piątek, 3 maja 2024

O FILMACH

 Dzień dobry Czytelniku.

Wznoszę apostrofę do dziesiątej Muzy. Oby obdarowała mnie gładkim słowem, spójnym tekstem niosącym prawdziwą treść. Bowiem dziś o jej dziedzinach, o jej temacie - mianowicie o filmach. Nikt jeszcze nie pokusił się o nadanie jej imienia. Chcę być jak wszyscy więc też tego nie zrobię. Trudno powiedzieć czy więcej emocji budzi Muzyka czy Kino. Ale z całą pewnością oba warianty niosą tychże emocji ogromne pokłady. Filmy oglądam od około dziesiątego roku życia, gdy na rynek, wśród nowocześniejszych weszły magnetowidy, odtwarzacze VHS. Wiele zrobiło na mnie duże wrażenie, wręcz zmieniły mnie i moje życie. Wiele obejrzałem kątem oka, bez większej uwagi.

Zacznę od dwóch pierwszych TERMINATOR’ów i genialnej roli Arnolda Schwarzenegerra, zwłaszcza druga część oferowała treść wybuchową, świetne efekty komputerowe, wartką akcję i pomyślne zakończenie. Walki i broń prezentowały się znakomicie, jak sięgam pamięcią, grubo ponad dwadzieścia lat wstecz. Pierwsza część też mi się podobała.

Przeżycia jakie budzi kinowy seans są bardzo cenne. Wychodząc z ciemnej sali można poczuć się lepiej, mimo że film był w wymowie smutny. Tak właśnie poczułem po obejrzeniu JOKER’a, z genialną Oskarową rolą Joaquin Phoenix’a. Brudna rzeczywistość wyimaginowanego w środku Ameryki miasta Gotham sprawiła, że wziąłem moje realia, pod próbę kolejnej akceptacji i spojrzałem na nie z większym optymizmem. Gdy mowa o Jokerze to nie sposób pominąć BATMAN’a. Trzy części wyreżyserowane przez Christophera Nolan’a, w których odtwórcą głównej roli jest Christian Bale, stanowiący klasę sam dla siebie, wielka rola, dla której zachwyt nie znajduje słów by go opisać, to majstersztyk sztuki kinowej. Rewelacja, coś co na zawsze będzie we mnie. Wśród tej trylogii chciałbym wyróżnić część z roku 2008 pod tytułem MROCZNY RYCERZ. Tam też Joker to arcyrola Heath Ledger’a. Warto też powiedzieć o Tomie Hardy’m wcielającym się w Bane’a w części trzeciej, który stworzył genialnego protagonistę. Ogólnie te trzy filmy: można by mówić o nich wiele więcej, ale po co opowiadać, to trzeba zobaczyć. Poza tym Nolan to dużo wspaniałych produkcji - choćby INCEPCJA z fantastyczną rolą Leonardo Di Caprio.

Mówiąc o trylogiach trzeba wymienić Władcę Pierścieni. Genialna książka J. R. R. Tolkiena i jej ekranizacja. Wspaniała przygoda z szczęśliwym zakończeniem. Malownicze zdjęcia, szkaradne potwory i prawdziwa magia. Rewelacyjne sceny batalistyczne lub równie barwne mniejsze potyczki. Całość w tak świetnym klimacie, że to kolejna obowiązkowa pozycja dla miłośników kina.

Kolejną ważną dla mnie trylogią był do niedawna MATRIX, a był, bo teraz już to tetralogia. Co prawda zakończenie trzeciej części jakoś mi umknęło, ale cała reszta to kinowy przełom. Tu efekty specjalne weszły na nowy pułap, zyskały nową jakość. Naginanie rzeczywistości pod wytwór programu komputerowego, zniewolenie ludzkości przez maszyny, które czerpią z ciepła ciał energię. Całość jako wizja tak przekonujące i w rezultacie możliwe do bolesnej akceptacji. Genialna rola Keanu Reeves’a. Sceny walk z szczegółowo dopracowaną choreografią i połączeniem nadludzkich zdolności.

Najważniejszym filmem, choć mówię to nieśmiało, bowiem kilka cenię nieomalże na równi, ale najważniejszym filmem jest dla mnie FIGHT CLUB, w polskim tłumaczeniu PODZIEMNY KRĄG. Gdzie świetnie zagrali Brad Pitt i Edward Norton. To opowieść o tym, że wszystko co masz czyni cię zależnym, że mieszkanie może być dla ciebie więzieniem, że nie jesteś nawet parą swoich portek. Opowieść o rozdwojeniu osobowości, o próbach odnalezienia samego siebie. Dużo bójek, jeszcze więcej ciekawych konceptów i mydło. W dużym skrócie historia tworzenia się wyznań i organizacji. O tym jak ludzie potrafią wszystko przeinaczyć.

Jeszcze jeden ważny film to 300 w reżyserii Zack Snyder’a. Epickie dzieło o chwale wojowników. O nadziei na coś więcej niż tylko chwała. Wspaniałe sceny walk, z genialną choreografią. Wizja tak mocno nasycona kolorami, że wrażenie pozostaje niezatarte nawet po latach od seansu. Siła i honor, umiłowanie wolności, trochę faszyzmu w antycznym społeczeństwie. Wspaniała wizja. Druga część równie dobra i równie epicka.

12 MAŁP - opowieść o schizofrenii. Jak można sobie wytłumaczyć otaczającą cię rzeczywistość. Choroba powodująca halucynacje, sprawiająca, iż przestajesz rozumieć co jest fikcją a co prawdą. Bruce Willis w szczytowej formie i Brad Pitt równie wielki.

SZEREGOWIEC RYAN, ZRODZONY W OGNIU dwie świetne produkcje. SWORD OF THE STRANGER - anime - z rozlewem krwi, serce rosło gdy oglądałem tę opowieść. Jak kreskówki to BATMAN RETURNS 1 i 2 - rewelacja. Ważny dla mnie jest jeszcze Król Julian i PINGWINY Z MADAGASKARU. Zapamiętałem również seans HURT LOCKER. SHERLOCK HOLMES, SNATCH, ogólnie filmy Guy’a Ritchie’go są świetne. Mistrzostwo qui pro quo i rysunku charakterów. Quentin Tarantino jest równie dobry w tworzeniu kina. U niego widzi się wyraźnie jak ważny jest dialog.

Johnny Depp stworzył kilka niezapomnianych kreacji w szczególności kapitana Jacka Sparrow’a, w serii PIRACI Z KARAIBÓW. Orlando Bloom też ma w dorobku twórczym głośne kreacje. Film REQUIEM DLA SNU jako przestroga i obraz cierpienia do jakiego doprowadzić mogą narkotyki. Z tej kategorii jeszcze LAS VEGAS PARANO. ZATOICHI z roku 2003 to genialna produkcja. Reżyser i odtwórca głównej roli Takeshi Kitano osiągnął pułap jednego z najlepszych filmów. Leje się krew, mały trybik obraca wielki tryb i wszystko to pracuje w imię sukcesu. O samurajach dobre było też dwie części RUROUNI KENSHIN. TROJA, gdzie w rolę Achillesa wciela się Brad Pitt to świetna pozycja do obejrzenia. Jeszcze Jason Statham i kreacja w CRANK jeden i dwa, rewelacja. Sylwester Stallone jako ROCKY i jako RAMBO. Jet Li i Jackie Chan w rolach mistrzów Kung Fu. Mel Gibson i BRAVEHEART film o tym, że lepiej być wolnym niż żywym. PLATOON o wojnie w Wietnamie. Bardzo lubię też filmy z Tomem Cruisem. Matt Damon w kreacji BOURNE’a. Bardzo podobały mi się filmy LEON ZAWODOWIEC i DOBERMAN.

Najlepsze i najambitniejsze kino powstaje w Hollywood. Fabryka snów to najwyższy poziom twórczości filmowej. Z polskich produkcji nie wymienię żadnej, by nikogo nie wyróżniać i nikogo nie zostawić w cieniu. No i naszych filmów widziałem chyba mniej niż zagranicznych.

sobota, 27 kwietnia 2024

O GRACH KOMPUTEROWYCH

 Dzień dobry Czytelniku.

Piszę bo lubię to robić. Bawi mnie to, uważam, iż czas spędzony przy pisaniu to twórczość, budowanie ponad siebie. Wszyscy twórcy twardzi są - rzecze Zaratustra, a mój Pan Profesor twierdzi, że filologowie są bardzo różni. Jak ze wszystkim - im więcej godzin zainwestujesz, tym lepszy się staniesz w tej profesji. A co z czasem inwestowanym w zabawę? Czy ma to jakieś przełożenie na realne życie? Czy może opłaci się to dopiero po drugiej stronie? Jakaś reklama głosiła hasło: “Twoje dziecko robi coś bardzo ważnego: bawi się”. I dziś chcę ten aspekt egzystencji poruszyć, zawężając go do gier komputerowych.

Komputery pracowały w domu nieomalże od kiedy pamiętam. Dziękuję Wujkowi inżynierowi, że wprowadził ten sprzęt w moje życie i normalnym stało się, że mam własny komputer. Gdy byłem dzieckiem wykorzystywałem go jedynie do zabawy, do grania w gry. Teraz bawię się jeszcze budując bloga i nagrywając audiobooki, całkiem niedawno zaprojektowałem wizytówkę, także robię zakupy wysyłkowe, słucham muzyki, oglądam filmy, mam skrzynkę pocztową. Ale mam na myśli gry. Było ich tak wiele, że większości tytułów nie pamiętam, niektóre zajęły mnie na krótką chwilę i nie ma sensu o nich wspominać. Ale do rzeczy.

Pierwszy komputer w domu - na użytek mojego starszego brata Pawła i mój - zwał się Commodore 64. Niewiarygodna maszyna, na której graliśmy w River Raid, Commando i wyścigi formuł. W samochodówce ścierały się opony i trzeba było kontrolować i zaplanować zjazd na pit stop, by je wymienić, dolać paliwa. Zakręty pokonywało się joystickiem i potrzebna była jedynie cierpliwość. W Commando biegło się ludzikiem z karabinem i niszczyło wszystko wokół, zabijało wrogich żołnierzy. Oprócz tych trzech wymienionych gier pamiętam jeszcze walki barbarzyńców z mieczami. Coś prekursorskiego względem Tekkena i Mortal Kombat. Zadawało się kilka różnych ciosów, w czym jeden był fatalny: odcinało się wrogowi głowę i zwyciężało. Wszystko za pomocą joysticka. Te lata zacierają się w mojej pamięci i nie wiem czy to już gry z komputera Amiga 500 czy jeszcze Commodore 64.

Sensible Soccer - Amiga 500 - rewelacyjna symulacja piłki nożnej, którą do piętnastego roku życia kochałem, uwielbiałem ponad wszystko. W tę grę zainwestowałem mnóstwo godzin i byłem w nią naprawdę dobry. Sympatyczne ludziki, mające charakterystykę zdolności, kopały piłkę, by wbić ją do bramki rywali. Gapiłem się w monitor i sterowałem joystickiem aż do bólu głowy i mdłości. Z tej samej korporacji wydali Cannon Fooder. Podobne sympatyczne ludziki - żołnierze, w misjach w Wietnamie, walczące o pokój na świecie. Z każdą misją, gdy zdobywali kolejne szarże wojskowe, stawali się bardziej zabójczy. Kolejno nastąpił upgrade do Amigi i mieliśmy w domu model 1200. Tam broniłem planety Ziemia przed najeźdźcami z kosmosu w grze X-COM enemy unknown. Rewelacja, pokochałem wówczas strategie turowe z widokiem izometrycznym. Budowałem bazę, opracowywałem projekty nowych broni i samolotów, ulepszałem pancerze i zdobywałem elerium-115, nowoczesne paliwo patentu ufoludków. Ci też różnili się między sobą: sectoidy, floatery i mutony, i jeszcze kilka rodzajów. Różne rozmiary statków obcych, zestrzelonych, lub takich, które wylądowały i zaskoczyła je moja ekipa. Elementy RPG, rozwój komandosów: więcej punktów ruchu, lepsza celność, szybsza reakcja. Wszystko to bardzo lubię.

W tym samym mniej więcej czasie kupiliśmy z bratem Playstation - “szaraka” jak zwano tę maszynkę. Pierwszy Tekken - mistrzostwo świata, rewelacja, uwielbienie do granic bezsenności. Koledzy i bijatyka. Nie kończące się pojedynki. Moją postacią w jedynce był Paul Phoenix, najczęściej najlepszy podczas staczanych bitew. Joypad - nowość w zakresie interfejsu - służył mi doskonale. Moja częstotliwość klikania i pomysł na zadawanie ciosów okazywały się najtrafniejsze. Zaraz potem Tekken 2 - udoskonalony, wzbogacony kontrami; w tę część graliśmy najdłużej i najwięcej. Playstation oferowało również genialny symulator wyścigów samochodowych. Gra pod tytułem Gran Tourismo. Dziesiątki modeli samochodów, testy na prawo jazdy, tuning, za zarobione - wygranymi w wyścigach - pieniądze. Moje Mitsubiszi miało ponad osiemset koni i brakowało mu tylko skrzydeł by odlecieć. Na tę serię konsoli jeszcze pamiętam świetne wyścigi kosmicznych bolidów - Wipeout. Gdzie z bratem ścigaliśmy się o ułamki sekund, polepszając wynik na różnych torach. No i druga najważniejsza gra w mojej historii - Final Fantasy VII - największa przygoda mojego życia, serio. Genialna fabuła, gdzie ratuje się planetę przed jej “wysuszeniem” z życiodajnej esencji “mako”. Grupa bohaterów przemierza świat i walczy z przeróżnymi potworami. Oczywiście element RPG, rozwój postaci, coraz lepsze bronie, silniejsza magia, potężniejsze Summony. Czary przywołujące do walki zabójcze stworzenia, od rozpędzonych, podobnych do strusi - chocoboosów, przez Tytana przywalającego wroga trzęsieniem ziemi, aż do smoków ziejących ogniem. Ifryt, Ramuh, Shiva. Ogień zabójczy dla żywych stworzeń, błyskawica niszcząca roboty i konstrukty mechaniczne, świat bogaty w rozwiązania skuteczne, a wszystko to z piękną jak na tamte czasy grafiką. Ostatnia walka to symfonia zniszczenia. Naprawdę FF 7 to gra, dla której zachwytowi brak słów by go opowiedzieć. Kolejno jakoś koło roku 2003 kupiłem swojego pierwszego PC. Z tych czasów pamiętam Fallout Tactics i Diablo II. Spędziłem mnóstwo czasu bawiąc się świetnie. Diablo 2 to już z łącznością z Internetem, duele z żywymi graczami. Jeszcze jedna gra przychodzi mi na myśl - Scions of Fate. Sympatyczny ludzik zabijający by zdobywać doświadczenie. Pamięć przywołuje teraz Playstation 2 i Tekken 5, gdzie moim wojownikiem stał się Bryan Fury. Pro Evolution Soccer, Medal of Honor, Call of Duty. Dwa ostatnie tytuły osadzone w realiach drugiej wojny światowej. Duży telewizor zastąpił monitor z przelotką, lub mały telewizor. Ale grałem już coraz mniej. Bardziej bawiło mnie czytanie książek i trzeba było podjąć pracę zarobkową by się utrzymać, a za czym szło, że miało się mniej wolnego czasu. Ale gdy kupiłem laptopa Core i3 Lenovo, prawie przeszedłem Diablo 3. Krzyżowcem, który szarżował uderzając tarczą, miał zdolność posługiwania się bronią dwuręczną - jedną ręką. Warhammer 40000 Dawn of War - pierwsza część i druga. Genialna gra, do której myślę, iż mógłbym wrócić. Playstation 4 i Tekken 7, kolejna porcja wspaniałych bitw i pojedynków, znów jestem najczęściej najlepszy. Niedawno odzyskałem dziecięcą radość z grania. Przeszedłem Chaosbane - hack’n’slash, a teraz jestem w trakcie przygody Final Fantasy VII Remake.

Pominąłem dwa razy tyle tytułów, co wymieniłem w tym tekście. Zabawy było zatem o wiele więcej. Lemmingi, Wormsy, Resident Evil to tylko kilka przywołanych gier z przebogatego repertuaru jaki jest dostępny i wykorzystany. Civilization III. Rome Total War. Heroes of Might and Magic, Baldurs Gate, Frater, The Settlers i dużo więcej. Zapomniałem o wartym zaznaczenia Final Fantasy Tactics, które ukończyłem zwycięstwem.

niedziela, 21 kwietnia 2024

O POEZJI

 Dzień dobry Czytelniku.

Dziś o jednym z najpiękniejszych fenomenów na świecie. O poezji. Melodii, która porusza struny duszy i dźwięczy jej choćby najcichszymi tonami. O zachwycie odbierającym oddech, o oczarowaniu tak wielkim, że nie znajduje słów by się wypowiedzieć. Rodzi się pytanie: co ja o tym mogę wiedzieć w ograniczeniu swoim, albo jeszcze mogłem spojrzeć w blask tego słońca, i błądzę teraz po omacku. Niemniej jednak chcę podjąć się próby krótkiego spojrzenia na temat poezji, stworzenia przyczynka do rozmyślań, chcę być przygrywką dla lepszych graczy.

Poezja to bardzo obszerny zbiór. Można nie mieć na myśli wierszy, gdy ją konsumujemy. Smak każdego z nas to na ogół temat zakazany, synonim gustu, o którym się nie dyskutuje. Ale całe życie jest waśnią o gusta i smaki, jak rzecze Zaratustra. Sądzę podobnie, i tożsamo, jak ten Wielki Marzyciel, myślę, iż ocena rzeczy to jej skarb.

Dobrze przyrządzony, wykwintny obiad może być poezją. Z dużą dozą prawdopodobieństwa może nią być pejzaż malowany pędzlem natury, przyrody, Matki Ziemi. Spojrzenie z wysokiego szczytu (na który często wspinają się poeci) musi być swym wszechogarniającym ogromem poetyckie. Poezją może być kombinacja ciosów boksera nokautującego pretendera do tytułu mistrza świata. Są również przykłady prozy poetyckiej. Czyli sytuacja gdy zwykłe słowa nabierają magii, wzniosłości, trafiają coś, co przekracza granicę interpretacji i właśnie tam jest najbardziej sobą (Witold Gombrowicz). Głos poezji można słyszeć z wielu miejsc, spostrzegać ją w przeróżnych obrazach, smakować ją na podniebieniu w niecodziennych, lub zgoła zwykłych okolicznościach. To raczej to, co wewnątrz nas definiuje sposób odbioru rzeczywistości; warunki zewnętrzne to rzecz wtóra, ale równie ważna. Wschód słońca, jego znijście, pełnia księżyca: tu też można czytać poezję, to chwile dnia stanowiące tło dla naszych przeżyć i czyniące je wyjątkowymi. Gdy nasz ulubiony pieśniarz wprost wydziera się do mikrofonu, ale to właśnie chcemy czuć. Poezja jest bliskoznaczna pięknu - ich zbiory mają płynne, przenikające się granice i dużą część wspólną. Są podobne działaniu matematycznemu, w którym poszukujemy Pana Boga. Tylko, że liczby nie kłamią, a poeci czynią to zbyt często, zbyt wiele.

Są chwile, iż myślę, że poezja jest niemożliwa. Jesteśmy ludźmi wyrachowanymi, przynajmniej na tyle, że umiemy liczyć. Do tego przychodzi konkluzja, że przecież Mickiewicz, Słowacki i Krasiński również umieli liczyć i jednocześnie pisali poezję. To jak nieosiągalny ideał, do którego jedynie możemy się zbliżyć, ideał wykraczający poza granice poznania. Wrażliwość, emocjonalność, wysublimowanie w rozumieniu szlachetności, to i dużo więcej, determinuje sposób postrzegania codzienności, pomaga wyłowić szczegóły stanowiące o jakości danych chwil, dzieł sztuki, wytworów rzeczywistości. Nasz charakter pozwala poezji zaistnieć.

Magister poezji, inżynier poezji. Budują światy, architekturę, wznoszą gmachy i świątynie, albo dostrzegają piękno w okruchach spadających pod stół. Twórczość, kreacja, dzieło. Metafory i porównania, łączenie paradoksów, sprzeczności, ekstremum; wesoło zaśpiewany smutek: to wszystko wyraz sztuki poetyckiej.

Warto oprzeć się o autorytety. Historia wydała na świat rzeszę poetów. Ale do naszego przekonania trafiają nieliczni, innych zgoła nie rozumiemy. Wspólny zachwyt nad konkretnymi przeżyciami, przedmiotami sprawia, że jednoczymy się z dziełem sztuki, czy to będzie rzeźba, obraz czy wiersz. Odnajdujemy w tym siebie lub wyższą rację. Czytając widzimy, że tekst broni się sam. Poezja rodzi się w nas, stwarzamy ją współudziałem w dziele sztuki. Kochamy i rozumiemy wówczas poezja święci pełnię.

sobota, 20 kwietnia 2024

O FILOZOFII

 Dzień dobry Czytelniku.

Dzisiejszy esej przeznaczam, poświęcam tematowi filozofii. Chcę przedstawić moje spojrzenie na tę, jakże doniosłą kwestię, modną, aktualną i zaprzątającą wiele głośnych umysłów. Spróbować zrozumieć sposób widzenia świata, oglądania go, z perspektywy filozofa.

Przeczytałem wiele książek o tym przedmiocie, jeszcze więcej pozostało do przeczytania. Za niektóre - zabrawszy się - odłożyłem, gdyż nic w ograniczeniu swoim, nie rozumiałem. Większość książek filozoficznych to rozmyślania bez fabuły i takie czytać mi najtrudniej. Czyste dzielenie głosu na cztery lub odwrotnie. Sto zapisanych stron, które pointuje jedno zdanie. Analiza i synteza. Nie chcę też w tym tekście przedstawiać historii filozofii, tego jak kształtował się proces jej rozwoju i na jakich ścieżkach się to działo. Raczej rzec o tym, że wszystko ma swoją filozofię, nawet brukowanie chodnika, czy montaż mebli. O tym jak słowo to nabrało uniwersalnego wydźwięku, charakteru. Nie nudzę się - rozmyślam o filozofii. O umiłowaniu mądrości. Pewnie wszystko, co mogę wyrazić zostało już powiedziane. Ja tylko rearanżuję na nowo słowa, kombinując alfabet, zajmując Tobie Czytelniku czas, obiektywizując punkt widzenia. Wiele z mądrości, które wyczytałem w książkach klasyfikowanych jako filozoficzne, jest bzdurą, w najlepszym razie banałem; truizmem, który chce się przepchnąć ogółowi, by myślał właśnie w ten sposób. Niektórzy zasłynęli tylko jedną prawdą, jak przykładowo Kartezjusz i jego “myślę więc jestem”.

Również na odwrót: wiele książek fabularnych, sporo beletrystyki przemyca na swoich stronach różne poglądy filozoficzne i w takiej formie są one przeze mnie najłatwiej przyswajane. Przykładowo Platon, opowiadając o Sokratesie definiował spojrzenie na rzeczywistość. Witkacy w ramach powieści, spiętrzających ostateczność, która puchła i tężała, aż do finalnego momentu eksplozji, wykładał swoje teorie. Pominąwszy wielu znaczących, znajdujemy dla mnie najważniejszego: przełomowy, rewelacyjny, jedyny tak trafny i uniwersalnie mądry - Zaratustra - filozofia, która stała się poezją. Dzielnie dzierżącą młot i druzgoczącą wieże nonsensu. Mówiąca, że ciało to świątynia, a duch jest tylko duchem, że wymyśla się duszę na przestrzeni lat, gdy doroślejemy. Twierdząca, iż lubi krew i pisze się krwią, a ta jest duchem, że duch jest żołądkiem i ptaka to tylko żołądek. Zezwalająca nie zachowywać mniemań, chcąca - być może - cię oszukać. Dla której stracony jest dzień bez tanecznych pląsów, namawiająca by stawać na głowie. A wszystko to opowiedziane na przestrzeni życia filozofującego młotem Niemca, mieszkającego samotnie w jaskini, gdzie pokarm i miody znosi mu orzeł, gdzie radzi się, opiera o mądrość węża. To Nietzschego słowa przeżuwałem najdłużej, zęby mieliły je i tarły, jak dobre ziarna, które mi mlekiem w dusze spłynęły. Gdyby trzeba było wybrać jedną jedyną książkę, jedyną filozofię, to dla mnie wybór jest prosty: Tako rzecze Zaratustra.

Na co dzień kieruję się w życiu zasadą good prosperity (filozofią, o tej z angielska brzmiącej nazwie, której nazwę zapożyczyłem od rapera PIH). Praktykuję ją na własny sposób. Mówię o tym co lubię, co mi się podoba, co jest dobre, mnożę i dodaję. To co mnie denerwuje i uważam, iż jest słabe - przemilczam, w wyjątkowych jedynie okazjach mówię czego nie trawię. W Hollywood wszyscy mówią o sobie dobrze, dlatego święcą dobrobyt. Układa się im i jeden chwali drugiego, a ten z kolei poleca trzeciego. I tak kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa. Wiktorii jeszcze bardziej spektakularnej od uprzedniej. Zbawiciele nie konają już na krzyżu, przybici do niego gwoździami, ale wśród okrzyków zachwytu, znajdują ukojenie na stosie płatków róż.

Filozofia jest inspiracją. Z siebie toczącym się pierścieniem. Jeżeli potrzebujesz go - popchnięciem - by ruszyć z miejsca. Na jej rusztowaniu budujesz własny gmach wyobrażeń i gustów, zapatrywań na rzeczywistość. Filozofia to klucze otwierające bramę do basenu morza poznania. Można pławić się w nim i nurkować. Łowić na wędkę ryby i poławiać perły, wydobywane z muszli ku uciesze oczu i serca. Filozofia to drogowskaz na drodze rozwoju osobowości. Umiłowanie mądrości niesie jedną zbawienną radę: zakochaj się! Filozofia to urywki i fragmenty tworzące pełnometrażowy film, to owoce rozmyślań, konsumpcja mądrości i przeżuwanie jej.

niedziela, 24 marca 2024

O CZYM JEST TEN BLOOG...

 Chcę dziś podsumować moje dotychczasowe działania na przestrzeni blooga. W dużym skrócie zapisać co udało się zrobić. O czym mówiłem, co czytałem, jakie treści zawarte są na tych stronach, co znajdziemy interesującego w mojej przestrzeni internetowej. Największy skrót to introdukcja pod tytułem. Twórczość to zwycięstwo, zapisywanie słów, w kombinacjach, z jakimi jeszcze nigdzie nie mieliśmy do czynienia, to krok ku lepszej przyszłości, droga do lepszego jutra. Gdy tworzę mam uczucie, że moc rośnie, że uwznioślam codzienność, z powszednich - dni - mienią się w świąteczne.

Bloog powstał w roku 2018 - musiałem przenieść go ze stron, które przestały być wspierane i likwidowano je. Tam odwiedziło mnie przeszło dwadzieścia tysięcy czytelników (przez kilka lat), co jest wynikiem raczej słabym. Ten bloog ma poczytność jeszcze mniejszą, ale wierzę, że warto publikować i świetnie się przy tym bawię więc treści przybywa. Tegoż roku - 2018 - opublikowałem najwięcej wpisów, w znakomitej większości moje wiersze, do rymu, czarno na białym, jasno kreślące moje prawdy, opowiadające o mojej miłości, o greckich mitach, o przeżyciach i zachwytach, o tym co przebija serce, co je cieszy, o tym jak wymyślam sobie duszę. Dla Mamy, dla Taty, dla moich dzieci. Między tymi publikacjami trzy poematy: BOSKI - tragifarsa, z podziałem na role, rymowana; krótka wędrówka po wyimaginowanych krainach myślowych, propagująca Marihuanę, zakończona śmiertelnym wystrzałem z rewolweru, sięgająca anielskich progów, wchodząca w pustelniczy dom, budząca ze snu starego Boga, wizytująca w biurze samej Śmierci. JESTEM, poemat oktawami, które są rytmem nie wędzidłem. Przegląd ważnych dla mnie kwestii, wciąż otwartych, niedokonanych. O DRUGIEJ STRONIE, cykl jedenastu fragmentów o wolności drugiego świata. Wstępne słowa do moich dzisiejszych działań na polu literatury - opowiadań. Poza tym dwa opowiadania, dwie rozprawki. Moje zasady wypunktowane kolejno, moje drogowskazy na ścieżce jaką podążam. Dużo wierszy ma objętość małych poematów i trzeba cierpliwości by przeczytać je w całości.

Rok 2019 to jedenaście publikacji. Uczęszczam w moim mieście do biblioteki przy ulicy Piastowskiej na zajęcia pod tytułem: “Literackie bazgroty, pisemne pieszczoty” (czy jakoś tak). Ja nazywam to warsztatami literackimi. Wiele lat, trudno teraz doliczyć się początków. Co trzy tygodnie spotykamy się w małym gronie by tworzyć, rozmawiać, komentować. Pani Kasia podaje temat i piszemy. Zajęcia trwają około dwóch, trzech godzin. Pijemy kawę lub herbatę. Zgromadziłem wiele luźnych stron, jeden zeszyt zapełniłem prawie całkowicie i już napełniam kolejny. Jednego dnia postanowiłem część przepisać i opublikować. Krótkie teksty, niektóre z krótkimi komentarzami. Dobrze się bawiłem pisząc je, a publikacja to też twórcza praca.

2020 - 24 publikacje. Ze stycznia najwięcej, bo to jeszcze kontynuacja cotrzytygodniówek pisanych w czytelni. I do czerwca tegoż roku kolejne krótkie teksty warsztatowe, które polubiłem na tyle by się nimi podzielić. Natomiast z początkiem drugiej połowy roku opublikowałem nagrane na mikrofon, obrobione dźwięki. Chyba mogę nazwać to podcast’ami. Karol IRZYKOWSKI - Metamorfozy Mojskiego. Opowiadanie przy którym uśmiałem się zdrowo, podczas pierwszej lektury. Interpretuję tekst Irzykowskiego. Ojciec zadżumionych Juliusz SŁOWACKI. Pomysł by to nagrać przyniosła epidemia Covid-19. Najbardziej wzruszający tekst jaki czytałem w moim życiu. Żadne ze słów nie opowie, trzeba to przeżyć. Dwie kolejne publikacje to moje teksty, czarno na białym, beznamiętnie, ale czytelniku nie musisz się zastanawiać co poeta chciał powiedzieć, masz tu czystą prawdę, która jest prawdą. Tego samego roku jeszcze kilka tekstów warsztatowych i jeszcze kilka przeczytanych liryków, które łatwo odsłuchasz.

Rok 2021 - jedna publikacja. Dziennik uwodziciela KIERKEGAARD. Dzieło filozoficzne. Krótkie. Uczę się interpretować teksty, czytać je do mikrofonu. Po czym obrabiam dźwięk z przejęzyczeń i drobnych pomyłek. Piętnastominutowy fragment.

Rok 2023. Postanowiłem w ten czas, pod koniec tego okresu rozliczeniowego, pisać eseje. Krótkie teksty, na wybrane przeze mnie tematy. Może felietony, pomimo skromnego dorobku literackiego, ale to ja tworzę i nazywam więc mogę pokusić się i o takie stwierdzenie. O cudownej przemianie i nowym życiu. O rzemiośle, o genialnym, rewelacyjnym, nieśmiertelnym Zaratustrze. O moich zasadach, o zasadach Walecznych Orłów, sformułowanych około 2009 roku, publikowanych w 2018. Ale szeroko o poszczególnych punktach, między innymi o Rodzinie i Lojalności. Wgryzałem się w temat i wysysałem krew, może nie do ostatniej kropli, ale tak by się nasycić. Pełny elektroniczny arkusz, który zajmie dobrą chwilę, gdy czytasz.

Rok 2024 - jeszcze trwa, minął dopiero pierwszy kwartał. Kolejne eseje i dwa przeczytane fragmenty. Z Nietoty Tadeusza MICIŃSKIEGO i coś co jeszcze czytam: Na Wspak - Joris Karl HUYSMANS. Dekadenckie dzieła.

Zapraszam do lektury Czytelniku. Można marnować czas, ale moje teksty mam nadzieję okażą się owocne. Jestem bowiem inspirujący. Choćby przez zasadę: “jak on może, to i my potrafimy”. Gdy konsumujesz moją twórczość włącza się zielona lampka, mówiąca o tym, byś sam zabrał się do działania.

piątek, 26 stycznia 2024

BO TO NASZE PIĘKNE MIASTO

 Dzień dobry Czytelniku

Jestem legnickim lwem, niosę klucze. Nasze piękne miasto, zbudowane nad rzeką Kaczawą, na mapie pogodowej, leży gdzieś między Wrocławiem, a Zieloną Górą. Na południowym zachodzie Polski. To jedno z najcieplejszych miast naszego kraju. Wielka bitwa miała miejsce na polu pod Legnicą ponad siedemset pięćdziesiąt lat temu. Pamiętam widziałem plakaty na obchody tej okrągłej rocznicy gdy byłem jeszcze dzieckiem. Teraz miasto zaludnia około stu tysięcy mieszkańców. Co warte jest zobaczenia, zapamiętania, co stanowi o pięknie naszego miasta, o jego wartości. W Legnicy wszędzie jesteś u siebie. Architekci przemieszali stare miasto z nową zabudową. W Rynku stoi kilka wieżowców, tuż obok Śledziówek i zabytkowego Ratusza, wciąż użytkowanego w celach społecznych. Trzy potężne, piękne i bardzo stare kościoły zakreślają jakby ścisłe centrum Rynku. Katedra, Kościół Ewangelicki Marii Panny (nazywam go też angielskim, na dwu wieżach ma krzyże) i kościół Świętego Jana. Wszystkie warte zobaczenia, nie tylko z zewnątrz, ale także ze względu na piękne wnętrze, ozdobione mnóstwem rzeźb i obrazów; z wielkimi ołtarzami. Śmiało kościoły te nazwać można dziełami sztuki. Kościołów w Legnicy jest dużo więcej, ale mniejszych i z wartych uwagi dwa, stojące w “dzielnicy cudów”, zwanej tak z powodów wysokiej przestępczości.

Ludność w większości, jak mniemam, mieszka w blokach, znacznie mniej w kamienicach, czy domach jednorodzinnych. Widać wyraźnie, gdy wracam z pracy, w stronę osiedla Kopernika i Piekar arteria jest zakorkowana, zaś na drugą, można rzec - zachodnią - stronę rzeki jedzie się szybciej. Dużo się buduje. Ludzie wciąż chcą tu mieszkać. Remonty trwają, chociaż jeżeli chodzi o jakość jezdni i chodników to nie wygląda to dobrze.

W centrum umiejscowiony jest Park Miejski - płuca miasta. Szeroka aleja spacerowa wiedzie przez środek, nieomalże całą długość parku. Na jednym krańcu znajdziemy fontanny, które symfonią dźwięków i kolorowych świateł (o pewnych porach latem) robią wrażenie. W centrum parku przy siedzibie LPGK możemy zwiedzić palmiarnię: wielką szklarnię i mini ogród zoologiczny. Różne rodzaje roślin oraz ptaków, małe małpki i żółwie są do obejrzenia, z tego co pamiętam bezpłatnie. Park to też ogromne połacie zieleni, mnogość ławeczek, stare drzewa, nowoczesny stadion klubu piłki nożnej Miedź Legnica. Piłkarze grali w ekstraklasie w minionym sezonie, teraz walczą o punkty w pierwszej lidze. Pan Prezydent jest wielkim fanem zespołu. Prezydent, który piastuje ten urząd już co najmniej trzecią kadencję, właściwie wcześniejszego nie pamiętam. Brakuje miastu krytych basenów, zaryzykuję twierdzenie, iż jest tylko jeden - “Delfinek”, przy szkole podstawowej, czynny dla mieszkańców dopiero po południu. Zbudowano natomiast odkryty - sezonowy - ale klimat w kraju nie jest sprzyjający.

Legnicę zdobią pałac i zamek: pałac zwany Akademią Rycerską i Zamek Piastowski, którego dawno temu bronił przed najazdem Tatarów Henryk Pobożny, książę. Józef Ignacy Kraszewski w jednej ze swych powieści o dziejach Polski, poświęcił spory fragment bitwie pod Legnicą. Twierdził ów genialny autor w treści książki, iż obrońca Legnicy zginął z głową, od rany odniesionej w pachwinę (jeśli dobrze pamiętam), dopiero potem odcięli mu głowę napierający barbarzyńcy, chcąc zniszczyć morale naszego rycerstwa. Nie udało im się nigdy zdobyć miasta, wówczas chronionego murami. Rzeczone budowle są wielkie i piękne, Zamek zdobią dwie wysokie wieże, Akademia Rycerska dobre dwadzieścia lat temu święciła trzysta lat istnienia.

Dwa wielkie kominy zakreślają granicę miasta. Jeden wieńczy hutę miedzi i ołowiu, drugi ciepłownię. Dymią swe wyziewy, położone w okolicach niewielkich lasków. Huta w pobliżu Lasku Złotoryjskiego, ciepłownia gdzieś koło Pątnowa. Stanowią dwa duże kombinaty zapewniające pracę wielu robotnikom. Szpital Wojewódzki to trzeci kraniec miasta. Jego wielki gmach, niebieski, to moje miejsce pracy. Mądrzy doktorowie leczą tu setki osób potrzebujących pomocy. Czwartym z krańców jest Legnicka Specjalna Strefa Ekonomiczna. Mnogość wielkich hal produkcyjnych, gdzie pracę znajduje wielu mieszkańców, zarabiając godne pieniądze. Ale praca w fabryce należy do gatunku ciężkich i intensywnych, wyrabianie wyśrubowanych norm, nie liczenie się z pracownikiem, to codzienność tych zakładów.

Warto na pewno wspomnieć o Tarninowie, dzielnicy dużych domów. Mam na myśli niewielkie kasztele, zameczki. Każdy inny od drugiego, z indywidualnym charakterem, wzbudzającym mały podziw. Tam też mieści się stadion drugiego klubu piłkarskiego: Konfeksu Legnica. Sam trenowałem grę, w ich barwach, przez około półtora roku, uczęszczając wówczas jeszcze do podstawówki. Miasto ma kilka siłowni, jedna z nich: TKKF Śródmieście odniosła wiele sukcesów międzynarodowych w dyscyplinach trójboju, mistrzostw świata i Polski. Sam pod tym sztandarem w roku 1998 zdobyłem wicemistrzostwo Polski, w wyciskaniu na ławeczce leżąc. Ważąc niespełna sześćdziesiąt kilo, w wieku siedemnastu lat, podniosłem osiemdziesiąt pięć.

Mamy też w Legnicy wyższą uczelnię. Państwową Wyższą Szkołę Zawodową - Collegium Witelona. Przy ulicy Hutników, z bramą od ulicy Sejmowej. Kompleks kilku wielkich gmachów z czerwonej cegły. Kierunki inżynierskie i humanistyczne. Studenci z miasta i okolic zdobywają tu wykształcenie i dyplomy. W naszym mieście znajdziemy kilka hoteli i jedną dużą galerię handlową. Kilka hipermarketów i wiele dyskontów, mnóstwo aptek. Około dziesięciu bibliotek, w tym jedną - główną - pełniącą rolę czytelni. W budynku po loży masońskiej. Odbywają się tam promocje autorów, co trzy tygodnie zajęcia warsztatów literackich, (na które uczęszczam ładnych kilka lat) i różnego rodzaju wydarzenia. Biblioteka ta, przy ulicy Piastowskiej, pulsuje życiem kulturalnym.