej. Jak bohater o stale rosnących potrzebach. Szlachetny w nowym wymiarze. Jeśli tylko chcesz - potrafisz zrozumieć. Daję słowo - to więcej niż tysiąc słów. Dowiesz się o tym za każdym razem. Dobrze już. Warto jedynie, by przekonać się, że nie warto. Trzeba odrobiny wysiłku, by zrozumieć o czym piszę, masz to jednocześnie czarno na białym. Jasno i prosto.
Ale dosyć. Mój esej o esejach jest gotowy. Trudno uczynić ostatni wers. A ty, mój drogi Czytelniku, zainwestuj czas w lekturę. Smakuj słów podniebieniem. Konsumuj bez wahania moją twórczość.