Cały ja.. Pasja twórcza, niemy przykaz, drążenie.. Moje wiersze, poematy, i jałowa proza codzienności.. Buduję od nowa blog.. To już trzeci.. Woda z nieba, promienie słońca i miękkość wiatru.. zapraszam..
sobota, 13 lipca 2024
piątek, 12 lipca 2024
SPORT I ĆWICZENIA FIZYCZNE
Dzień dobry Czytelniku.
Mój dzisiejszy temat to sport. Ćwiczenia fizyczne. Wszyscy, na różne sposoby się tym zajmujemy. Więcej lub mniej każdy z nas zna gimnastykę. A od lat dziewięćdziesiątych około, większy nacisk na piękne ciało i wytrenowane mięśnie, kładzie się we wszelakiego rodzaju mediach, w przekazie publicznym, w ogólnodostępnych wiadomościach. Porównam uprawianie sportu do zajęcia jakim jest budowa świątyni - wieloletnie, pracochłonne, wymagające dużych środków, ogromu zaangażowania. Nie jest łatwo zbudować silną i dużą obręcz barkową, wyrzeźbić mięśnie brzucha, rozwinąć klatkę piersiową, czy wytrenować muskulaturę nóg i tychże wytrzymałość. Wszystko to wymaga czasu i drogo kosztujących poświęceń. Rzecz jasna gdy chcemy, byśmy wiedzieli efekty, by osoby trzecie nie kłamały komplementem.
Jeździmy na rowerach, pływamy, spacerujemy, biegamy, uczęszczamy na siłownię. Wszystko to jest bardzo modne i na czasie, co więcej to kreatywne zajęcie, to dobre i przyjemne uczucie, gdy się rośnie. Poza tym aktywność fizyczna powoduje wydzielanie endorfin, unoszą nas one w wyższe rejony zadowolenia z samego siebie i sprawiają, że dnie nasycone są większym optymizmem, natomiast - wraz z potem - wydalamy kortyzol, hormon odpowiedzialny, między innymi, za poziom stresu.
Lubię tę chwilę, gdy nagrzane ciało obficie się poci, gdy strużka wypalonej wody biegnie po moim kręgosłupie, a krople kapią z czoła na podłogę. Gdy całe ciało jest mokre i lepkie od potu. Wówczas wiem, że trening ma wyższy sens, wyda lepsze owoce i nie zmarnowałem czasu. Trzeba uzupełnić płyny, napojem izotonicznym, wodą lub sokiem; spożyć odpowiednią ilość protein, a wówczas zbierzemy plon w postaci przyrostu mięśni i utraty tłuszczu. Prysznic to oczywista oczywistość więc to wzmianka czysto... hm... Na drugi dzień - jeśli trening zrobiliśmy na dosyć intensywnie - pojawią się tzw. “zakwasy”. Piękny dla mnie rodzaj bólu. Trenowane mięśnie dadzą sygnał, iż trening trzeba powtórzyć - bowiem najlepszy na zakwasy jest kolejny trening. By odnosić korzyść z ćwiczeń, trzeba znać trochę anatomię i być poniekąd dietetykiem. Internet i inne źródła dostarczą nam programów ćwiczeń, zaprojektują treningi: ogólnorozwojowe lub koncentrujące się nad daną partią mięśni. Istnieje wiele suplementów, pozwalających na szybszy rozwój, przyrost, na polepszenie kondycji i wydolności. Odżywki i różnego rodzaju substancje, jak, np. kreatyna, naturalnie zawarta w czerwonym mięsie, a w postaci proszku dostępna nawet w hipermarketach.
Zawodowi sportowcy sięgają granic niemożliwości, doskonalą się w swoim fachu. Mogąc robić wszystko, nie będziesz robił nic. Dlatego ścieżka jaką obiera sportowiec, jest jakby umiłowaniem jednej cnoty, ta pasja zaprowadzi nas dalej, aniżeli gdybyśmy dzielili nasz czas i wysiłek między inne. Profesją Spartiaty była walka. I temu losowi przeznaczał egzystencję. Stawał się doskonałą bronią. Analogia między sportem i walką jest trafna, bardzo bliska.
Ja uprawiam sport amatorsko, rekreacyjnie. Boksuję w worek: pięćdziesięciokilogramowy, dziesięciokilogramowy lub skórzaną gruszkę. Uczę się wyprowadzać ciosy i prokurować uniki, jak podczas pisania i znajdowania rymów. Wysiłek mój mnożę seriami przysiadów, pompek i ćwiczeń z ciężarkami. Poza tym moja praca. Jestem pracownikiem porządkowym. Mówię sobie, z angielska: “workin like it’s fitness”. Uprawiam gimnastykę przez sześć i pół godziny dziennie. Pięć razy w tygodniu przeważnie. Lubię to. Skłony, wymachy, przysiady, kilkanaście tysięcy kroków każdego dnia. W każdą porę roku pocę się mocno przy tej pracy. Nie jestem już tak sprytny, jak w latach gdy śniłem sen o potędze. Urósł mi brzuszek, ale ogólnie moje ciało jest rzetelnie wytrenowane, kinetyka moich ruchów odbywa się gładko. Ćwiczę od najmłodszych lat: grając w piłkę, przerzucając ciężary na siłowni, biegając oraz przy pracy fizycznej, która przypadła mi w udziale. Tak więc mając czterdzieści dwa lata, śmiało mogę powiedzieć, że uprawiałem sport przez kilka lat, po kilka godzin dziennie, i otóż to! jestem w tym dobry. Forma na wysokim pułapie pozwala wygodnie egzystować.
Ruch i aktywność fizyczna są bardzo ważne dla życia. Gdy planujemy je długie, musimy w codzienny harmonogram włączyć te działania. To nietrudne, np. po wypiciu kawy przerzucić trochę kilogramów, czy spocić się rzetelnie biegnąc.
sobota, 6 lipca 2024
SCHIZOFRENIA
Dzień dobry Czytelniku.
Nie pamiętam jaki to film i czyj autorytet reprezentował sławny aktor. Ale jedną z kwestii, którą wygłasza Bruce Willis zapamiętałem. Mianowicie brzmi ona tak: “Jak u kogoś zdiagnozują schizofrenię - to ja ci mówię: lepiej z nim nie zaczynaj”. Myślę, że ta choroba to błogosławione przekleństwo. Muszę jednocześnie wierzyć, iż wyłamuję się spoza tego schematu, przekraczam stereotyp, moja osobowość niesie coś więcej. Bowiem jestem chory, na tę właśnie, nieuleczalną chorobę. Ale nie chcę być strącony na margines, wypchnięty ze zbioru społeczeństwa. Biorę dobre leki - jestem wówczas jak wszyscy. Muszę wierzyć, że mogę spokojnie i w harmonii egzystować - z - i między ludźmi. Jestem pokornym złotym osiołkiem, zaprzęgniętym do pracy na rzecz dobra ludzkości. Mam trzystu kolegów, ale żadnego bliższego. Nie mam żony ani dzieci. Marzę jedynie o nich, i to nie zbyt często. Jest mi dobrze tak jak jest. Ostatnio samotność stała mi się również potrzebą. Mam dużo kontaktu z ludźmi w pracy i wszystko to bardzo lubię, ale jednocześnie cieszę się na myśl, że wrócę do mojego “biura” i będę tworzył - opowiadał siebie sobie samemu. Tworzę korek, by mój monolog nie zapadł w głębię.
Ale wróćmy do schizofrenii. U mnie objawiała się ona halucynacjami w trzech gatunkach: wzrokowe, słuchowe i zapachowe. Przestałem widzieć się na zdjęciach, widziałem sześcionogie psy, z daleka co prawda, dlatego myślę, iż to złudzenie, i jeszcze miedzy futryną a drzwiami, przechodząc tylko, spostrzegałem kątem oka, kogoś zupełnie obcego zamiast Mamy. Wydawało mi się, że z mojej toalety korzysta tabun ludzi wchodzących do domu przez telewizor u Taty w pokoju. Słyszałem głos, opowiadający mi o tym, że w mieście toczy się przewrót. Jest tak źle, że trzeba wytępić zepsucie i spalić je na stosach, co, obrabowawszy apteki z wojskowych zapasów, Zakon czyni. Że pasożyty chcą wymordować, zdolne do rodzenia kobiety, nasze skarby, a z mężczyzn uczynić niewolników. Że ruch oporu jest na ulicach, i ma plan by temu zapobiec. Trzeba walczyć bo zepsuli wodę, chleb i mięso, a nawet tytoń. O zapachach nie wspomnę bo to drobiazg, o którym szybko się zapomina. Ale to wszystko przeżywałem - czułem wówczas, że walczę o życie - ponieważ odstawiłem na trzy miesiące leki. Pokłóciłem się z rodziną, stali mi się obcy, nawet Mama, która w życiu pomogła mi najwięcej. Trafiłem finalnie do szpitala psychiatrycznego. Wyszedłem z domu idąc gdziekolwiek. W drodze zadecydowałem, że muszę znaleźć nowe źródło wody, bo wszelkie inne zatruli źli kosmici, dążący do zniszczenia ludzkości. Wyimaginowałem sobie, iż znajdę owo źródło w górach, polskich górach na wysokości pięciu tysięcy metrów nad poziomem morza. Wydawało mi się to możliwe, zapomniawszy, że nie ma w naszym kraju tak wysokich gór. Ale w jednym momencie idąc, czarną już nocą, po torach i polach, widziałem potężną emanację blasku wśród ciemności, i wierzę, iż tam właśnie wytrysłoby nowe źródło. Schizofrenia sprawia, że drobne fakty, pomruki znaczeń wydają się komponować w spójną logiczna całość wskutek tego złudzenia nabierają wyrazu prawdy i na odwrót. Po około czterdziestu kilometrach marszu, trafiłem pod jednostkę wojskową, prosząc wartownika o wodę. Odmówił zza krat bramy. Robiłem trochę zamieszania i hałasu. Przyszedł jakiś jeszcze wojskowy. Siadłem na krawężniku. Wezwali policję. Zbadano mnie alkomatem. Byłem trzeźwy. Zawieźli mnie pod komisariat - tam przesadzili do karetki i powieźli do Bolesławca.
Po wywiadzie z Panem Doktorem, na moją zgodę, zamknęli mnie na oddziale. Z kratami w oknach, zakazem wychodzenia i zaordynowanymi lekarstwami, które wziąłem. Ocalili wówczas moje życie i godność. Spędziłem tam dwadzieścia dni. Od tamtego epizodu, biorę leki regularnie. Nie mam ochoty na każdym kroku walczyć o życie. Chcę normalnie egzystować, mieć znajomych, kochać i być kochanym przez rodzinę. Przyjmuję dwa leki przeciw psychotyczne, które dobrali mi w szpitalu, małe dawki. Poza tym wszelkie traumy życiowe wywołały u mnie depresję i na to też mam tabletki. Działające. Jedzenie odzyskało smak i znów cieszy konsumpcja. Przytępienie zmysłu powonienia znika. Więcej się śmieję. Czuję większą akceptację środowisk, których jestem częścią. Już nie milkną rozmowy gdy się zbliżam, a grupa rozchodzi się w swoje strony. I widzę sens w rozmowie. Ogień twórczy też nabiera wartości. Nie jest to poezja ale tworzywo równie cenne. Aktywizujące działanie leków wywiera na mnie duży i korzystny wpływ. Bawię się pisaniem i nagrywaniem audio.
Schizofrenia to wrażenia nie-do-podrobienia. Jest ciekawie owszem. Budujesz domki z kart jak... hm... krwiopijca. Małoduszny. I czujesz realny strach, albo dreszcz uczucia, że moc rośnie. A adrenalina albo wzywa cię do walki, albo krzyczy byś uciekał. I tak pomału walka o życie to jedyny pomysł na to by je zachować. Albo uczucie rezygnacji, zgoda na to co ma się wydarzyć, a to nie przychodzi, bo to tylko złudzenia wywołane przez chorobę.