12.02.2019r.
JEDNO PRAGNIENIE
Rzuciłem wszystko. Nie
spaliłem za sobą mostu – tak mniemam – ale idę przed siebie.
Mam cel – znaleźć nowe źródło wody dla ludzkości. Wiem, że
znajdę je 5000 m. n. p. m. w polskich górach. Znalazłem na niebie
gwiazdę, która wytycza mi kurs. Nogi niosą mnie przez ulice i
bezdroża, wreszcie na tory kolejowe. Poza tym jest wojna. Pasożyt
jest agresywny i depcze mi po piętach. Wie, że ludziom do
zwycięstwa został już ostatni krok. Tylko to jest najtrudniejsze –
ten krok jest tak bardzo nie do zrobienia. Zaratustra naucza, żeby
nie porzucać przedsięwzięcia na krok przed finałem. Mam tę
wiedzę, dlatego idę ratować świat. Idę już dziesięć godzin,
może dwanaście i bardzo chce mi się pić. Woda. Kiedyś była
walka o ogień, teraz rozgrywa się walka o wodę. Bo – zapyta ktoś
– co jest w życiu najważniejsze? Dziś, bez wahania wiem, że
woda, chleb i mięso. Te trzy rzeczy trzeba zapewnić sobie po
pierwsze, gdy walczysz o przeżycie. Więc wędruję by szukać
nowego źródła wody. Psychiatra, po latach, zapytał mnie
sensownie: „a jak się wody szuka?”. Ale ja idąc nie myślę
zdroworozsądkowo, racjonalnie – wierzę, iż znajdę wodę – i
to gdzie? - w Polsce, w górach, 5000 m. n. p. m. Przecież w Polsce
nie ma tak wysokich gór. Cała teoria jaką stworzyłem, na temat
walki z pasożytami – złymi kosmitami, nagle jest nieważna, gdyż
pragnienie zajmuje całą przestrzeń mojego mózgowia. Proszę, pod
jednostką wojskową, o wodę i strażnik odmawia. Teraz jestem
pewien, że wody brakuje i tutaj. I co więcej – w powietrzu
wyczuwam woń zjedzonych wron. Myślę – oni się sprzedali.
Dopiero po drobnych perturbacjach i badaniu alkomatem – wykazującym
zero – trafiam do szpitala psychiatrycznego. I co? - jest podajnik
z wodą. Wypijam ze cztery kubeczki. Jest tu woda, bo ja jestem
niesamowity i znalazłem ją po drodze. Zdążywszy w kilka godzin
zbudować nowy wodociąg, doprowadziłem ją i tutaj. Z miejsca gdzie
było źródło, aż emanowało blaskiem, ziemia pod stopami świeciła
jak setki gwiazd. Jestem bestią, która karmi bestie.
No cóż? Jestem chorym
człowiekiem. Nie ukrywam tego. Ale leki mi pomagają. Dzięki nim
nie walczę już o życie. Jak wówczas, czego wspomnieniem jest ten
tekst. Tak było – miraże zdawały się prawdą. Halucynacje
sprawiały, że widziałem coś co nie istnieje. To był okres, w
którym na kilka miesięcy odstawiłem tabletki. To był błąd.
Rodzina stała mi się obca, wydawało mi się, że pasożyt
eliminuje powoli ludzkość, zacząwszy od kobiet. Z mężczyzn
chciałby uczynić swoich niewolników. Ale oto jestem – Nową
Nadzieją – ze zgniłego prawie ździebełka hoduję piękny kwiat
i prowadzę planetę Ziemię przez galaktyki ku nowym słońcom. W
kluczowym momencie nie poddaję się – zostaję ze swoimi, mimo że
szanse rokują odsetki procentów. Napiszę kiedyś o tym powieść –
mroczny temat ale bardzo zajmujący, ciekawy.